Powietrze przeciął głośny gwizd. Melodia rozkołysała trawy, spłynęła łagodnie po zboczu, by utonąć w falach oceanu. Powinni usłyszeć ją wszyscy w promieniu 3 km. Silbo, język gwizdów, na Teneryfie nie jest już tak powszechny, ale wciąż bywa przydatny.
– Kiedyś podczas karnawału straciłem z oczu kolegę. Dzięki silbo bez problemu się odnaleźliśmy. Przy okazji odpowiedziało kilka osób z La Gomery, które przyjechały tu świętować. Przyjaźnimy się do dziś – Damian Acosta uśmiecha się na to wspomnienie. Ma śniadą cerę, gęste czarne włosy, rysy rzeźbione przez słońce i wiatr. Wśród jego przodków musieli być Guanczowie – pierwsi mieszkańcy Wysp Kanaryjskich. W ich żyłach płynęła krew Berberów. Przynajmniej według jednej z teorii.
– Ekonomicznie należymy do Europy, geograficznie do Afryki, sentymentalnie do Ameryki Łacińskiej. Od czasów wielkich odkryć statki wypływające z europejskich portów w drodze do Nowego Świata zatrzymywały się na wyspach. Również w drodze powrotnej archipelag pełnił funkcję przystani. Kultury musiały się więc przenikać – tłumaczy Acosta.
Skok pasterza – nowa dyscyplina sportu prosto z Teneryfy
Damian podpiera się tyczką, która przewyższa go niemal dwukrotnie. Trudno uwierzyć, żeby ten kawał drewna ułatwiał marsz. A jednak pasterze wypasający kozy w masywie Teno nie ruszali się z domu bez lancy, jak nazywali długi, prosty kij. Umożliwiała szybkie pokonywanie dużych odległości. Metalowy szpic gwarantował stabilność, bez trudu można było przeskoczyć dowolną przeszkodę.
Dziś pasterzy wyręczają ogrodzenia pod napięciem, lance wciąż są jednak w użyciu. Najczęściej przez młodych, wysportowanych mężczyzn, choć i kobiety chętnie próbują swoich sił w nowej dyscyplinie sportu. Jej nazwa przypomina o pierwotnym zastosowaniu tyczki – salto del pastor oznacza po prostu „skok pasterza”.
Damian najpierw wbija lancę w ziemię i obraca się zwinnie. Powierzchnia tyczki jest gładka, a jej średnica umożliwia wygodny chwyt. Chłopak przeskakuje spore głazy jak gdyby od niechcenia, coraz trudniej dotrzymać mu kroku. Kiedy wyrasta przed nami spora ściana, wydaje się, że to koniec wycieczki. Po raz kolejny lanca żłobi w ścieżce dołek, Damian opiera na niej cały ciężar ciała i bez problemu „maszeruje” pionowo w górę, aż do półki skalnej. Wciąga za sobą tyczkę i uśmiecha się zawadiacko. Schodzi jeszcze szybciej. Przypomina strażaka zsuwającego się po ześlizgu. Każdy jego ruch jest precyzyjny, widać latami ćwiczoną technikę.
Skok pasterza stał się na Teneryfie dyscypliną sportową, fot. Karolina Tomas
Masyw Teno
Masyw Teno znajduje się na północno-zachodnim krańcu Teneryfy. Wypiętrzył się jako jeden z pierwszych, jest więc niepowtarzalny pod względem geologicznym.
Agencja El Cardon NaturExperience, dla której pracuje Damian, stawia sobie za cel przybliżenie turystom prawdziwego oblicza wyspy i dbanie, by jej tradycje były wiecznie żywe. Kładzie nacisk na poznawanie świata natury, który na Wyspach Kanaryjskich zasługuje na szczególną uwagę.
Na obszarze Teno zachowała się tradycyjna architektura, fot. Karolina Tomas
Podziemne atrakcje Teneryfy
Walorów przyrodniczych i atrakcji Teneryfy nie można oceniać powierzchownie. Trzeba sięgnąć głębiej, pod powierzchnię wody, żeby przybić piątkę z żółwiem zielonym, ścigać się z barakudami, schować w cieniu dwumetrowej płaszczki i stanąć oko w oko z aniołem morskim, jak czasem określa się raszplę. Albo zejść pod ziemię, gdzie nie docierają promienie słoneczne, a skały opowiadają historię wyspy.
Siedzimy w absolutnej ciemności. Mrugam, próbując rozrzedzić czerń, ale nic z tego. Nie widzę nawet własnej dłoni przytkniętej do nosa. Cisza aż piszczy w uszach. Zastanawiam się, czy pozostali czują spokój, czy czekają w napięciu, podobnie jak ja. Po kilku minutach włączamy czołówki. Wracają zastygła lawa, drążone przez nią korytarze i ciekawość.
Cueva del Viento powstała w wyniku erupcji wulkanu Pico Viejo. Lawa pahoehoe wydrążyła ponad 18-kilometrowy tunel, czyniąc ją piątą najdłuższą na świecie jaskinią pochodzenia wulkanicznego.
– Pahoehoe jest jak gęsty miód. Po zetknięciu z chłodnym powietrzem jej powierzchnia szybko zastyga, tworząc skorupę. W środku lawa wciąż płynie. Tak powstają korytarze i jaskinie – Monika Wroniecka potrafi zarazić miłością do wulkanów.
Monika Wroniecka oprowadza po Cueva del Viento (Jaskini Wiatrów), fot. Karolina Tomas
Szybko uczymy się rozróżniać gatunki lawy. Stąpamy ostrożnie, podłoże jest nierówne, a potknięcie grozi zadrapaniami. Lawa aa jest chropowata i ostra. – Łatwo zapamiętać jej nazwę. Zapewne taki dźwięk wydalibyście, gdybyście próbowali przejść po niej boso – żartuje przewodniczka.
Trekking na Teneryfie
Teneryfa piękne ma nie tylko wnętrze. Krajobraz Parku Narodowego Teide przypomina inną planetę – tak mógłby wyglądać spacer po Marsie. Pejzażem włada Teide – wulkan i najwyższa góra Hiszpanii (3718 m n.p.m.). Dominują odcienie brązu i czerwieni. Na próżno szukać tu zieleni Teno. Błękit wisi nad głowami, ocean został dużo niżej.
Skały przyjmują najdziwniejsze kształty: Roque Cinchado przypomina trochę maczugę, nazwa Zapato de la Reina sugeruje, że formacja ma kojarzyć się z pantofelkiem królowej, jest też La Catedral – katedra. Pożywka dla wyobraźni. Całe skupisko nosi miano Roques de Garcia i przyciąga spory tłum turystów.
Roques de Garcia w Parku Narodowym Teide na Teneryfie, fot. Karolina Tomas
Nic dziwnego, wędrówka wśród skał nie należy do najtrudniejszych, a krajobraz na długo zapada w pamięć. Nie mamy jednak szczęścia. Wędrujemy niecałą godzinę, kiedy stajemy przed sznurkiem zagradzającym dalszą drogę. Jest i strażnik. Dalej iść nie wolno. Trwa sezon polowań na muflony. W przeciwieństwie do nas zwierzęta muszą świetnie zdawać sobie z tego sprawę – nie udało się nam wypatrzyć ani jednego.
Teide dziś śpi, podobnie jak inne wulkany Teneryfy. Ostatnią erupcję odnotowano na wyspie w 1909 r. Trudno uwolnić się jednak od myśli, że każda drzemka kiedyś się kończy.
Wspinaczka na Teide
Wdrapanie się na najwyższy szczyt Hiszpanii wymaga pozwolenia. Można je uzyskać bezpłatnie drogą elektroniczną na stronie www.reservasparquesnacionales.es. To jedna z większych atrakcji Teneryfy – chętnych jest dużo, a liczba pozwoleń ograniczona. Nie warto zwlekać.
Ze względu na ryzyko choroby wysokościowej odradza się wędrówkę osobom nieprzygotowanym kondycyjnie. Piechurzy mogą zatrzymać się na jedną noc (nie dłużej) w schronisku Altavista Refuge na wysokości 3260 m n.p.m. Na wulkan można wjechać również kolejką linową, która zatrzymuje się na 3555 m n.p.m.
Więcej informacji: www.volcanoteide.com
Przekąska po wysiłku
Na Wyspach Kanaryjskich trzeba spróbować papas arrugadas (z hiszp. pomarszczone ziemniaki) – drobnych ziemniaków gotowanych w łupinie w morskiej wodzie. Idealnie łączą się z sosami mojo rojo i mojo verde. Pierwszy jest ostrzejszy i przygotowany na bazie czerwonej papryki i chili, w drugim dominuje papryka zielona i czosnek.
Mojo verde i mojo rojo, fot. Karolina Tomas
Warto skosztować również gofio – mąki z prażonych zbóż. Jest składnikiem wielu dań i deserów, choć w surowej postaci też dobrze smakuje.