Narciarska Muszyna
Stoję na desce, a nawet dalej jadę – biorąc pod uwagę, że to zaledwie mój drugi sezon na snowboardzie, uznaję to za istny cud. Po kolejnych sekundach sunięcia poza trasą zaczynam wyczuwać, że sypki puch, który mam pierwszy raz w życiu pod deską, jest najlepszym z rodzajów śniegu, po jakim można jeździć. Kilka prób na niedużej prędkości i od razu miło! Głębokie skręty, kreślenie pierwszego śladu w dziewiczym terenie, wolność, powietrze, przygoda. Radość! I wszystko byłoby fajnie, gdyby z sekundy na sekundę zbocze nie stawało się coraz bardziej strome. Każdy zakręt zmęczonym nogom sprawia coraz więcej kłopotu i wymaga coraz większych wygibasów. I gdy myślę, że już nie może być trudniej... zza górskiego grzbietu wyłania się ściana lasu!
Między smreki gnacie, gazdo? – wrzeszczy, żartując sobie, Marzena. Przygląda mi się, stojąc na nartostradzie na swoich carvingach, i po chwili może już tylko zobaczyć, jak znikam między drzewami. Jednak slalom z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej wymagający. Jeszcze jeden zakręt, nagle wyrasta przede mną okazały świerk i muszę zakręcić tak ostro, że deska całkiem się zatrzymuje. – Rany Boskie! Zapadam się! – mówię do siebie i już po chwili stoję w śniegu po pas. Siadam z ulgą (że żyję, i że mogę odpocząć!) na śniegu i... zgodnie z prawem Murphy'ego sytuacja zmienia się ze złej na gorszą – zakopuję się w świeżym puchu po samą szyję. A po sekundzie wiszę nawet trochę głową w dół. Deska trzyma mnie jak kotwica, a tyłek leci coraz głębiej i głębiej w biały proszek. – Robi się niewesoło – myślę i szybko dokopuję się do wiązań, wypinam deskę i wygrzebuję się na powierzchnię. – Żyjesz? – echem z nartostrady dociera do mnie głos Marzeny. – Ledwie!
Wracam na trasę i dojeżdżam już bez niespodzianek do stacji kolejki. Napis „Jaworzyna Krynicka” witam jak wybawienie. – Na dzisiaj wystarczy już przygód. Teraz potrzebuję trochę spokoju – mówię do zdumionego górala obsługującego nowiutkie gondolki i ruszam do Muszyny – nieodległego miasteczka i jednego z najpiękniejszych uzdrowisk w Polsce, które wybrałem jako bazę na tydzień „białego szaleństwa”.
NA TEMAT:
Muszyna - Do zamku i na rynek
Malowniczo położona w dolinie Popradu w Beskidzie Sądeckim, w pobliżu granicy ze Słowacją, Muszyna kojarzyła mi się ze zdrowym górskim klimatem, czystym powietrzem (to jedno z najlepszych uzdrowisk w Polsce do leczenia dolegliwości oddechowych), urzekającymi krajobrazami, obfitymi źródłami wód leczniczych (stąd słynna na cały kraj Muszynianka) i gór. Raczej dla tych początkujących niż zaawansowanych. Kojarzyła mi się też ze spokojem i lekką sennością – idealna na wyjazdy rodzinne albo dla tych, którym rozrywki kurortów zwyczajnie już zbrzydły. I dokładnie taką się okazała – niespieszne, nienarzucające się, dyskretne miasteczko z niemałym urokiem, chciałoby się powiedzieć, osobistym.
Górujący nad Muszyną zamek strzegł granicy polsko-węgierskiej i dochodowego szlaku handlowego. Jak przystało na prawdziwe zamczysko, związanych jest z nim kilka legend i przepowiedni. Jedna z nich mówi o rycerzach śpiących w ukrytej sali zamku. Ponoć budzą się oni raz do roku, tylko na chwilę – w Niedzielę Palmową. Legenda mówi, że przyjdzie czas, gdy przebudzą się na dłużej, połączą siły ze śpiącymi pod Giewontem rycerzami z Tatr i stoczą walkę z wrogami Rzeczpospolitej. Którymi? Tego już legenda nie precyzuje.
Zwiedzanie malowniczych ruin w śniegu jest przeżyciem niezwykłym. Ale i niebezpiecznym – ścieżka gdzieniegdzie jest stroma. Ryzyko trzeba zrekompensować sobie smacznym obiadem. Mijając kapliczkę Matki Boskiej Królowej Polski, dochodzimy do uroczego rynku. Po obu jego stronach stoją nakryte czapami śniegu dwie maleńkie, podświetlone kapliczki. A w nich dwie polichromowane rzeźby z XVIII wieku – świętego Floriana i Jana Nepomucena. Nieco już zziębnięci ruszamy do knajpki po zachodniej stronie rynku, gdzie króluje w karcie placek, a jakże, węgierski!
Muszyna - Gibasianka, CC BY, Flickr.com/photos/gibasianka/3700734225/
Ruch i zdrój
Nazajutrz towarzystwo postanawia wyruszyć na narty biegowe. W końcu niedaleko od nas, w Kasinie Wielkiej, na świat przyszła Justyna Kowalczyk. – Ja wjadę kolejką na szczyt Wierchomli i stamtąd pójdę szlakiem – mówi nasza znajoma Kasia. Wraca późnym wieczorem zmęczona i zadowolona, choć raczej wychodzona niż wybiegana. – Trasa była kompletnie dzika. Nic nie przetarte.
My w ekipie z najmłodszymi zamiast na eksplorację, stawiamy na sport i idziemy do Parku Zdrojowego „Zapopradzie” w samej Muszynie, gdzie jest ładna trasa biegowa z założonym śladem. Choć dzieciaki szybko się zniechęcają („jak mam jechać na nartach, kiedy nie ma wyciągu?”), rodzicom udaje się przebiec ładnych kilka kilometrów i jeszcze nawet odwiedzić pijalnię wód mineralnych.
Przez kolejne dni jeździmy na nartach i snowboardzie w okolicy Muszyny. Pogoda sprzyja, co dzień odwiedzamy więc inny stok: Słotwiny–Azoty, Wierchomlę i wracamy na najwyższą i najatrakcyjniejszą z okolicznych gór, Jaworzynę Krynicką, gdzie – jak twierdzą miejscowi – śnieg utrzymuje się czasami aż do kwietnia. Wjeżdżamy tam bardzo eleganckimi gondolkami i szalejemy w snowparku. W końcu zmęczeni, z zakwasami w nogach, stawiamy na turystykę i ruszamy obejrzeć sąsiednie miasteczko – Piwniczną-Zdrój.
Już sam dojazd z Muszyny do Piwnicznej, jednego z lepszych uzdrowisk w Polsce, gdzie leczy się dolegliwości m.in. układu pokarmowego, jest atrakcją. Jedzie się malowniczą drogą wijącą się wraz z Popradem dnem doliny rzeki. Wokół góry, lasy i cisza. Samo miasto jest nieco młodsze od Muszyny (powstało w 1348 r.). Miało bronić Rzeczpospolitej od południa dzięki swojemu położeniu przy wąskim przesmyku, zwanym Piwniczną Szyją.
Karierę Piwniczna zrobiła jednak nie jako miasto obronne, lecz uzdrowiskowe. Odkrycie źródeł wód mineralnych sprawiło, że Piwniczna stała się jednym z najpopularniejszych uzdrowisk w Polsce, prawdziwy najazd turystów przyczynił się do rozkwitu miasta w XIX wieku. Do dziś zachowało się całe założenie urbanistyczne – czworoboczny rynek z ratuszem i kilkoma kamienicami z czasów mineralnej prosperity. Dziś miejscowość dalej się rozwija – pierzeje starych, stylowych budynków poprzetykane są nowoczesnymi pensjonatami. Nad miastem zaś, jak w czasach jego pierwszej świetności, wciąż górują łagodne zbocza Beskidów.
Uzdrowiska w Polsce - Piwniczna-Zdrój / Ffolas, shutterstock