Fot.: Dan Breckwoldt, shutterstock.com
Bondi, Sydney
Wychodzisz z pracy, wskakujesz do metra i wysiadasz kilka stacji dalej. Ściągasz buty i czujesz pod stopami gorący piasek. Wyłączasz telefon i od tej pory wsłuchujesz się już tylko w szum fal. Wakacje? Nie, zwykły dzień w mieście na wybrzeżu. Sprawdzamy, gdzie taka codzienność smakuje najlepiej.
BONDI, SYDNEY
W języku Aborygenów boondi oznacza wodę uderzającą o skały lub hałas przez nią powodowany. Od tego właśnie słowa pochodzi nazwa jednej z największych plaż w Sydney – Bondi. Przyciąga ona przede wszystkim surferów, którzy ślizgają się na falach pod czujnym okiem ratowników. Bondi zaliczana jest do najbezpieczniejszych i najlepiej strzeżonych plaż w Australii. Od 1937 roku nie odnotowano żadnego śmiertelnego w skutkach ataku rekina. Pluskających się w oceanie ludzi chronią specjalne sieci zainstalowane około 200 metrów od brzegu. Szukając pośród licznych restauracji idealnego miejsca na lunch, nie zdziwcie się liczbą koszernych dań w menu. Po II wojnie światowej okolice Bondi stały się azylem dla Żydów, którzy wyemigrowali z Europy. Stąd też kilka znajdujących się w pobliżu synagog.