W trzy lata odwiedziliśmy z nimi wszystkie kontynenty, wszystkie strefy klimatyczne oraz czasowe. Na ponad stu slajdowiskach oraz innych imprezach podróżniczych śpiewaliśmy wietnamskie karaoke, jedliśmy marynowaną nogę słonia i nieomal nie rozwaliliśmy praskiej kamienicy przy pomocy jedynie afrykańskich bębnów. Grupa Totutotam obchodzi swoje trzecie urodziny.
Pierwsze slajdowisko Totutotam odbyło się w styczniu 2009 roku na warszawskiej Pradze. Od tamtej pory grupa Totutotam nie próżnowała. Oprócz ponad stu slajdowisk zorganizowali liczne wydarzenia podróżnicze. Ola Synowiec i Łukasz Kopeć – założyciele Totutotam – nie mogą już nawet się ich doliczyć. – Był cykl imprez Street Culture Project, który pokazywał poszczególne kontynenty z tej mniej typowej strony – mówi Ola –Od strony kultury miejskiej, sztuki ulicy. Były gry miejskie w Indiach, japońskie komiksy, meksykańskie murale i lekcje języka brazylijskiej faweli. Namalowaliśmy nawet kilka podróżniczych graffiti. Łukasz przekrzykuje ją: - No i niesamowite Powitanie Słońca, najpierw na Polach Mokotowskich, potem w Parku Skaryszewskim. Czyli niedzielne atrakcje dla całej rodziny w azjatyckim stylu. Tai Chi, joga na pięćdziesiąt osób, sztuki walki, tybetańskie gongi, latawce, opowiadanie azjatyckich baśni… Ola żywiołowo wylicza na palcach: Sylwester Bałkański, Urodziny Pragi, Mix Kultur Party, Festiwal Mandragon, który współorganizowaliśmy, tybetańska gra miejska w ramach Piekarni dla Nepalu, impreza wietnamska, irlandzka, brazylijska…
To tu, to tam
Co do jednego są jednak zgodni. Przez te trzy lata działalności Totutotam poznali mnóstwo ciekawych ludzi: podróżników, pasjonatów, inspirujących indywidualności. Na slajdowiskach, które od początku organizowane są w pubie Sens Nonsensu na Pradze, odwiedziliśmy z nimi wszystkie strefy klimatyczne i czasowe. Z Mikołajem Golachowskim byliśmy na zimnej Antarktyce, a z Agatą Chęcińską na gorącym karnawale w Rio. Z Jackiem Grabowskim bawiliśmy się na imprezach na Ibizie, a z Marcinem Magnusem przeżyliśmy powódź w Leh w Indiach. – Sens Nonsensu, w którym organizujemy spotkania, ma przytulną, domową atmosferę – mówi Ola – dzięki temu dystans między opowiadającym a publicznością praktycznie nie istnieje. Łukasz śmieje się: Kiedyś ktoś z opowiadających nazwał przed slajdami swoją prezentację „prelekcją”. Zdrowo się uśmiał, gdy już w Sensie Nonsensu zobaczył, jak daleko mają te spotkania do oficjalnych wystąpień. Cowtorkowe spotkanie Totutotam to raczej okazja do wymiany doświadczeń przez podróżników, złapania inspiracji i informacji przed kolejną podróżą, a także przyjemna odskocznia w odległe krainy w zimne, warszawskie wieczory.
Autobusem nocnym w podróż życia
Wszystko zaczęło się równie luźno i spontanicznie. Ola i Łukasz nie znali się wcześniej zbyt dobrze. – Kojarzyliśmy się z widzenia, bo wysiadaliśmy z autobusu nocnego na tym samym przystanku, na Grenadierów przy rondzie Wiatraczna – wspomina Łukasz. – I czasami jak Łukaszowi zdarzyło się w tym nocnym przysnąć, to ja go budziłam na naszym przystanku – śmieje się Ola – Innym razem to on budził mnie i strzegł tym samym przed wylądowaniem na złowieszczej pętli na Rembertowie. Z czasem zaczęli ze sobą rozmawiać. Podczas jednego takiego wspólnego powrotu do domu Łukasz powiedział Oli, że wybiera się do Indii. „Musisz zorganizować później jakieś slajdy, pokazać zdjęcia, opowiedzieć!” – rozentuzjazmowała się Ola. Przed wyjazdem Łukasz zorganizował jeszcze imprezę pożegnalno-urodzinową, na którą zaprosił Olę. – To była pierwsza, jeszcze nieoficjalna, impreza w Sensie Nonsensu – mówi Łukasz – Sens nie był jeszcze otwarty, a nawet nie był jeszcze Sensem. Na urodzinach wspólnie wymyślaliśmy dla niego nazwę.
Pierwsze slajdowisko
Gdy Łukasz wrócił z Indii, Sens Nonsensu dopiero co się otworzył, a Łukasz postanowił zorganizować tam slajdowisko, do którego namówiła go Ola. „Zrobiłbym te slajdy” – napisał mi Łukasz – „ale nie mam rzutnika” – wspomina Ola – „Załatwię rzutnik” – odpisałam krótko. I tak się zaczęło. Znajomy Emil przyniósł komputer, ktoś inny nagłośnienie. Znalazło się jeszcze parę osób, które chciały opowiedzieć o swoich azjatyckich przygodach. Podczas tego pierwszego spotkania swoje zdjęcia prezentowała m.in. Asia Mostowska, założycielka podróżniczej kawiarni Południk Zero w Warszawie. Asia przejechała Tybet na rowerze. Pewnego dnia była tak chora, że z tej choroby i zmęczenia padła. Obudziła się po kilku dniach w jednym łóżku z całą tybetańską rodziną. Łukasz opowiedział wtedy o indyjskim weselu, w którym przez przypadek zdarzyło mu się uczestniczyć, oraz o grze miejskiej, którą zorganizował w Varanasi. – Okazało się, że ludzie, którzy przyszli na to spotkanie, też chcieliby opowiedzieć o swoich podróżach – opowiada Ola - i tak okazało się, że zrobimy następne slajdy i jeszcze następne, i jeszcze następne… No i oto stuknęły nam trzy lata.
Miłość o smaku wodorostów
Na trzecim slajdowisku Łukasz poznał swoją dziewczynę – Elę. Ela przyszła spóźniona na slajdy swojego kolegi, a że było bardzo dużo ludzi, nie mogła wcisnąć się do środka – uśmiecha się Łukasz – Pomogłem jej otworzyć drzwi i znaleźć miejsce w środku. A że był straszny ścisk, całe slajdy staliśmy bardzo, bardzo blisko siebie… Totutotam stało się tak wielką częścią ich życia, że nie mogli sobie poradzić z wakacyjną przerwą, którą co roku robią. Czegoś nam brakowało we wtorkowe wieczory, odczuwało się jakąś dziwną pustkę bez slajdów – mówi Ola –zaprosiliśmy więc znajomych ze slajdowisk do nas do domu. Tak powstały spotkania „Totutotam Penthaus”. Co tydzień wybierali się do jednego kraju: gotowali typową dla tego miejsca potrawę, oglądali film z tego kraju albo robili inną związaną z danym kierunkiem rzecz, na przykład grali w rosyjską mafię. Pewnego razu koleżanka, która mieszkała jakiś czas w Japonii, zrobiła dla nas zupę z wodorostów – krzywi się Łukasz. Była całkiem niezła! – przekrzykuje go Ola. To gotowanie tak weszło im w krew, że teraz czasem przygotowują coś do jedzenia wspólnie z opowiadającymi w Sensie Nonsensu. Na jedno slajdowisko o Indiach przygotowaliśmy niemalże dwunastodaniową kolację! – śmieje się Ola. Były też lizaki o smaku chillli, pasztet z krokodyla i marynowana noga słonia.
Nagie zdjęcia i inne zabawne historie
Atrakcji na Totutotam nie brakuje. Kiedyś po afrykańskich slajdach z Anną Goc-Antosik zorganizowaliśmy jam bębniarski. – wspomina Łukasz – To było tylko kilka, no może kilkanaście bębnów, a rozwibrowaliśmy całą kamienicę. Z jednego ze stolików wibrującym krokiem zeszła popielniczka i stłukła się na podłodze. A za barem kołysały się wszystkie butelki. Bo na Totutotam zawsze jest wesoło. Niespodzianki? Wpadki? – Łukasz próbuje sobie przypomnieć więcej zabawnych historii – Przed wieczorkiem irlandzkim wszystko mieliśmy zapięte na ostatni guzik. Przynajmniej tak nam się wydawało. Planowaliśmy koncert irlandzkiej grupy Entheos, załatwiliśmy nagłośnienie, mikrofony… Okazało się, że mikrofony są, faktycznie, ale nie mamy na nie stojaków, a chłopaki grali na gitarach, więc nie mogli ich trzymać w ręku… Wzięliśmy więc masywny, drewniany wieszak i szarą taśmą przykleiliśmy do niego mikrofony. Zdjęcia z koncertu są niesamowite: Entheos,a przed ich twarzami ten ogromny wieszak i szara taśma. Ola dorzuca także swoje wspomnienia: Innym razem gościliśmy u nas znanego warszawskiego dj-a, notabene geja, który pokazywał u nas slajdy z Islandii. Zdjęcia i krajobrazy były piękne, owszem, ale na co drugim zdjęciu na pierwszym planie, przed wszystkimi wodospadami i wulkanami, gościł nie kto inny, a owy dj, do tego w totalnym negliżu. Urozmaiceniem było jedynie to, że czasami było to jego ujęcie od tyłu, a czasami en face, a raczej en… - chichocze Ola.
Które to tak właściwie slajdowisko?
- Jest jeszcze jedna wpadka… - ścisza głos Łukasz. Ach, ta – zasępia się Ola. – Powiemy? – Powiemy. Otóż – wyjaśnia Łukasz – w maju 2011 roku zorganizowaliśmy z wielką pompą setne slajdowisko Totutotam. Był znany film „Long Walk”, materiał wspomnieniowy, konkursy, info do mediów, no i w ogóle z przytupem. Kilka dni przed hucznym setnym spotkaniem Ola jednak doliczyła się, że to wcale setne spotkanie nie jest. Kopsnęliśmy się gdzieś po drodze – przyznaje Ola – i z bodajże 53. numerowanego spotkania przeskoczyliśmy od razu na 64… Nie mogli jednak już nic odwołać, więc strzegli tej tajemnicy aż po dziś dzień. Teraz zaś już z pewnością setkę już przekroczyli. Trzecie urodziny są zaś trzecimi bez żadnych wątpliwości.
Trzecie urodziny Totutotam odbędą się 3 stycznia 2012 roku w Sensie Nonsensu w Warszawie, na ulicy Wileńskiej 23. Odbędzie się tam rozstrzygnięcie III Turystycznego Konkursu Fotografii Kiczowatej, gdzie wybrane zostanie najbardziej kiczowate zdjęcie z wakacji. Będą też fragmenty najlepszych slajdów w historii slajdowisk, materiał wspominkowy przygotowany przez Olę i Łukasza, a także inny, przygotowany przez stałych gości. Na przybyłych czekają też liczne podróżnicze konkursy z nagrodami.
NA TEMAT: