Ciężko nie narzekać w Krakowie na turystów. Może trochę przyjaźniejszy to tłum niż na Krupówkach, ale gdy przedzieranie się przez Rynek zaczyna przypominać podróż tokijskim metrem, wspaniałomyślna wyrozumiałość dla bliźniego znika w mgnieniu oka. Jak nie rzucić się na kolejnego turystę, który chrząka, że mu zasłaniasz, gdy on właśnie chce zrobić pamiątkowe zdjęcie żonie karmiącej gołębie? Po pierwsze rower. Nic nie wywołuje poczucia nieprzynależności do przelewającego się po chodnikach tłumu lepiej niż rower. Na dodatek Kraków zrozumiał już, że człowiek plus dwa kółka to nie kolejna odmiana wariata, lecz doskonała alternatywa dla korków, i próbuje włączyć rowery do środków komunikacji miejskiej. Od zeszłego roku działa tu pierwsza bezobsługowa miejska wypożyczalnia rowerów BikeOne. Szkoda, że nie zostaję na dłużej: 12 zł za tydzień brzmi dużo lepiej niż 20 za dzień, które ostatecznie płacę od ręki, zamiast rejestrować się na stronie BikeOne. Na szczęście okazuje się, że to nie rower, tylko kanapa na kółkach. Jednak jeszcze zanim dotrę na bulwary nadwiślańskie, odkrywam, że Kraków to nie Berlin, i ścieżki rowerowe potrafią skończyć się tuż za przejściem dla pieszych, skręcić na drzewo lub znienacka zaniknąć. Ale przynajmniej piesi i kierowcy nie chcą mnie zabić. Za to nad Wisłą sunę bez przeszkód. Im dalej od centrum, tym przyjemniej. Ludzie wylegują się na trawie, czytają gazetę, uczą się, całują. W końcu wjeżdżam na most Powstańców Śląskich i zaczynam realizację zasady numer dwa: trzymaj się prawej strony Wisły.
NA TEMAT:
Nie Tylko Getto
"Fala turystyczna przetoczyła się już przez centrum, skonsumowała Kazimierz i idzie dalej. Tym razem upatrzyła sobie Podgórze", opowiada Kuba Czupryński, specjalista od autostopu i turystyki alternatywnej, założyciel firmy przewodników "Insiders". Kuba, mimo że pochodzi ze Śląska Opolskiego, o Krakowie wie więcej niż niejeden Krakus. Od czterech lat oprowadza po mieście , ale stara się robić to inaczej. "Lubię wątki przemilczane, na Wawelu zamiast o nagrobkach królewskich wolę opowiadać o czakramie". Siadamy na ławce przy placu Bohaterów Getta, niegdysiejszym umschlagplatzu. Jeszcze dwa lata temu był tu przystanek autobusowy. Dziś na placu stoją wysokie krzesła, pomniki symbolizujące likwidację getta. Polska usłyszała o Starym Podgórzu 16 lat temu po filmie "Lista Shindlera". "Wtedy zaczęto więcej mówić o gettcie, o fabryce Schindlera. Od niedawna Podgórze to nie tylko miejsce martyrologii narodu żydowskiego, ale również parki, knajpy, niezwykła kompozycja tkanki miejskiej i przyrody", opowiada.
Podgórski Patriotyzm
Idziemy ulicą Nadwiślańską. W 1915 roku na środku mostu doszło do połączenia Krakowa i Podgórza w jedno miasto. "Choć do dziś podgórzanie, jadąc na drugą stronę rzeki, mówią, że jadą do Krakowa", zaznacza Kuba. Wojciech Bednarski, działacz społeczny z przełomu XIX i XX wieku, zapewne wyrażałby się podobnie. Jeśli w ogóle by się do Krakowa wybierał. Podobno po połączeniu miast ostentacyjnie spacerował wyłącznie do połowy mostu. Jednym z największych osiągnięć Bednarskiego było powołanie do życia parku na terenie byłego kamieniołomu, od 1906 roku nazywanego jego imieniem. Park znajduje się w niecce na wzgórzu. Izolacja ścian kamieniołomu robi wrażenie przebywania w ocienionej, zielonej enklawie. "Podgórze to zupełnie obce miasto w środku Krakowa, zupełnie inni ludzie, inny rytm. To jest idealna dzielnica do zamieszkania. 10 minut od centrum, mnóstwo zieleni, dyskretne kawiarnie, jasne ulice i nasłoneczniona przestrzeń", opowiada Martyna Sztaba, szefowa korporacji ha!art, która w Krakowie mieszka od sześciu lat, z czego ponad trzy na Podgórzu. "Codziennie po pracy przechodzę przez rynek, Kazimierz i most Poniatowskiego. Przekraczanie rzeki zawsze działa na mnie wyciszająco. Ze strony pracy i rozrywki przechodzę na brzeg ciszy i spokoju".
Lazur w Centrum Miasta
Skalne urwiska, a w dole turkusowa tafla wody. Aż strach patrzeć w dół. To nie wspomnienia z Chorwacji, tylko kolejny as w rękawie dalekiego Podgórza - Zalew na Zakrzówku. W rzeczywistości są to tereny dawnego kamieniołomu, w którym po zamknięciu przestano odpompowywać wodęi krystaliczne źródło zalało wyrobisko. Wspinając się na koronę skałek wokół zalewu, mijam amatorów wspinaczki, którzy zaanektowali tutejsze ścianki. Wszystko robi tu wrażenie niczyjego. Nie ma koszy na śmieci, ławek, żadnych oznak zagospodarowania terenu. Ma to oczywiście swój urok. Gdy staję wreszcie na wąskiej półce i patrzę na urwiska otaczające zalew, zaczynam rozumieć, dlaczego brak kontroli nad tym miejscem może być jednocześnie minusem. Jeden nieuważny ruch i lecisz w dół. Kilka osób w ten sposób już tu zginęło. Oficjalnym zarządcą terenu jest Centrum Nurkowe "Kraken". "Zakrzówek to teren trudny do zagospodarowania, nie ma tu warunków do zorganizowania bezpiecznego kąpieliska. Wykorzystujemy zalew do nurkowania, co tydzień sprzątamy okolicę. Na tym nasza rola się kończy", mówi Paweł Wójcik z Krakenu. "Nasza firma dzierżawi zalew oraz tereny wokół od kilku lat. Najpierw właścicielem były osoby prywatne, dziś przeszły one w posiadanie dewelopera". Wizja obudowania zalewu apartamentowcami wywołała w Krakowie burzę. Natychmiast powstał Komitet Ochrony Zakrzówka oraz Zielony Zakrzówek, czyli inicjatywa wpisania zalewu i okolic do listy miejsc chronionych unijnym programem Natura 2000. Póki co żadne decyzje nie zapadły.
Zakątki Gracjana
Eksplorując zielone tereny Krakowa, nie sposób nie wspomnieć o internetowej gwieździe Podgórza, miłośniku natury i naturyzmu - Gracjanie Roztockim. Działalność Gracjana przypomina sztukę naiwną przetłumaczoną na język nowych mediów. Po występach u Szymona Majewskiego oraz reklamie Media Marktu kariera Gracjana wytraciła tempo, ale on nie zmienił się ani na jotę. Tleniony grzyb na głowie, szorty podciągnięte pod same pachy i obowiązkowe skarpety, które zakłada również pod sandały z daleka świecą na parkingu pod Carrefourem, gdzie się umówiliśmy. Jedziemy razem na kopiec Krakusa. Bo Kraków nie tylko kopcem Kościuszki stoi. Podgórski nasyp sięga czasów przedchrześcijańskich, badania archeologiczne mówią nawet o 500 latach p.n.e. Podobno jest to grób legendarnego władcy, założyciela Krakowa - króla Krakusa. Wraz z Gracjanem podziwiamy widok na Wawel. "Ja najlepiej czuję się w miejscach, gdzie jest mało ludzi, często tutaj sobie przychodzę na spacery", opowiada. "Do centrum jeżdżę tylko, gdy przyjedzie do mnie jakiś fan", mówi. "Kraków podoba mi się właśnie dlatego, że tyle tu pięknej natury. Żałuję tylko, że tak mało jest plaż dla naturystów, ale można jeszcze znaleźć zapomniane zakątki", z radością informuje Gracjan, z wykształcenia cukiernik, który lubi robić torty śmietanowe. "Teraz pracuję już tylko na pół etatu, resztę czasu poświęcam na malowanie i robienie zdjęć. Niedługo będę brał udział w wystawie marynistów. Opalenizna Gracjana to ostateczny dowód na zieloność Krakowa. "Sezon opalania zacząłem już pod koniec marca", dodaje z dumą.