To wieże kościoła, do którego zabierała mnie babcia. A tutaj mamy kopułę z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przechodzę tamtędy po drodze na cmentarz do dziadka – Marzena Krawczyk podnosi kolejne elementy dużej szopki ustawionej w sypialni koło łóżka. Jej dzieło łączy krakowską architekturę ze wspomnieniami o najbliższych. Szopkarstwo to u niej rodzinna tradycja – zapoczątkował ją dziadek. Marian Dłużniewski od 1969 do 2013 r. wykonał około 90 szopek, z czego 40 wystawionych było podczas krakowskiego konkursu. Jego prace kupowali kolekcjonerzy z całego świata, w tym z Kanady i Hawajów. – W dzieciństwie uwielbiałam bawić się w jego warsztacie – opowiada młoda artystka. – Miałam tam swój kącik i własne narzędzia. Mniejszy młotek, imadło, hebel. I swój nożyk. Debiutancką szopkę zrobiłam, kiedy miałam 12 lat. Albo 11? Na konkurs. Dziadek pokazał mi, jak wykonać kopułę. Bardzo mi się spodobało.
NA TEMAT:
Szopka zdobyła wyróżnienie, kupiło ją muzeum. Jakie? Niestety wspomnienie się zatarło. Później Marzena miała kilka lat przerwy. Na nowo zaczęła w zasadzie od żartu. – Zobaczyłam zdjęcie szopki dziadka, zbliżenie na postacie. Miały niezbyt ładne miny. Dla dziadka twarze nie były istotne, po prostu robił figurki. Zażartowałam, że zrobię lepsze, przekomarzałam się z nim – wspomina wnuczka. – Ale potem spytałam, czy pomógłby mi z szopką, w której ja mogłabym wykazać się figurkami – artystka obraca w ręku maleńką krakowiankę. Spod kwiecistej spódnicy ledwie widać jej dwie halki, a koronkowych galotów wcale. – Tylko ja wiem, że są – śmieje się szopkarka. Dbałość o szczegóły przynosi jednak efekty. Pierwsza dorosła szopka Marzeny dała jej zwycięstwo. Później było jeszcze 15 kolejnych konkursów i wiele wyróżnień. W 2013 r. Marian Dłużniewski zmarł. Jego ostatnie dzieło z figurką papieża Franciszka w mikroskopijnych okularach na konkurs zaniosła wnuczka. Zdobyło pierwszą nagrodę w swojej kategorii.
Lajkonik i Marszałek
W pierwszy czwartek grudnia szopkarze przynoszą swoje prace pod pomnik Mickiewicza na rynku w Krakowie. Niektórzy już o ósmej rano. Z czasem pod cokołem robi się coraz tłoczniej, a na stopniach wyrasta całe miasto. Wieże, kopuły, dachy i ściany lśnią oklejone staniolem, jak w środowisku szopkarzy określa się kolorową folię aluminiową. Budowle są różnej wielkości, bo w konkursie można startować w czterech kategoriach. Największe mają dobrze ponad metr wysokości, najmniejsze ledwie kilka centymetrów. Uwagę wszystkich przyciąga miniatura w obwarzanku autorstwa Dariusza Czyża. Krakowska szopka, nawet ta wpisana w bułkę, musi mieć określoną konstrukcję – powinna być symetryczna i strzelista. Podstawę zazwyczaj wykonuje się z drewna lub ze sklejki. W zdobieniach panuje dowolność, choć najbardziej popularną techniką jest oklejanie kolorowymi sreberkami. Architektura nawiązuje do zabudowy Krakowa. – Kiedyś myślałam, że ma to być wierna kopia, ale dziadek wytłumaczył mi, że chodzi bardziej o inspirację niż naśladownictwo – tłumaczy Marzena. I oczywiście figurki. – Bez nich nie ma szopki – podkreśla artystka. Musi być scena bożonarodzeniowa, ale też postacie ważne dla miasta, krakowiacy, lajkonik,smok wawelski.
Szopka często zawiera komentarz do sytuacji politycznej albo odniesienia do historii. – To jest marszałek Piłsudski – Tadeusz Gillert, jeden z weteranów konkursu, wskazuje na miniaturkę z wąsem. – Obok legioniści. Z drugiej strony Kościuszko, ma czapkę na głowie, żeby łatwiej było poznać. I kosynierzy. Dalej rycerze, jak z tego serialu „Korona królów”, mają takie charakterystyczne hełmy – ciągnie. W 2018 r. tematyka zdominowana była przez historię. To w końcu stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Ale również stulecie praw wyborczych kobiet. Motywy emancypacyjne widać w wielu pracach. Najbardziej rzucają się w oczy figurki autorstwa Anny Malik. Przed Świętą Rodziną w równym rzędzie stoją: Maria Skłodowska-Curie, Aleksandra Piłsudska, Maria Dulębianka i kilka innych, mniej znanych bohaterek polskiej historii. – Piłsudskiego kojarzą wszyscy – mówi Anna. – A te kobiety też przyczyniły się do odzyskania niepodległości.
Dziedzictwo św. Franciszka
Pierwszy konkurs odbył się z inicjatywy Jerzego Dobrzyckiego w 1937 r., ale szopki istniały znacznie wcześniej. – Pierwotnie były przestrzenią, w której odbywał się teatr jasełkowy – tłumaczy dr Andrzej Szoka z Muzeum Historycznego Krakowa. Za pratwórcę jasełek uważa się św. Franciszka. W 1223 r. miał on zapoczątkować tradycję przedstawień opowiadających o narodzinach Chrystusa. Zwyczaj dotarł do Polski prawdopodobnie jeszcze w średniowieczu. Inscenizacje coraz bardziej odchodziły jednak od tradycji biblijnej, a w XVIII w. biskupi uznali je za nieobyczajne i zaczęli rugować z kościołów. – W ten sposób szopka znalazła się na ulicy – kontynuuje dr Szoka. – W Krakowie ta spektaklowa forma zaczęła kształtować się w XIX w. W połowie tego stulecia istniał już wzór szopki krakowskiej – kończy historyk. Tak jak dawniej znajdowała się w kościele, ale przybrała postać miniaturowej świątyni. Budowla nawiązywała do krakowskich pierwowzorów, z dwiema wieżami i kopułą pośrodku. Na dole była scena do odgrywania jasełek. – W czasie adwentu chłopaki z Krowodrzy, Zwierzyńca, Grzegórzek stali na Rynku Głównym z szopkami i kukiełkami. Czekali, aż państwo zaproszą ich do domu, żeby zrobić spektakl, za który dostawali pieniądze – opowiada dalej. – To był sposób zarobkowania dla murarzy, bo zimą nie mieli pracy.Historyk szacuje, że takich grupek działało kilkadziesiąt – w każdej dzielnicy kilka, a dzielnic czy też miejscowości okalających Kraków było kilkanaście. – Wiemy, że rywalizowały ze sobą, dochodziło do bójek. A były to silne, zadziorne chłopaki. Andrusy krakowskie.
Szopka na Mauritiusie
Po I wojnie światowej przedstawienia jasełkowe nie były już taką atrakcją, co można wiązać m.in. z pojawieniem się kina. Ale krewcy budowlańcy znaleźli inny sposób zarobkowania. Zajęli się samą konstrukcją szopki, którą zmniejszyli, a następnie sprzedawali pod pomnikiem Mickiewicza. Zjawisko zainteresowało Jerzego Dobrzyckiego, etnografa związanego z biurem promocji miasta. W pierwszym konkursie wzięło udział 70 szopkarzy, w tym jedna kobieta. W nagrodę można było dostać pieniądze, ale też kiełbasę lub bilety tramwajowe. Wydarzenie powtórzono następnej zimy. – W czasie wojny oczywiście nie było konkursu – dr Szoka kontynuuje opowieść. – Ale szopkarze dalej pracowali i kolędowali z tymi szopkami. Chodzili potajemnie. Wtedy postać Heroda często miała twarz Hitlera. W 1945 r. szopkarze przynieśli swoje prace pod ruiny pomnika Mickiewicza. Od tej pory konkurs organizowany jest co roku. – To tradycja, w której nie ma barier. Szopki robią kobiety, mężczyźni, dzieci, osoby niepełnosprawne i seniorzy. Bardzo ważny jest również przekaz międzypokoleniowy – podkreśla dr Szoka. W zeszłym roku szopkarstwo jako pierwszy polski wpis pojawiło się na liście reprezentatywnej niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO. Podczas sesji na Mauritiusie podziękowania dla komisji przeczytała Emilka Krawczyk, córka Marzeny, która poszła w ślady pradziadka. W 2018 r. razem z mamą otrzymała nagrodę w kategorii szopki rodzinne.
***
Tekst Julii Zabrodzkiej pochodzi z grudniowego wydania magazynu „Podróże”.