Kiedy 55-letni Guido Huwiler usłyszał, że jego syn – Mischa Gasser – będzie reprezentował Szwajcarię w narciarstwie dowolnym podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu, wiedział, że musi być przy nim w tak ważnym momencie.
Razem z dwa lata starszą żoną, Ritą Ruttimann, postanowili dotrzeć do Korei Południowej, żeby mu kibicować. Nie kupili jednak biletów na samolot. Postanowili dostać się tam... rowerami.
NA TEMAT:
Żeby zdążyć, wyruszyli rok wcześniej. Opuścili swój dom w Olten (ok. 70 km od Zurychu) w lutym 2017 roku. Przemierzyli 20 krajów – m.in. Włochy, Chorwację, Czarnogórę, Turcję, Gruzję, Iran, Tajlandię, Laos i Kambodżę.
Najtrudniejszym odcinkiem był dla nich Trakt Pamirski – droga przebiegająca przez kraje Azji Centralnej, m.in. Uzbekistan i Kirgistan. Momentami wije się na wysokości przekraczającej 4000 m n.p.m. Jazda rowerem w takich warunkach naprawdę daje w kość. Po pokonaniu tego etapu para musiała przez trzy tygodnie regenerować siły.
Na granicy z Chinami napotkali inną przeszkodę. Huwiler nie otrzymał wizy. Przez wiele długich miesięcy spędzonych w podróży 55-latek zdążył zapuścić imponującą brodę. Twierdzi, że gdy nie zgodził się na jej zgolenie, odmówiono mu możliwości wjazdu. Część drogi musieli pokonać więc samolotem.
– Dotrzeć tutaj i zobaczyć mojego syna, który na nas czekał... To było bardzo wzruszające – powiedział Huwiler w rozmowie z Reutersem.
Obecnie para kontynuuje podróż przez Koreę Południową. W planach mają lot do Japonii, skąd planują powrót do domu. To jednak nie koniec ich podróży. W Szwajcarii planują wyrobić wizy do Chin, Mongolii i Rosji, by ruszyć w dalszą drogę.