Południe wyspy Rodos jeszcze do niedawna było okolicą dziką i nieznaną. W połowie lat 90. fani windsurfingu odkryli tuż za poligonem wojskowym wioskę Prasonisi. „Wioska” to może za dużo powiedziane, bo w tamtym czasie znajdowała się tam jedynie mała tawerna rybacka. Szutrowa droga nie zachęcała turystów, a jedyna atrakcja – latarnia morska – była trudno dostępna. Płaska piaszczysta plaża i nic wokół.
Rodos - raj dla fanów sportów wodnych
Odkrycie tego miejsca okazało się jednym z kluczowych w świecie windsurfingu, a dziś także i kitesurfingu. W niedługim czasie na Prasonisi powstały trzy bazy windsurfingowe (w tym dwie polskie), a droga z szutrowej zmieniła się w asfaltową. Wieczorem można teraz wybrać spośród dwóch restauracji. Przyjezdni zatrzymują się w jednym z sześciu hotelików na wybrzeżu. Nie brakuje też kamperów, nielegalnych namiotów i przewijających się po okolicy turystów.
Na styku mórz
Dlaczego Prasonisi – piaszczysta plaża na południu Rodos, gdzie turystycznych atrakcji praktycznie nie ma – stała się krainą szczęścia dla tylu ludzi? Powodów jest sporo. Do najważniejszych zalicza się wiatr meltemi wiejący zazwyczaj z siłą 4-7 stopni w skali Beauforta oraz długą zatokę z płaską wodą lub falami. To miejsce, gdzie zderzają się ze sobą dwa morza: Śródziemne i Egejskie, tworząc idealne warunki do uprawiania sportów wodnych. Sezon na Rodos trwa od maja do końca października.
Rodos / Fot. Shutterstock.com
Od kiedy pamiętamy, Prasonisi była miejscem prawdziwego sportu, a my zaczęliśmy regularnie się tam pojawiać już jako małe dzieci. Rodzice śmigali na deskach, my śmigaliśmy za rodzicami. Typowy dzień na Rodos zaczynał się od biegania po plaży. Na śniadanie jedliśmy melona z miodem i twarożkiem, potem szybko taklowaliśmy sprzęt – i na wodę. Im wcześniej, tym więcej miejsca do pływania.
Po trzech lub czterech godzinach intensywnego windsurfingu biegło się na lunch, czyli sałatkę grecką lub pysznego hamburgera w kantynie przy bazie. Po południu znowu na wodę – aż do zmierzchu, kiedy chwytając ostatnie promienie słońca, można było upajać się prędkością ślizgu. Wieczorem zwykle jechaliśmy do typowej greckiej wioski Kattavia oddalonej o 9 km. Siedzący na gankach starzy Grecy pozdrawiali nas gardłowym „kalispera”, a bezpańskie koty biegały pod nogami.
Zwykle raz w tygodniu na kolację jedliśmy gyrosy od gospodyni Marii w trochę bardziej oddalonej, bo o 25 km, miejscowości Genadi. Polacy są tam do dziś serdecznie witani. Czego trzeba więcej? Na noc wracaliśmy do Prasonisi na zasłużony odpoczynek, żeby sprostać kolejnemu dniowi z nową siłą.
Rodos: Gdy przychodzi flauta...
Wybierając się na Rodos, trzeba też wziąć pod uwagę najgorszy dla prawdziwego windsurfera wariant, czyli flautę. Na szczęście nie zdarza się to często. I niezupełnie oznacza nudę. Dno morskie pełne jest ryb, muszli, kałamarnic i skorupiaków, więc półgodzinna wędrówka z maską i rurką do pięknej skalistej zatoczki zapewni nam rozrywkę na cały dzień. Do obejrzenia jest również latarnia morska na małej wysepce przy wybrzeżu – spacer zajmie około godziny. Nieco bardziej szalonym osobom polecamy wyjazd do miejscowości Monolithos i skakanie ze skałek – ale na własną odpowiedzialność!
W grę wchodzi też bardziej tradycyjne zwiedzanie. Pierwsze skojarzenie z Rodos to oczywiście Kolos, olbrzym stojący u wrót portu. Aby go zobaczyć, należałoby się przenieść do czasów starożytnych, chociaż podobno plany odbudowania posągu są coraz bardziej realne. Dzisiejsze miasto Rodos zachwyca architekturą, wielkim portem, gdzie można zobaczyć perełki ze świata żeglarskiego, niezliczoną liczbą barów, restauracji i oczywiście sklepów z greckimi pamiątkami.
Wieczór na Rodos / Fot. Shutterstock.com
Do znajdującego się nieopodal miasteczka Faliraki wielu turystów jeździ ze względu na życie nocne. My nigdy nie widzieliśmy tylu ludzi odurzonych alkoholem i odbijających się od klubu do klubu. To raczej miejsce dla osób o silnych nerwach, które lubią wyzwania.
Szukając spokojniejszego klimatu, warto wybrać się do pięknie oświetlonego w nocy Lindos ze starym miastem i licznymi tawernami. W centralnej części wyspy znajdziemy mniejsze wioski. Dominują tam hotele, w których czas spędzają osoby nastawione głównie na wypoczynek i spokój – opalanie się nad basenem z drinkiem z parasolką w dłoni.
...i wraca wiatr
Kiedy znowu przychodzi upragniony podmuch, na Prasonisi najlepiej wybrać jedną z trzech dostępnych baz: Wind4Fun, Prasonisi Center lub ProCenter. Pierwsze dwie należą do Polaków, toteż bez problemu będziemy mogli się porozumieć, wykupić lekcje, wypożyczyć sprzęt, skorzystać z piłkarzyków czy hamaków. O bezpieczeństwo na wodzie nie trzeba się martwić. Na miejscu są motorówki, więc jeśli cokolwiek nam się przydarzy, zawsze ktoś przyjedzie pomóc – zarówno jeśli uprawiamy kitesurfing, jak i windsurfing.
Atmosfera jest dobra, bo sportowa. Jak potrzeba, każdy pomoże, doradzi, zażartuje. Warto się dogadać z pracownikami baz, to naprawdę wspaniali ludzie – sami na Rodos pracowaliśmy. I kiedy wracaliśmy, spaleni słońcem, nawet nie było smutno na lotnisku. Bo w głowie już planowaliśmy kolejne wakacje na wyspie.
Windsurfing na Rodos praktycznie
SŁOWNICZEK
quiver – pokrowiec na sprzęt
meltemi – suchy, regularny wiatr pory ciepłej (maj-październik) we wschodniej części Morza Śródziemnego
Bft – skala Beauforta (liczy 12 stopni)
taklowanie – przygotowanie sprzętu windsurfingowego do pływania
ślizg – bardzo szybki windsurfing, przypomina latanie
kalispera – „dobry wieczór” po grecku
flauta – brak wiatru
BAZY WINDSURFINGOWE
www.wind4fun.pl, www.prasonisicenter.com, www.prasonisi.com
Obozy dla młodzieży: www.nikocampkursy.wix.com/nikocamp
CENNIK
Godzina zajęć: ok. 55 EUR, wypożyczenie deski i żagla na tydzień: 280 EUR, transfer z lotniska: 40 EUR, gyros: 3 EUR.
CO ZABRAĆ NA RODOS
Krem z filtrem, japonki, czapkę z daszkiem, boardshorty lub kostium kąpielowy, ręcznik, dobry humor.
Zadbaj o swój wzrok! Duży wybór okularów i soczewek znajdziesz na Vision Express kody rabatowe.