Dolny Śląsk

Dolina Baryczy na weekend. Stawy Milickie to idealne miejsce na jesienny wypad

Bartek Kaftan, 13.10.2016

Stawy Milickie, poranny spektakl mgieł i ptasi koncert nad stawem Trześniówka

fot.: Julia Zabrodzka

Stawy Milickie, poranny spektakl mgieł i ptasi koncert nad stawem Trześniówka
Stawy Milickie to tysiące hektarów akwenów, kilometry kanałów, setki przepustów. Mechanizm stworzony przez ludzi w Dolinie Baryczy działa precyzyjnie jak zegarek. Od 800 lat reguluje go przyroda. To świetne miejsce, by przyjechać na jesienny weekend. Nawet gdy nie uwielbiamy łowienia ryb.

Pod koniec sierpnia słychać jelenie. Byki wabią łanie, wyzywają się na pojedynki. Drzewa nabierają kolorów. No i ptaki – zlatują się tysiącami. Kiedyś na jednym ze stawów obsiadły całą taflę, 90 hektarów wody. Kaczka lądowała na kaczce! Jesień jest u nas wyjątkowa – rozmarza się Arkadiusz Berger. Podziwia ten spektakl od lat. Jest ichtiologiem w Radziądzu, jednym z pięciu kompleksów wchodzących w skład Stawów Milickich.

– To także najbardziej pracowita pora roku. W październiku odławiamy karpie – dodaje. Ciężka, fizyczna robota, po pas w wodzie i mule. Ale Arkadiusz nie tęskni za biurową posadą. – A gdzie będę miał tak pięknie? – pyta wpatrzony w tafle, oprawione jak witrażowe szkiełka w groble i pasy trzcinowisk. W dolinie Baryczy, 50 km na północ od Wrocławia, takich szkiełek jest ponad trzysta. Łącznie zajmują 7500 hektarów. Stawy Milickie to największy kompleks stawów w Europie. – Kilkaset lat temu ich powierzchnia była prawie dwa razy większa – podkreśla nasz przewodnik.

Wycieczka wozem nad staw Duża Mewa.

Wycieczka wozem nad staw Duża Mewa, fot. Julia Zabrodzka

Jedziemy wozem nad Dużą Mewę, która rozmiarami ustępuje tylko zbiornikowi Svet w Czechach i pobliskiemu Staremu. Dwieście dwadzieścia hektarów wody, trzciny, zarośnięte olchami i brzozami wyspy – wygląda to raczej na dzikie jezioro niż dzieło ludzkich rąk.

NA TEMAT:

Jak powstały Stawy Milickie?

Pierwsze stawy zakładali cystersi. Przybyli w dolinę Baryczy w XII w. Już znacznie wcześniej wydobywano tu rudę darniową, z której wytapiano żelazo. Po wyeksploatowanych złożach zostawały rozległe niecki. Wystarczyło odpowiednio poprzegradzać dolinę groblami, by wody leniwej, płynącej wieloma korytami rzeki zalały zagłębienia. Nie przypadkiem miejscowości położone pośrodku poszczególnych kompleksów nazywają się Ruda – Sułowska, Milicka, Żmigrodzka.

– W średniowieczu post obowiązywał przez 180 dni w roku. Mięsa nie jedzono nie tylko w piątki, ale też w poniedziałki i środy. Nic dziwnego, że ryby cieszyły się wzięciem – tłumaczy Berger.

Hodowla karpi stała się z czasem nie tylko źródłem dochodów, ale i prestiżu. Za czasów Kurzbachów, na przełomie XV i XVI w., ambicją szlachty stało się posiadanie jak największego stawu. To wtedy powstały zbiorniki-olbrzymy: 700-hektarowy Stary czy mierząca 500 hektarów Grabownica.

Następcy Kurzbachów, Maltzanowie, postawili na bardziej typowy dla arystokracji symbol statusu. Klasycystyczny pałac, najwspanialsza budowla Milicza, zastąpił pod koniec XVIII stulecia strawione przez pożar zamczysko nad Baryczą. Joachim Karol Maltzan zrobił użytek z ruiny dawnej siedziby i wkomponował ją w pierwszy na Śląsku park w stylu angielskim.

Rzutki używa się do odłowów kontrolnych, by sprawdzić, jak szybko rosną ryby

Rzutki używa się do odłowów kontrolnych, by sprawdzić, jak szybko rosną ryby, fot. Julia Zabrodzka

Dla karpi były to jednak chude lata. Skarbca Maltzanów nie zapełniały już lśniące łuski, lecz złociste ziarno. Wzrost popytu na zboże sprawił, że stawy zaczęto zasypywać, orać i obsiewać pszenicą. Grabownica i Stary skurczyły się przeszło o połowę. Niewykluczone, że całkiem by zniknęły, gdyby nie pomysłowość Tomasza Dubisza.

Hodowca z Księstwa Cieszyńskiego w latach 70. XIX w. postanowi podzielić ryby na kategorie wiekowe i w miarę rośnięcia przenosić do kolejnych stawów. Metoda przesadkowania skróciła cykl hodowli prawie dwukrotnie i szybko przyjęła się w całej Europie. Na dobre. W dolinie Baryczy do dziś stosują ją bez większych zmian.

Dolina Baryczy: raj dla hodowców ryb...

– Tu wszystko się zaczyna – Arkadiusz daje znak, by zatrzymać wóz. Ta część kompleksu Ruda Sułowska na co dzień jest niedostępna – można oglądać ją wyłącznie podczas zorganizowanego fotosafari. Całe szczęście, że jesteśmy tu z przewodnikiem. Sami nie spojrzelibyśmy nawet na małe niecki pod dębem. Płytkie to, ledwie zalane wodą, z taflą poprzebijaną zielonymi źdźbłami jak na polu ryżowym. A jednak raz do roku – w maju, po zimnej Zośce – są niezastąpione. – Musimy czujnie wybrać moment, bo tarła nie można powtórzyć. Jeśli prognoza pogody jest dobra, a woda dość ciepła, wpuszczamy tu selekty, czyli wybrane samce i samice. Gdy trawa głaszcze je po brzuchu, to znak, że czas się trzeć – tłumaczy Tomasz, ichtiolog z kompleksu Ruda Sułowska. Na głaskaniu subtelności się kończą. – Przez trzy dni te stawy to jedna kipiel. Nazywamy to dyskoteką – śmieje się Berger.

Z przylepionej do źdźbeł ikry wykluwają się rybki, nie większe od dwóch ziarenek maku. Odławia się je pokrytymi gazą kasarkami – tak rybacy nazywają podbieraki. A że na stawach obowiązuje ścisła buchalteria, młode trzeba przeliczyć. – Koledzy przynoszą wannę wylęgu. Zanurzam słoik, mieszam, rozlewam na trzy szklanki. Biorę zwykłą, stołową łyżkę i liczę, rybka po rybce, nawet do dwóch tysięcy. Nie ma lepszej metody – rozkłada ręce Arkadiusz. Później w muzeum w ośrodku Naturum pokazuje nam księgi stawowe. Historia milickiej hodowli zastygła starannie wykaligrafowanymi zawijasami liczb w kolejnych rubrykach. Zarybiono, odłowiono, spasiono w czasie kampanii. Tak rybacy w dolnie Baryczy nazywają sezon. Wojskowe skojarzenia są na miejscu.

 Każdej jesieni podczas odłowów spuszcza się wodę ze wszystkich stawów, a przed nadejściem zimy napełnia je ponownie

Każdej jesieni podczas odłowów spuszcza się wodę ze wszystkich stawów, a przed nadejściem zimy napełnia je ponownie, fot. Julia Zabrodzka

O ile wiosną przydaje się aptekarska precyzja, o tyle jesień jest czasem wielkich rybackich manewrów. – Co roku odławiamy wszystkie stawy. A żeby odłowić, musimy spuścić z nich wodę. W przypadku większych zbiorników może to trwać miesiąc – tłumaczy. Pośpiech nie jest wskazany. Część ryb mogłaby zostać odcięta w dalszej części stawu, a wszystkie powinny trafić w najgłębsze miejsce przy mnichu, czyli betonowym przepuście. Szpaler rybaków otacza je długą siecią, dwudziestu mężczyzn prze z mozołem, stopy grzęzną w mule. Trzeba dobrze zaplanować kolejność odłowów. We wrześniu i październiku wszystkie karpie zmieniają adres zamieszkania. Dwuletnie kroczki muszą zawczasu zwolnić miejsce dla narybku, same zastępują zaś w stawach handlowych dojrzałe osobniki. Te po trzech latach są gotowe do sprzedaży. – W niektórych hodowlach ryby rosną szybciej, pędzone sztuczną paszą. U nas jedzą tylko plankton i zboże. Wszystko w zgodzie z naturą – podkreśla ichtiolog. To nad Stawami Milickimi powód do dumy. I źródło utrapień. Bo w tej zgodzie z przyrodą rybacy żyją na dobre i na złe.

... i idealne miejsce na oglądanie ptaków

– Dwie wydry potrafią wyciąć cały magazyn w godzinę. Kilka ryb zjedzą, resztę rozrzucą po brzegach. Polują dla przyjemności – wzdycha Tomasz. – Bobry za to niszczą brzegi. Dwa lata temu rozryły groblę w Radziądzu, 50 hektarów wody spłynęło w try miga. Trzymetrowy mnich poleciał jak pudełko od zapałek! – kręci głową. – A takie łabędzie? – wtóruje Arkadiusz Berger. – Tylko czekają przy słupkach, gdy wysypujemy karmę. Kupry w górę i dalej żerować. Ale najgorsze są kormorany! Zapędzają rybę w trzciny, bombardują całym stadem. Jeden potrafi dziennie zjeść ponad kilogram karpia – narzeka. – Przyrodnicy szacują, że około dwóch razy mniej – uściśla Emilia Szczęsna, menedżerka z biura we Wrocławiu. – Tak czy owak, kormoran jest u nas największym beneficjentem programów unijnych – śmieje się. Wiele poradzić nie można. W dolinie Baryczy gospodarują nie tylko rybacy, ale i ptaki – prawie 300 gatunków, w tym 170 gniazdujących. W pełni legalnie.

Łabędzie gustują w zbożowej paszy dla ryb

Łabędzie gustują w zbożowej paszy dla ryb, fot. Julia Zabrodzka

Stawy Milickie to największy rezerwat ornitologiczny w Polsce. Zwykle na takich obszarach nie wolno prowadzić jakiejkolwiek działalności. Ale tu całkowity zakaz nie wchodzi w grę. – Gdyby zaprzestać hodowli, stawy zarosłyby w kilka lat. To ekosystem stworzony przez człowieka i wymagający stałej ingerencji. Rybacy i przyrodnicy są na siebie zdani – wyjaśnia pani Emilia. W jednym zresztą zgadzali się od początku. Ani jedni, ani drudzy nie życzyli sobie nad stawami intruzów. Rybakom przeszkadzali snujący się po groblach ciekawscy, ornitolodzy narzekali, że płoszą ptaki. W dolinie Baryczy wciąż można natknąć się na tabliczki z zakazem wstępu do rezerwatu albo obrębu hodowlanego. W ostatnich latach pojawiły się jednak nowe szlaki i ścieżki dydaktyczne, wieże widokowe, czatownie do obserwacji ptaków, ośrodek Naturum. Pani Emilia jest z niego szczególnie dumna: – Chcemy pokazywać gościom ten unikatowy region. Ale odpowiedzialnie, bez turystycznego kłusownictwa.

Przepis na karpia milcikiego

Nazajutrz wypożyczamy w Miliczu rowery i ruszamy szlakiem dawnej kolei wąskotorowej. W Rudzie Milickiej mijamy zabytkowy jaz i wjeżdżamy na groblę w kompleksie Stawno. W szpalerze olch, a potem dębów jedziemy wzdłuż stawów. Na płyciznach brodzą czaple, w sitowiu pohukują bąki, trzeszczący głos trzciniaka sypie się jak iskry. Kilka saren znika w zaroślach. Z zieleni wyłania się przysiółek Dyminy, ceglane gospodarstwa wyglądają pośród tafli wody jak osiadłe na mieliźnie statki. Kiedyś wytapiano tu w dymarkach żelazo. Miejsce to zainspirowało lokalny mikrobrowar, który nazwę wsi nadał piwu warzonemu z wędzonego słodu. Próbujemy go w restauracji W Starym Młynie. Kończymy tu wycieczkę daniem, za które lokal otrzymał w 2012 r. tytuł Mistrza Karpia – milicką rybą w sosie jabłkowo-miodowym. – Podobno pani Bogusia obmyśliła przepis na spacerze – opowiada wieczorem gospodyni naszej kwatery. – Szła jabłoniową aleją. Sporo ich mamy, Niemcy sadzili drzewa przy drogach. Szkoda jej było, że tyle owoców się marnuje. Nazbierała, zrobiła mus. A że jabłka kwaśne, dodała miodu z doliny Baryczy.

Gospoda 8 Ryb. Meble z olchy nawiązują do lokalnych tradycji stolarskich

Gospoda 8 Ryb. Meble z olchy nawiązują do lokalnych tradycji stolarskich, fot. Julia Zabrodzka

Rybacy wolą jednak karpia milickiego z patelni, z cebulką. Smażą go na groblach, po pracy przy odłowach. Mówią, że taki jest najsmaczniejszy. Bo nad stawami pewne rzeczy lepiej zostawić po staremu.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.