Guinness, kultowe irlandzkie piwo, słynie nie tylko ze swojej ciemnej, rubinowej barwy, od której nazywany bywa czarnym towarem. Wyróżnia się również wyrazistym smakiem i gęstą, kremową pianą. Na próżno szukać jego odpowiednika wśród innych trunków. Opatentowana receptura jest pilnie strzeżona od ponad 250 lat. Od początku swojego istnienia piwo warzone jest w Dublinie. W 1759 roku Arthur Guinness zrobił życiowy interes, wynajmując stary browar St James’s Gate na następne... dziewięć tysięcy lat! Biznes dziedziczyli kolejni potomkowie założyciela (miał 21 dzieci!), tworząc wspólnymi siłami piwne imperium.
Toast za św. Patryka wznosi się irlandzkim piwem
Narodowy trunek Irlandii jest nie tylko jej wizytówką na całym świecie, stanowi też nieodłączną część lokalnej tradycji – zwłaszcza w Dniu św. Patryka, patrona Zielonej Wyspy.
Patryk urodził się pod koniec IV wieku, prawdopodobnie w Walii. W wieku 16 lat został porwany przez irlandzkich korsarzy. Po kilku latach młodzieńcowi udało się zbiec na statku do Francji, gdzie został kapłanem. Legenda głosi, że pod wpływem rozpaczliwego nawoływania, które słyszał we śnie, powrócił do Irlandii, by ewangelizować pogan. Patryk umiał zjednać sobie tłumy, tłumacząc dogmaty wiary w najprostszy sposób. Tajemnicę Trójcy Świętej wyjaśniał na przykład za pomocą trójlistnej koniczyny – trzy listki na jednej łodyżce były jej uproszczoną ilustracją. Umierając, Patryk zostawiał Irlandię schrystianizowaną.
NA TEMAT:
Co roku, dla upamiętnienia śmierci ulubionego świętego, 17 marca Irlandczycy organizują huczne parady, wkładają zielone stroje i godzinami przesiadują w pubach, gdzie zgodnie z tradycją wypijają symboliczną szklaneczkę whiskey i niezliczone litry piwa. Oczywiście nie byle jakiego! W kuflach Irlandczyków króluje rubinowy Guinness.
Warto zaznaczyć, że popularne na świecie picie zielonego piwa nie należy do irlandzkich zwyczajów. Podczas Dnia św. Patryka w Irlandii, w powodzi wszystkich odcieni zieleni, czarny towar nie zmienia swojej barwy.
Czynne codziennie od 9.30 do 19.00; wstęp: od 14 euro
Muzeum Guinnessa
Jedna szklanka Guinnessa w zupełności wystarczy, by poznać historię irlandzkiego piwa oraz proces jego tworzenia. Trzeba po prostu do niej wejść. Mowa oczywiście o muzeum Guinness Storehouse, którego wnętrze zaprojektowane zostało w kształcie ogromnej szklanki piwa. Wystawa rozmieszczona została na siedmiu piętrach. Na początku trasy można zgłębić proces selekcji składników: w ogromnych beczkach wystawiono jęczmień, drożdże i chmiel, którym można przyglądać się z bliska i w powiększeniu. Doznanie potęguje ostry, specyficzny zapach wydobywający się ze zbiorników.
Koniecznie trzeba wstąpić do gabinetu Arthura Guinnessa, w którym można obejrzeć słynną umowę dzierżawy na 9 tys. lat. Dalej zwiedzający mają szansę zobaczyć, w jaki sposób warzy się piwo. Maszyny hałaśliwie mieszają składniki, a w powietrzu zaczyna unosić się aromat Guinnessa. Wystawa prezentuje także metody transportu gotowego trunku, poczynając od modeli wozów konnych.
Ciekawostką jest audiowizualna ekspozycja, poświęcona humorystycznym opowiastkom „znad kufla”, zasłyszanym w niejednym irlandzkim pubie. Na kolejnym piętrze przygotowano maraton filmów reklamowych Guinnessa.
Finałową atrakcją muzeum jest przeszklony bar na jego szczycie. Gravity Bar ma kolisty kształt, dzięki czemu można stąd podziwiać całą panoramę Dublina. To najlepszy punkt obserwacyjny w mieście. Zwłaszcza, że pięknym widokom towarzyszy degustacja piwa.
Tradycje barmańskie
Chluba Irlandii mogłaby być nazwana trunkiem cierpliwych. Nalanie perfekcyjnej pinty (czyli wypełnienie szklanki o pojemności 0,568 litra) zajmuje ponoć 119,53 sekundy. Barmana absolutnie nie można pospieszać, bo Guinness to nie tylko piwo, ale i cały rytuał.
Najpierw należy wypełnić trzy czwarte szklanki, trzymając ją pod kątem 45 stopni. Potem cierpliwie czekać, aż piana osiądzie. Dopiero wówczas można dolać trunku do pełna. Ponoć ta swoista ceremonia w latach 90. spowodowała, że niektórzy piwosze zniechęcili się do słynnej marki. Mało kto chciał czekać na zaspokojenie pragnienia. Wówczas zaczęły pojawiać się nowe kampanie reklamowe. Slogany przekonywały, że to, co najlepsze przydarza się tylko tym, którzy czekają. Spoty prezentowały również poprawną technikę nalewania irlandzkiego piwa. Dzięki temu ta powolna praktyka przerodziła się w pożądany spektakl. Guinness nalany w pośpiechu nie byłby już legendarnym czarnym towarem.
Rekordowy Guinness
Ile kufli piwa może unieść jeden barman? Okazuje się, że nawet 21, czego dowiódł Oliver Strumpfel, pokonując jednocześnie dystans 40 metrów. Rekord w najszybszym piciu piwa należy natomiast do Amerykanina, Stevena Petrosino, który wypił litr w 1,3 sekundy!
Spis tego typu piwnych osiągnięć możemy znaleźć w Księdze Rekordów Guinnessa. Skojarzenie jej tytułu z twórcą irlandzkiego piwa nie jest przypadkowe. W 1951 roku sir Hugh Beaver, ówczesny dyrektor browaru St James’s Gate, udał się na imprezę strzelecką, podczas której doszło do kłótni. Uczestnicy spierali się o to, który z ptaków łownych jest najszybszy w Europie. Okazało się, że odpowiedzi nie można znaleźć w żadnym podręczniku. Sir Hugh uznał, że podobnych pytań jest zbyt wiele i zasugerował stworzenie przejrzystego zbioru ciekawostek.
Pierwsze wydanie Księgi ukazało się w sierpniu 1955 r. Zaledwie kilka miesięcy później stała się ona bestsellerem w Wielkiej Brytanii. Ten obszerny informator, wydawany co roku, nieustannie zaskakuje rekordami przyrodniczymi i łamiącymi kolejne granice ludzkich możliwości.