Nie wiem, jak się uchowała. Leży w najbardziej turystycznym regionie tego kontynentu, a jej wybrzeże – przynajmniej to zachodnie, wzdłuż którego jechaliśmy – sprawia wrażenie dzikiego serca Europy. Już na promie z włoskiego Livorno czuć południe, szczególnie gdy na horyzoncie pojawiają się wrośnięte w strome zbocze białe domy Bastii. Prom płynie ze trzy godziny, więc ktoś uciął sobie drzemkę; budzi się, spogląda w stronę brzegu i oznajmia: – Przecież to wygląda jak Ameryka Łacińska. Bo rzeczywiście ten widok Korsyki z oddali jest latynoski – stromizna, budynki pnące się po niej tak wysoko, że gdy chcesz sięgnąć wzrokiem najwyżej położonego, porazi cię słońce i wbijesz oczy w burtę.
Wyspa jak górska twierdza
– To nie wyspa, to kontynent! – wyraził się na temat Korsyki pewien amerykański dyplomata i miał sporo racji. Góry wysokie, wyrzeźbione jak najprawdziwsze Alpy, lasy gęste i zielone, morze błękitne jak marzenie o lecie i gdzieś pomiędzy tym wszystkim pyląca pustynia. Widziałem tę wyspę kiedyś z samolotu, jak na dłoni. Wracałem z Tunezji i pilot sprawił mi przyjemność jej widokiem za oknem. Widać było postrzępioną linię brzegową, śnieżną wręcz biel lagun i wcinających się w nie pionowych skał. Teraz dotykam jej z bliska. Południe. Francja. Europa. Lipiec, a pusto i przestrzennie. Podobno na południowe wybrzeże ściąga więcej turystów. Tu na zachodzie wyspy jakby martwy sezon, gdy na rowerach z sakwami suniemy wzdłuż lazurowego morza.
Korsyka przypomina górską twierdzę wystającą z morza. Najeżdżali ją chyba wszyscy, których pamiętamy z historii. W każdym razie ci, którym bujny cywilizacyjny rozwój pozwalał na ambitne plany podboju sąsiednich lądów. A leży na jej szczęście i przekleństwo w rejonie, w którym narodziła się europejska cywilizacja (jak twierdzi Norman Davis w książce „Europa” – nie mogła narodzić się gdzie indziej).
NA TEMAT:
Korsyka to teren dla doświadczonych i wprawionych kondycyjnie rowerzystów
Wnętrze wyspy to system górskich grani, które przez długie wieki rozdzielały osiadłe w dolinach górskie klany. Gdzieś w takich warunkach historyczno-geograficznych rodził się na wyspie bunt, ruch separatystyczny, trwający do dziś. Korsykańscy rebelianci skutecznie odstraszali inwestorów, podkładając bomby. Opóźniło to turystyczny boom, zepchnęło masy wczasowiczów w inne strony świata.
A Korsykanie nadal uważają się za Korsykan. Już w Bastii słychać ten język: inny, jakby nieznany, choć ze znajomymi skądinąd tonami; coś jak połączenie włoskiego i francuskiego. Podobno więzi klanowe ciągle pulsują między ludźmi. Korsykanie zajmują czołowe miejsca w rankingach zdrowia i dobrego samopoczucia. Słońce, ruch, wymuszony ukształtowaniem terenu, wino, owoce morza i dobre relacje z innymi.
Korsyka rowerem
Na Korsyce żyje jedynie 275 tys. ludzi. Surowość, to pierwsze, co określa tę krainę. Tym lepiej dla nas. Nic nie zastąpi tu rowerów. Dzięki nim przestrzeń odbieramy wszystkimi zmysłami. Planowaliśmy zacząć w Bastii, odbić na północ na półwysep Corse, a potem przez I’lle Rousse, Calvi dotrzeć do Porto. To mniej więcej 300 km, średnio 40 dziennie, co przy licznych podjazdach daje solidnie w kość. O tym nie można zapomnieć: Korsyka to teren dla doświadczonych i wprawionych kondycyjnie rowerzystów. Na wielu górach i krętych serpentynach można zostawić płuca. Nagrodą za wysiłek są jedne z najbardziej spektakularnych krajobrazów na Ziemi. Skaliste ściany wpadają wprost do morza, drogi wiją się nad przepaściami, jakby celowo wystawiały na próbę odwagę kierowców, człapią po nich dzikie świnie z okolicznych lasów, a cały czas towarzyszy nam widok Alp Korsykańskich. To ich granią wiedzie najdłuższy i jeden z najtrudniejszych szlaków górskich w Europie – R20.
Trasa: 1. Półwysep Corse
Trasę zaczynamy od objazdu półwyspu Corse na północy. Swoim kształtem przypomina ludzki palec, jakby specjalnie wystawiony, żeby nadziali się na niego europejscy najeźdźcy. Mówi się o nim, że to wyspa na wyspie. Najbardziej wysunięty w kierunku kontynentu, od zawsze stanowił strategiczny punkt dla kupców. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę kupieckie klany z Genui, żyjące z wina i oliwy, które starały się utrzymywać z mieszkańcami półwyspu przyjazne stosunki. Genueńskie rody budowały na skalistym wybrzeżu wieże-strażnice, chroniące przed zakusami innych przybyszów z kontynentu. Dokładnie te, które mijamy, jadąc wzdłuż wybrzeża. Kolonialna, „nowobogacka” architektura kontrastuje z tą z okolicznych wiosek, przycupniętych wśród winnic, skał i lazurowych zatoczek.
2. Pustynia Agriates
We wsi Casta odbijamy w prawo w kierunku Saleccia – najpiękniejszej plaży na wyspie. Zanim do niej dotrzemy, czeka nas 12-kilometrowy zjazd szutrową drogą przez pustynię. Desert des Agriates (zdj. shutterstock.com), rejon na południe od półwyspu Corse, pokrywają nagie skały i śródziemnomorska makia. Trudno uwierzyć, że sto lat temu tętniło tu życie. Na zimę z górskich hal schodzili nad morze pasterze, wracając do swoich poletek, na których uprawiali oliwki. Mieszkańcy sami doprowadzili do wyjałowienia ziemi, regularnie wypalając pola przed zasiewami. Do tego doszły trawiące wyspę pożary. Dzisiejsza pustynia rozpościera się bezpośrednio nad morzem, tuż przy białych plażach.
3. Salecia
Piaszczysta Saleccia słynie z niezwykłego koloru wody w zatoce i położenia – oddalona od dróg asfaltowych, w pobliżu znajduje się tylko jeden kemping. Nocą powraca widmo dawnego świata; bezmiar ciszy, cykady i niebo białe od gwiazd.
4. San Antonio
La Balagne. Wstajemy jeszcze przed świtem, zwijamy namioty i ruszamy w trasę. Przed nami wyzwanie: wjazd do San Antonino, położonego dosłownie na wierzchołku góry, ponad pół kilometra ponad taflą morza. Usytuowanie miasteczka tłumaczy tylko i wyłącznie średniowieczna strategia obronna.
Gdy docieramy na szczyt, ledwo oddychamy, ale czeka nas nagroda: szklaneczka miejscowego specjału – gęsty, zimny sok z limonki i kawa w najwyżej położonej kawiarence, skąd roztacza się jedyna taka panorama: z lewej mur Alp Korsykańskich z płatami śniegu na turniach, po prawej morze, aż po rozmyty horyzont.
5. Calvi
Calvi, kolejne miasteczko na naszej trasie, to elegancki, zadbany kurort z dobrą kuchnią. Przypomina mi trochę Lazurowe Wybrzeże. Zupełnie inaczej niż w Saint-Florent, podobnym raczej do włoskiej Toskanii.
6. Corte
Kiedy busem wracamy do Bastii, zatrzymujemy się w Corte, byłej stolicy Korsyki. To ciągle bastion tutejszego nacjonalizmu, o czym świadczą choćby napisy na murach i przekreślone sprejem francuskie nazwy. Spaleni słońcem i przewiani wiatrem, odpływamy promem do Livorno.