Wędruję ścieżką w wąwozie skalnym, gdzie przed milionami lat było ciepłe, jurajskie morze, zapewne tak błękitne i pełne życia, jak dzisiejsze wody tropikalne. Z opadłych na dno skorupek i szkieletów żyjątek powstały wapienne skały. Okoliczne lasy usiane są pozostałościami po tych morskich osadach: białymi ostańcami wypreparowanymi przez wodę, mróz i wiatr.
To na ich grzbietach w XIV wieku, za panowania Kazimierza Wielkiego, powstał system fortyfikacji ciągnący się od Krakowa po Częstochowę i Wieluń. Przez dwa wieki skutecznie zniechęcał wrogów do napaści, zanim uległ Szwedom. Dziś szturmują go tylko turyści. Szlak Orlich Gniazd to jeden z wielu niesamowitych skarbów Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Zamek w Olsztynie
Na wesele w królewskim zamku w Olsztynie koło Częstochowy zjechało mnóstwo gości. Wszyscy bawili się wesoło, wiwatując na cześć pary młodej. Po północy panna młoda wyszła do swojej komnaty. Nie stawiła się jednak na noc poślubną, a rano zamiast niej znaleziono tasiemkę od sukni. Samą żonę, a właściwie to, co z niej pozostało, małżonek odnalazł dopiero trzydzieści lat później w lochu-pułapce. W trakcie przebudowy zamku odkrył tajemniczy przycisk otwierający zapadnię, którą oblubienica przypadkowo musiała uruchomić. Do dziś biała dama w sukni ślubnej błąka się nocą po olsztyńskich murach.
Zamek w Olsztynie (shutterstock.com)
Dzieje warowni od początku były burzliwe i pechowe. Często znajdowała się w ogniu walk, wielokrotnie musiała odpierać ataki książąt śląskich. A gdy popadła w ruinę po szwedzkim najeździe, została częściowo rozebrana dla pozyskania budulca na kościół.
Najczęściej przytacza się tragiczną opowieść z 1587 r. Kiedy starosta olsztyński Kacper Karliński odmówił poddania zamku wojskom arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, ten porwał syna wojewody i podczas szturmu użył chłopca jako żywej tarczy. Przerażona załoga przerwała ogień. Wtedy starosta wypalił z działa, zabijając najeźdźców i własnego syna.
Sokole Góry
Z Olsztyna wyruszam na jurajską włóczęgę w stronę Biskupic. Pierwszy przystanek już po 2 km na leśnym parkingu, skąd zaczynam spacer ścieżką przyrodniczą po rezerwacie Sokole Góry. I choć nazwa gór i rezerwatu wzięła się od znajdowanych tu kiedyś gniazd sokołów, to znacznie łatwiej spotkać nietoperze kryjące się w podziemnych czeluściach. Okolica przypomina bowiem ser szwajcarski. Wśród kilkuset jaskiń jest Koralowa z pięknymi naciekami i najgłębsza – Studnisko.
Trasa (3,7 km) prowadzi głównym grzbietem Sokolej Góry. Podziwiam samotne ostańce (Pielgrzym) i okazałe ściany skalne (m.in. Boniek). Zaglądam do małych schronisk (Schronisko w Amfiteatrze), głębokich studni (Studnia w Amfiteatrze) oraz wielkich jaskiń (Olsztyńska). Większość grot niedostępna jest dla turystów, zresztą i tak niewiele dałoby się zobaczyć, bo dawno już straciły swoje naturalne dekoracje. Zniszczeń dokonali pseudoturyści, nierozważni speleologowie, a na przełomie XIX i XX wieku szpatowcy wydobywający szpat (gruboziarnisty kalcyt) na skalę przemysłową.
Zrębice
Skały wapienne od wieków wykorzystywano do budowy. Dlatego drewniany kościół św. Idziego w pobliskich Zrębicach to niecodzienny widok. Sama wioska jest centrum kultu tego świętego. Jest tu schronisko św. Idziego, skałki jego imienia stojące w miejscu, w którym w XVII wieku według legendy ukazał się pustelnik, i okrągła kapliczka Na Polach ukryta w cieniu wiekowych akacji. Jest też studnia ze źródełkiem, które wskazał święty. Jego cudowna woda pomogła ludności w walce z szalejącą zarazą.
Złoty Potok i Jaskinia Ostrężnicka
Wczesnym popołudniem docieram do doliny Wiercicy i Złotego Potoku. Aleja Klonowa prowadzi do pokrytego gontem dworku Krasińskich z muzeum poświęconym Zygmuntowi. Ukryta wśród soczystej zieleni, okazała sylwetka pałacu Raczyńskich przegląda się w spokojnych wodach stawu Irydion. Po tafli „przechadza się” śnieżnobiały łabędź. Otaczający posiadłość zabytkowy park tworzą wiekowe, rodzime drzewa oraz gatunki egzotyczne. A ukryte w nim oczka wodne (np. Sen Nocy Letniej) przypominają, że... czas na obiad. Jako że dolina Wiercicy słynie ze stawów i hodowli ryb.
W najstarszej polskiej pstrągarni istniejącej od 1881 r. serwuje się świeże ryby z własnej hodowli. Po posiłku przechodzę pod Diabelskimi Mostami i przez Bramę Twardowskiego. To kolejne miejsca zmagań przebiegłego pana Twardowskiego i niedającego za wygraną diabła.
Niedaleko stąd, w Ostrężniku, znajduje się jedna z najciekawszych grot w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. W dużym ostańcu skalnym, na którym niegdyś stał średniowieczny zamek, można odnaleźć pięć otworów jaskini, z których najbardziej efektowny jest zachodni, przedzielony skalnym filarem odgradzającym świat słońca od królestwa ciemności.
Mirów i Bobolice
Zamek w Mirowie. Jeden z najsłabiej zachowanych zamków na Szlaku Orlich Gniazd (shutterstock.com)
Tropiąc kolejne orle gniazda, przejeżdżam przez Niegową z rzadkimi na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej drewnianymi chatami. Przede mną Mirów i Bobolice – ich nazwy wymieniane są jednym tchem, jak wypowiada się imiona mitologicznych braci Romulusa i Remusa czy Kastora i Polluksa. To bliskość, podobne usytuowanie i strzeliste kształty nierozerwalnie połączyły obie warownie. No i oczywiście legendy. Nie poznał Jury ten, kto nie widział obu warowni, zaliczanych do najstarszych zamków w Polsce, i nie przespacerował się łączącym je grzbietem.
Bobolice, choć to zamek królewski, gorzej zniósł upływ czasu i wojenne zawieruchy. Zanim przeszedł gruntowną przebudowę, trwającą 12 lat – uroczyste otwarcie nastąpiło we wrześniu 2011 roku – można było podziwiać jedynie niewielkie fragmenty zamku górnego. O mizernym stanie, w jakim znajdował się przez wiele stuleci, może świadczyć fakt, że już Jan III Sobieski ciągnący tędy wraz z wojskiem pod Wiedeń wybrał nocleg w namiocie pod murami zamiast w zamkowych komnatach.
Rycerski zamek w Mirowie zachował się w nieco lepszym stanie niż Bobolice przed rekonstrukcją. Warownia powstała w miejscu drewniano-ziemnego grodu. Ponieważ ruiny grożą zawaleniem – na razie zostały częściowo zabezpieczone przez właściciela, który planuje zrekonstruować go wzorem Bobolic – niemożliwe jest zwiedzanie zamku od wewnątrz.
Okiennik Wielki
Ruszam w stronę Morska i ukrytego wśród drzew zamku Bąkowiec oraz do pobliskich Skarżyc, gdzie stoi renesansowo-barokowy kościół, budowany również z wapienia, choć w nieco bardziej humanitarny sposób niż najstarsze zamki w Polsce. Największym zainteresowaniem cieszy się Okiennik Wielki (przy drodze do Żerkowic), samotna skała wapienna przypominająca ruinę potężnej baszty z dużym oknem. Miejscowi powiadają, że w XIX wieku grasowali tu szwarcownicy. Trudnili się przemytem i zbójnictwem. Ja spotkałam jedynie miejscowego gawędziarza, który zaklinał się, że pradziad jego pradziada w 1850 roku natknął się na taką bandę liczącą około 100 chłopa i ledwo z życiem uszedł. Ponoć jedną z siedzib szwarcowników był właśnie Okiennik Wielki.
Zamek Ogrodzieniec
Drogą przez Żerkowice i Kiełkowice jadę do Podzamcza i najsłynniejszego na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej zamku Ogrodzieniec. Potężna sylwetka warowni wygląda, jakby była stworzona z jednej gigantycznej bryły skalnej. Sam jej widok zniechęcał wrogów do napaści. Wzniesiony w latach 1530-1545 zamek miał przepychem i ogromem dorównać królewskiej rezydencji na Wawelu. Wciąż mówi się o nim Mały Wawel, choć bardziej pasowałoby – Biały Wawel.
Zwiedzanie zaczynam od zamkowych piwnic z Karczmą Rycerską. Menu jest intrygujące: bigos jurajski, żurek wiedźmy, bogracz zbójecki w chlebku podany, a wszystko suto zakrapiane miodem pitnym, winem korzennym bądź herbatą kata.
W wiosenne i letnie weekendy w Ogrodzieńcu rozlega się szczęk żelaza i wystrzały armatnie. Po przedzamczu przechadzają się rycerze, ich giermkowie i wybranki serca. I nie są to wcale duchy, lecz ludzie z krwi i kości uczestniczący w turniejach rycerskich.
Ogrodzieniec – najsłynniejszy zamek na Szlaku Orlich Gniazd (shutterstock.com)
Można by tu spędzić nawet cały dzień. Ja jednak wyruszam w kierunku Pilicy, po drodze zatrzymując się w maleńkiej wiosce Giebło z romańską świątynią z XII wieku. W Pilicy oprócz wyremontowanego rynku i kilku zabytkowych kościołów na odwiedziny zasługuje kirkut kryjący się w zielonej gęstwinie – ostatnia pamiątka po szkole żydowskiej, drewnianej synagodze i zamieszkującej tu żydowskiej społeczności. Ale największą chlubą miasteczka jest... I tu niespodzianka! Tym razem nie zamek, lecz pałac Padniewskich – budowla w stylu włoskiej willi z arkadowym portykiem i ogromnym wnętrzem kolumnowym. Sam pałac nie ma charakteru obronnego, ale żeby jurajskiej tradycji stało się zadość, okalają go mury obronne z bastionami. Jest też duch zamurowanej białogłowy pojawiający się raz w roku. Kiedy? Któż to wie...