W jurcie półmrok i zaduch. Mimo ponad 30-stopniowego upału zarówno drzwi, jak i okrągły świetlik znajdujący się u góry jurty są szczelnie zamknięte. Na zewnątrz szaleje burza piaskowa, właściwie w ostatnim momencie znaleźliśmy na tej bezkresnej pustyni schronienie. A raczej to schronienie znalazło nas.
– Dzień dobry! – dobiegł nas krzyk z nadjeżdżającego z tyłu samochodu. To Mongoł o imieniu Mandal postanowił zaryzykować i wyrzucić z siebie jedyne słowa, jakie znał po polsku. Strzał w dziesiątkę! Wyjść z szoku nie mogliśmy jeszcze przez dłuższą chwilę, zwłaszcza że Mandal był pierwszą osobą, jaką spotkaliśmy po przekroczeniu granicy rosyjsko-mongolskiej. Zaprosił nas do swojej jurty na nocleg, zaraz za niewielkim pagórkiem.
Tak powitała nas Mongolia, w której na rowerze spędziliśmy blisko trzy tygodnie. Przez Darchan, Erdenet i Bulgan dojechaliśmy aż do położonego w samym centrum kraju Karakorum – dawnej stolicy Mongolii. Stąd przez aktualną stolicę, Ułan Bator, udaliśmy się na północ, aby wrócić do rosyjskiego Irkucka na lot powrotny.
– Skąd wiedziałem, że jesteście z Polski? Nie wiedziałem! – wybucha śmiechem Mandal, niemalże rozlewając czaj na podłogę jurty. Zwyczajnie w świecie zgadł, a tych kilku słów, obok „na zdrowie” i „Solidarność”, nauczył go pewien Polak, który jakiś czas temu także pomieszkiwał. – Opowiadał mi, że sporo ludzi u was podróżuje na rowerach, więc od razu pomyślałem, że możecie być z Polski – tłumaczy łamanym rosyjskim.
Mandal przez wiele lat pracował jako pogranicznik, gdzie nieco nauczył się języka rosyjskiego, teraz, na emeryturze, zajmuje się wypasem baranów. Te, zaraz za jurtą, w zwartej grupie próbują ratować się przed burzą piaskową.
– Słyszałem ostatnio w radiu – mówi Mandal – że w Mongolii na każdą osobę przypadają 23 zwierzęta hodowlane! Dacie wiarę? Tylko 23 sztuki?! Ja mam tutaj co najmniej ze 300. – Z dumą prostuje się na maleńkim taborecie.
Królestwo pasterzy
Mongolia to królestwo pasterzy. W kraju żyją niecałe 3 mln ludzi, zwierząt hodowlanych jest zaś 50-70 mln. Co ciekawe, aż 62% ludności mieszka w miastach. Jak śmieje się Mandal, ze swoimi 300 baranami wyrabia normę za 13 mieszczuchów.
Hodowla jest najsilniejszą gałęzią gospodarki Mongolii, z drugiej strony zaś największym zagrożeniem dla ekosystemu kraju. Administracja mongolska ogłosiła ostatnio, że dawno już utracono kontrolę nad regulowaniem populacji bydła i może to w niedalekiej przyszłości znacznie wpłynąć na stepową florę.
Nie pomaga tutaj nawet występujący zimą dzud, czyli masowe wymieranie zwierząt na skutek zbyt niskich temperatur i braku pożywienia. Podczas jednego z większych dzud, w 2010 r., stepy Mongolii pokryło 8 mln trupów, a kilkanaście tysięcy pasterzy zostało bez swoich stad.
Cały artykuł o wyprawie rowerowej przez Mongolię przeczytasz w kwietniowym wydaniu miesięcznika „Podróże”.