Spływ bobrowy
Poziom wody w Narwi jest tak niski, że można bez problemów przejść na drugą stronę rzeki. Gdzieniegdzie na piaszczystych brzegach widać też sporych rozmiarów nory. Zazwyczaj wejścia do norek są niewidoczne dla ludzi, bobry wchodzą do swoich domów z wody. Tego roku jest tak sucho, że zwierzęta muszą korzystać z wejść awaryjnych, bliżej dna.
Wieczorem wypływamy drewnianą łodzią w górę rzeki, pełni nadziei, że uda się nam zobaczyć bobry. Dostajemy do rąk lornetki. Na razie zamiast gryzoni podpatrujemy przez nie wędkarzy. Przewodnik opowiada o bobrowych zwyczajach. Wiemy już, że to największe gryzonie w Polsce, że uwielbiają świeże gałązki, a ich domki nazywa się żeremiami. W wodzie są zwinne, ale na lądzie niezdarne. Oglądamy też czaszkę bobra z długaśnymi, śmiesznymi zębami. Po samych zwierzętach jednak ani śladu… Jest jeszcze za wcześnie, pojawią się, gdy będzie już zupełnie ciemno. Mikołaj znudzony wyczekiwaniem zasypia na kolanach, Tosia z lornetką przy twarzy czeka cierpliwie.
NA TEMAT:
Spływ bobrowy wybraliśmy wspólnie spośród wielu wycieczek oferowanych w rejonie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Kusiły nas „Tropienie w rewirze wilków” i „Wyprawa na sowy”, jednak zdecydowaliśmy się na bobry. I w końcu wraz z zapadnięciem zmroku się pojawiają! Wydają się niewzruszone naszą obecnością, ale i tak staramy się jak najmniej poruszać i rozmawiać jedynie szeptem. Budzimy Mikołaja, aby spojrzał na te prawie metrowe gryzonie.
Biebrzański Park Narodowy (fot. Oskar Pena)
Kamperem nad Biebrzę
Plan naszej wycieczki jest prosty: pakujemy książki o przyrodzie, jedziemy tam, gdzie jest szansa, aby podpatrzeć życie dzikich zwierząt, śpimy z dala od miast, w ładnych miejscach, najlepiej nad wodą. Zostajemy tam, gdzie nam się spodoba, i na tak długo, jak będziemy chcieli. Nie planujemy dokładnie noclegów, jedziemy samochodem kempingowym bez kuchni i łazienki, ale z rozkładanym dachem i miejscem do spania dla czterech osób. Gotujemy na kuchence turystycznej.
Na początku dla dzieciaków samochód sam w sobie jest wielką frajdą. Najlepsze dla nich okazuje się to, co nam wydawało się minusem. „Na piętro” nie prowadzi drabinka, trzeba się wspinać po siedzeniach. Na noc zakładamy specjalną siatkę, aby nikt nie spadł z góry na parter.
Po dotarciu do punktu, skąd ruszają spływy bobrowe, stwierdzamy, że to także świetne miejsce na nocleg. Wizna Port jest oczywiście nad samą rzeką, nie ma tu praktycznie nikogo, możemy korzystać z łazienki, wypożyczać kajaki. Niedaleko stąd Biebrza wpada do Narwi, a do Biebrzańskiego Parku Narodowego jest rzut beretem. Na drugim brzegu rzeki nocują zimorodki.
Tropem łosi
Carska Droga niemalże w linii prostej przecina biebrzańskie bagna. Zbudowano ją na rozkaz Mikołaja II, miała prowadzić do nigdy niezdobytej twierdzy w Osowcu. Zanim utworzono Biebrzański Park Narodowy, tiry przecinały bagna, skracając sobie drogę. Do niedawna dziura na dziurze, dziś gładki asfalt. Nie można się jednak rozpędzać – „Łoś wybiega nagle”, ostrzegają znaki. Musimy pamiętać, że jesteśmy w królestwie zwierząt, przestrzegać ich zasad i nie schodzić z wyznaczonych szlaków. Trzymamy się kładki prowadzącej na otwarte przestrzenie Bagna Ławki, z wieży widokowej staramy się dostrzec łosia.
Króla bagien nie udaje się nam wypatrzeć, za to kaczki krzyżówki przypływają do nas na kolację. Śmiesznie wyglądają też perkozy dwuczube i gągoły. „Być może uda się wam zobaczyć zaloty gągołów” – pisze Adam Wajrak w książce "Zwierzaki Wajraka". – Należą one do najśmieszniejszych wśród kaczek. (...) Gdy tylko pojawią się panie, panowie zaczynają wyczyniać dziwne wygibasy. Najpierw wyciągają szyje, potem odrzucają głowy gwałtownie do tyłu…”. Niestety, na zaloty nieco się spóźniliśmy, ale i tak na brak wrażeń nad Wigrami nie narzekamy. Po jeziorze pływamy łódką, kajakami, na rowerach wodnych. Znad Narwi ruszamy dalej na północ w poszukiwaniu dobrego miejsca na kemping. Z pola Widok, położonego na trzech tarasach, rozciąga się tak fantastyczna panorama na wodę i lasy, że nigdzie dalej nie chce się nam jechać. Przynajmniej na razie.