Przeprawa wózkiem przez pustynię Gibsona
Darwin, północne rubieże Australii. Stąd bliżej do Papui Nowej Gwinei niż do Adelajdy, która jest moim celem. Na samym południu
Pompuję koła w swoim rowerze. Zamierzam przejechać jednośladem ponad cztery tysiące kilometrów przez północną, zachodnią, centralną i południową Australię. Pot zalewa ciało. Najgorsza w Darwin jest wilgotność. Panuje tu klimat tropikalny. W powietrzu wiszą gorące mgły. Jest strasznie duszno, zarówno w dzień, jak i w nocy. Nie lubię klimatyzacji, ale nawet ja muszę siedzieć pod nawiewem. Małgorzata Bowen, która mnie gości, na co dzień prawnik na Terytorium Północnym mówi, że teraz jest very nice, dopiero w grudniu zacznie się piekło. Po dziesięciu minutach przygotowania osprzętu rowerowego cały się lepię od potu. Koszulka przykleja się do ciała. Ciężko naciskam pedały. Wkrótce robię pierwszą przerwę. Wypijam litr wody jednym haustem.