NA TEMAT:
Rozdział I - Wzorowe Wymiary
Do wielozadaniowego samolotu produkcji radzieckiej Jak-12 wsiadamy z Józefem Kwaśniakiem. Jest on pilotem i szefem technicznym w Aeroklubie Zamojskim, a także podróżnikiem, który w swoim biurze ma cały stos albumów ze zdjęciami, m.in. z Indii, Brazylii, Tanzanii i Nepalu. Z warkotem unosimy się w powietrze. Na zakrętach automatycznie przechylam się w odwrotną do skrętu stronę i wbijam paznokcie w siedzenie. Po paru minutach mogę rozluźnić się na tyle, aby zacząć wyglądać przez okno. Rynek Wielki otacza szachownica kolorowych kamienic. Naokoło nich ciągnie się pas ceglany – pozostałości murów i bastionów obronnych, dalej zielony pas dawnej fosy, później już tylko pasy betonowe – domów i bloków mieszkalnych. Pięć wieków temu nie było tu nawet jednej chaty. Hetman wielki koronny Jan Zamoyski postanowił zbudować miasto od podstaw. Będąc jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju, otrzymał od króla prawo utworzenia Ordynacji Zamojskiej, czyli niepodzielnego majątku ziemskiego rządzącego się własnymi prawami. Miasto, powstające na szlaku handlowym jako twierdza nie do zdobycia i perła renesansu, miało stać się stolicą ordynacji. Na architekta wybrano Włocha Bernarda Mirando, jego muzą przy projektowaniu została modelka o wzorcowych wymiarach – Padwa. Na czym polega doskonałość Zamościa, ogłoszonego w rankingu „Rzeczpospolitej” jednym z 7 cudów Polski? W pełnym symetrii i geometrycznych rozwiązań mieście znawcy dopatrują się nawet odbicia kosmicznego porządku, a także odniesień do ludzkiego ciała. I tak: głowa to Pałac Zamoyskich, kręgosłup - ulica Grodzka, płucami są Akademia Zamojska i dawna kolegiata, sercem - ratusz.
Rozdział II - Stylowy i Inne Atrakcje
Malutkie z lotu ptaka, z parteru robi podobne wrażenie – paręnaście minut wystarczy, aby znaleźć się na przeciwległych krańcach Starego Miasta. Oprowadzają nas po nim zamościanka Monika oraz Marek Jawor, autor przewodników po Zamościu. Co chwila witają się ze znajomymi. „Jak przystało na niewielkie miasto, wszyscy się tu znają”, mówi Monika. Spacerujemy pod arkadami ormiańskich kamienic, mijamy budynek dawnej synagogi. „Z założenia mieli tu mieszkać tylko Polacy katolicy, Zamoyski jednak szybko zmienił zdanie. Liczyły się przede wszystkim interesy. W tamtych czasach najlepszymi biznesmenami byli Żydzi Sefardyjscy, Ormianie i Grecy, i to oni dostali przywileje lokacyjne”, opowiada pan Marek. Dochodzimy też do kościoła Franciszkanów, w którym przez wiele lat mieścił się kinoteatr Stylowy. „O, tutaj w przedsionku były kasy. Tam gdzie teraz jest ołtarz, wisiał kiedyś ekran”, pokazuje pan Marek. W 1993 przywrócono dawną funkcję kościoła i do Stylowego znów chodzi się na niedzielne msze. Gdy docieramy do dawnego pałacu Zamoyskich, w którym teraz mieści się sąd, Monika wskazuje na Jana Zamoyskiego na koniu: „W końcu doczekał się pomnika, parę lat temu stało tu tylko niewielkie popiersie”. Monika wychowała się w Zamościu na osiedlu Zamoyskiego, w domu przy ulicy Zamoyskiego, uczyła się w dawnej Akademii Zamojskiej, w której teraz mieści się Liceum imienia Jana Zamoyskiego. Jak nazywa się obecny prezydent miasta? Marcin Zamoyski.
Rozdział III - Dzięki Dożynkom, Dzięki Unii
Na spotkanie z Marcinem Zamoyskim wchodzimy do remontowanego właśnie ratusza na Rynku Wielkim. Jest to jeden z wielu odnawianych na Starówce obiektów. „Wszystko dzięki funduszom unijnym. Miasto pięknieje i odżywa z tygodnia na tydzień", z dumą opowiada prezydent. Zamość jest w czołówce polskich miast, którym udało się pozyskać największe fundusze z Unii Europejskiej. Ostatnie wielkie remonty przeprowadzono w 1980 roku, kiedy miały odbyć się tu Centralne Dożynki. Jak wiadomo, była to jedna z najważniejszych imprez PRL-u, a gospodarze otrzymywali ogromne dotacje na przygotowania. Przed rokiem 1980 Stare Miasto nie miało nawet kanalizacji. Wszystko było już przygotowane, gdy na skutek strajków odsunięto Edwarda Gierka od władzy, a Centralne Dożynki odwołano. „Uroczystości miały jedynie charakter wojewódzki, ale co na tym zyskaliśmy, to nasze”, opowiada prezydent. Marcin Zamoyski jest synem ostatniego, XVI Ordynata Zamojszczyzny, Jana Tomasza Zamoyskiego. Urodził się w Sopocie i pracował jako operator filmów historycznych; nie spodziewał się, że zamieszka w Zamościu, a tym bardziej, że zostanie jego prezydentem. „Mój ojciec nie chciał tutaj wracać, po jego wizytach pisano w prasie, że przyjeżdża buntować ludzi i odzyskać swoje ziemie. Dziewięć lat przesiedział w więzieniu, zrehabilitowany, na szczęście doczekał się Wolnej Polski. W 1990 roku zaproponowano mu kandydowanie na prezydenta Zamościa. Odmówił z powodu sędziwego wieku. Wtedy propozycję złożono mnie. Zamiana pracy filmowca na urzędnika nie była prosta”, śmieje się rozmówca. „Chciałby pan, aby pański syn został kolejnym prezydentem Zamościa?”, pytam. „To ciężka praca, mój syn na razie studiuje filozofię, co będzie, zobaczymy”...
Rozdział IV - Jazz na Kresach
Zamościanie włoskie tradycje potraktowali bardzo dosłownie. Pizzę można zjeść w tysiącu odmianach, w prawie każdej restauracji. Aby spróbować kuchni lokalnej, trzeba się trochę natrudzić. Gołąbki z kaszą, tradycyjną potrawę wigilijną Zamojszczyzny, zamówić można w restauracji Muzealna na Rynku Wielkim. Naprzeciwko w Padwie znajdzie się też golasę, czyli odmianę piróga biłgorajskiego z kaszą i serem, ale bez ciasta. W restauracji Skarbiec Wina próbujemy pierogów z kaszą po zamojsku. Lokale te znajdują się w zachowanych autentycznych piwnicach pod kamienicami. Do Piwnicy pod Rektorską schodzę spotkać się z Grzegorzem Obstem, współzałożycielem kultowego w Zamościu Klubu Jazzowego Kosz. Jest to niewielkie pomieszczenie, na ścianach wiszą instrumenty muzyczne, fotografie polskich jazzmanów, z głośników oczywiście leci jazz. „Pod Rektorską działamy tymczasowo. Potrzebujemy większego pomieszczenia, w którym tak jak w dawnej siedzibie Kosza na ul. Zamenhoffa 5 znów mogłyby odbywać się koncerty”, opowiada Grzegorz Obst. „Przez lata występowały tu takie sławy jak Stanisław Sojka, Lora Szafran, Jan Ptaszyn Wróblewski. Dzieliliśmy podwórko z państwową szkołą muzyczną, a jej uczniowie mieli oficjalny zakaz przychodzenia do Kosza. Podobno jazz miał ich demoralizować”, wspomina. Z nadejściem wiosny problemy lokalowe mijają. Muzyka rozbrzmiewa na rynku i na staromiejskich podwórkach. Koncerty bywają i spontaniczne i zaplanowane, rozkład tych ostatnich można sprawdzić na stronie www.kosz.zam.pl. Największa impreza to majowy Jazz na Kresach.
Rozdział V - Kinomani i Jelenice
Choć Zamość nie leży na Roztoczu, jest na nie świetną bazą wypadową. Przez Szczebrzeszyn, słynący z pomnika chrząszcza i dawnej wielokulturowości (sąsiadują tutaj ze sobą kościół katolicki, cerkiew i synagoga), jedziemy do oddalonego o 30 kilometrów Zwierzyńca. Spokojne i pięknie położone nad Wieprzem i na skraju Roztoczańskiego Parku Narodowego miasteczko raz w roku przeżywa prawdziwe zatrzęsienie kinomanów, wszystko za sprawą Letniej Akademii Filmowej. My kierujemy się do Ośrodka Edukacyjno-Muzealnego należącego do parku. Mamy szczęście – właśnie otworzono tu multimedialną wystawę, której jesteśmy jednymi z pierwszych gości. „Jak się nazywa samica jelenia?”, pyta przewodniczka grupę zachwyconych wystawą siedmiolatków. „Jelenica!”, pada rezolutna odpowiedź. W kolejnych salach dzieciaki mogą oglądać zwierzęta, które żyły bądź żyją obecnie na Roztoczu – od dinozaurów, przez padalce, po rysie i niedźwiedzie. Można też posłuchać ich odgłosów, obejrzeć przyrodnicze zdjęcia na multimedialnych tablicach. Za grupą chodzi pan z notesem i z zegarkiem, który dba, aby przed sezonem wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Wystawa jest dobrym wstępem do tego, co czeka na odwiedzających park na żywo. Poprowadzono tu ponad 80 km tras pieszych i rowerowych. Można wspiąć się na Bukową Górę, pójść nad Stawy Echo i przy odrobinie szczęścia zobaczyć na ich przeciwnym brzegu koniki polskie. Tam znajduje się ich ostoja.