Podstawowe dolegliwości na trekkingu
Najczęstsza dolegliwość na trekkingach to odciski, obtarcia, zwichnięcia, ewentualnie złamania. W każdym razie powinniśmy mieć odpowiednie plastry, bandaż (także elastyczny – do unieruchamiania) i altacet do robienia okładów zmniejszających opuchliznę.
Niska temperatura związana z wysokością, chłodne, "ostre" powietrze (dobrze jest oddychać przez zakrywającą usta chustkę) czy chodzenie w przepoconej bieliźnie (pamiętajmy, że mokra bawełna bardzo nas wychładza – lepiej spisuje się odzież "oddychająca") to z kolei przyczyna przeziębień, zapalenia gardła czy nawet płuc.
Objawy choroby wysokościowej
Najgroźniejsza jest jednak choroba wysokościowa, związana zgodnie z nazwą z wysokością, a dokładniej – z jej wpływem na niedotlenienie organizmu. Nie dotyczy ona wyłącznie himalajskich wspinaczy – na łatwym technicznie Kilimandżaro lub choćby na Mont Blanc i innych alpejskich szczytach też nas może dopaść. Mało tego – mogą doświadczyć jej także ci, którzy po górach wcale nie chodzą, a po prostu z poziomu morza przylecieli na dużą wysokość (tak dzieje się np. jeśli przylecimy do tybetańskiej Lhasy, boliwijskiego La Paz czy peruwiańskiego Cusco).
Jej lekkie objawy (ból głowy, otępienie, szybka zadyszka, mdłości, apatia, ale też problemy ze spaniem, często wymioty) dotyczą niemal każdego, a na jakiej wysokości się pojawią, to już sprawa indywidualna. Zazwyczaj lepiej w górach czują się niskociśnieniowcy.
Leczenie choroby wysokościowej
Powszechne wśród wspinaczy zażywanie aspiryny (rozrzedza krew, a tym samym ułatwia dotlenianie) w świetle najnowszych badań budzi różne kontrowersje. Chodzi m.in. o krwotoki, które na dużych wysokościach w wyniku rozrzedzenia krwi trudno jest zahamować, a zdarzyć się mogą (upadek, skaleczenie). Różne są też opinie na temat stosowania tabletek typu diamox, uważanego za lek na chorobę wysokościową. Najlepiej ustalać te sprawy z lekarzem indywidualnie.
Podstawą leczenia choroby wysokościowej i tak zawsze jest stopniowa aklimatyzacja i picie dużej ilości płynów (4-5 l dziennie, nawet jeśli nie czujemy pragnienia). Warto też stosować się do rad miejscowych "górali" – w Peru będą nam zalecać np. picie naparu z liści koki (nie bójmy się, w takiej postaci to nie narkotyk), a w Nepalu – spożywanie potraw z czosnkiem. W razie czego trzeba jak najszybciej zejść niżej. I to zanim zaczniemy mieć objawy obrzęku płuc (plucie krwią) czy mózgu (zaburzenia równowagi, utrata przytomności).
Trekking w pełnym słońcu
I jeszcze jedno – nigdzie, a zwłaszcza w górach, nie zapominajmy o filtrach i okularach przeciwsłonecznych. Na dużej wysokości, wśród pokrytych śniegiem przestrzeni, słońce operuje szczególnie mocno, nawet w czasie pochmurnego dnia. Spalona twarz wcale nie wygląda ładnie, nie mówiąc o wysokim zagrożeniu czerniakiem, jakie wiąże się z nadmiernym opalaniem. Zaś brak ochrony oczu możemy przypłacić bolesną – i wprawdzie mijającą – niemniej bardzo przykrą ślepotą śnieżną.