Jest 10 lutego, 1648 rok. Władysław IV Waza nadaje Pradze prawa miejskie. Niespełna 150 lat później miasto zostaje przyłączone do Warszawy jako jedna z jej dzielnic, ale po dziś dzień zachowuje swój indywidualny charakter i niepowtarzalny klimat. Starowarszawska kultura, gwara, piosenki i zwyczaje nigdzie nie funkcjonują tak dobrze jak tu.
– Praga to w sumie nie Warszawa, ale zupełnie odrębne miasto – mówią miłośnicy dzielnicy, organizatorzy festiwalu Urodziny Pragi (w 2018 roku od 5 do 22 lutego). – Gdy wybieramy się na drugą stronę Wisły, mówimy, że jedziemy „do Warszawy” albo „na Warszawę”. Warszawiacy również rzadko odwiedzają tę część miasta. – Najwyraźniej wciągają ich wiślane wiry albo boją się kontroli paszportów na moście – żartują organizatorzy festiwalu, który jest „na Pradze, o Pradze i dla Pragi”.
NA TEMAT:
Przedwojenny klimat
„Rzuć bracie blagie i chodź na Pragie” – brzmi refren jednej z popularniejszych praskich piosenek. Po przekroczeniu Wisły krajobraz Warszawy zmienia się gwałtownie. Praga-Północ nie została praktycznie zniszczona w trakcie II wojny światowej i przedwojenne kamienice są tu wciąż najbardziej charakterystycznym stylem zabudowy. Życie toczy się w bramach i na podwórkach – swoistych mikrokosmosach. Boskiego porządku w tych światach strzegą najczęściej figurki Matki Boskiej. Słynne praskie Maryjki opływają kolorami i sztucznymi kwiatami.
– Szczególnie dużo kapliczek podwórkowych stawiano w okresie okupacji – mówi Jarosław Kaczorowski, założyciel Praskiego Otwartego Samozwańczego Uniwersytetu Latającego, zrzeszającego praskich przewodników. – Godzina policyjna zaczynała się bardzo wcześnie, często nawet o 19, więc ludzie byli zmuszani do zamykania się na terenie swoich domów. Skoro nie mogli pójść do kościoła, modlili się na podwórkach. A modlili się dużo, bo sytuacja była bardzo niepewna – nie wiadomo było nawet, czy wróci się z krótkiego wyjścia na miasto.
Praskie szlagiery
Oprócz modlących się ludzi, jeszcze nie tak dawno w bramach można było spotkać orkiestry podwórkowe. Chodząc z miejsca na miejsce, śpiewały one stare warszawskie szlagiery. To właśnie praskie kapele upamiętnia pomnik stojący u zbiegu ulic Floriańskiej i Kłopotowskiego. Jeszcze niedawno mosiężni grajkowie za sms-a wykonywali jedną ze 100 warszawskich piosenek. Nieruchomy skrzypek, akordeonista, gitarzysta, bandżolista i bębniarz przypominają dawną, jakże oryginalną muzykę stolicy. Tanga, walce i fokstroty opowiadały historie życia prostych warszawiaków. W barwny sposób opisywały klimat tutejszych spelunek, tańców i popełnianych z miłości zbrodni. „Nas tam nie bawi żaden bejc i żadne radio. Tylko armonia to instrument nasz” – śpiewano w piosence „Chodź na Pragie”.
Kapele podwórkowe przez lata utrzymywały, że najlepsza muzyka grana jest tylko na żywo. Mimo że tradycyjnych orkiestr ulicznych na Pradze już się nie uświadczy, muzyka ta zyskuje sobie coraz więcej naśladowców. – Na Urodzinach Pragi gościliśmy klasyków gatunku, czyli Różyc Orchestrę, a także młodszych adeptów tej muzyki – mówią organizatorzy. CzessBand oraz Grupa Teatralna Warszawiaki pokazują, że stare warszawskie szlagiery wcale nie są niemodne. Z kolei zespół Cała Praga Śpiewa, złożony z praskich seniorów oraz profesjonalnych muzyków, udowadnia, że te piosenki burzą wszelkie międzypokoleniowe bariery. Warszawska muzyka jest coraz popularniejszym materiałem do nowoczesnych przeróbek, takich jak covery Projektu Warszawiak czy afrowarszawskie nagrania, które powstały w ramach projektu Fundacji „Afryka Inaczej”.
Warsiawska nawijka
Przenieście się z nami w czasie, poszlafirujcie się z nami po szemranych praskich zakamarkach. Poznajcie przedwojenne budkarki, apaszów oraz cinkciarzy. Zakładajcie lepsze fernefiksy i w rytm praskiej armonii ruszajcie w bulbez – czytamy w zaproszeniu na Pragę Północ, napisanym starą warszawską gwarą.
To właśnie po prawej stronie Wisły zachowała się ona najlepiej. Podobno dlatego, że w niezburzonych kamienicach wraz z mieszkającymi tu rodzinami przetrwała tradycyjna przedwojenna kultura stolicy, podczas gdy po drugiej stronie Wisły rozpoczął się ogólnokrajowy miszmasz. Ktoś przyjeżdżał z Sanoka, ktoś wyprowadzał się do Konstancina; kultura lewej strony Wisły zaczęła przypominać bardziej kulturę polską, a nie warszawską. Również gwara ustąpiła miejsca językowi ogólnopolskiemu.
Jednak na Pradze wciąż mówi się językiem starej Warszawy. Można tu usłyszeć najbardziej rozpoznawalną cechę gwary warszawskiej – znane z piosenki „Chodź na Pragie” zmiękczone -gie i -kie. Cały czas instynktownie dodaje się tutaj końcówkę -ak, która jest typowa dla tego regionu Polski. To tutaj kurczę stało się kurczakiem, szczenię – szczeniakiem, a mały kotek – kociakiem, by potem ruszyć w kraj i podbić całą Polskę. Na Pradze w dalszym ciągu spotykamy się „na Wileniaku” (Dworcu Wileńskim), by z „Malinowszczakiem” (Malinowskim) pójść do „Skaryszaka” (Parku Skaryszewskiego).
Gwara warszawska to także prawdziwe bogactwo leksykalne. Ze słówek pochodzenia warszawskiego można by stworzyć niemały słownik. – Mało kto wie również, że gwara więzienna, czyli grypsera, jest odmianą szeroko rozumianej gwary warszawskiej, nie zaś na odwrót – mówi Sylwia Winnicka ze Stowarzyszenia Gwara Warszawska. Takie słówka jak „szlug”, „szamać” czy „doliniarz” do grypsery trafiły właśnie ze stolicy. – Praga posiadała swoją własną odmianę gwary warszawskiej. Na przykład, częściej niż w innych dzielnicach, zmiękczało się tutaj „sz” i „cz”. Stąd mamy właśnie „Warsiawe” – dodaje.
Różyc – centrum północnej Pragi
Centrum Pragi był przez lata Bazar Różyckiego. Słynny Różyc jest ostatnim, czynnym i zachowującym ciągłość działalności handlowej, historycznym bazarem warszawskim. Targowisko powstało na przełomie XIX i XX wieku, ale prawdziwa legenda narosła wokół tego miejsca w okresie PRL-u. W szarej rzeczywistości tamtych czasów miejsce kipiało kolorami i życiem, a na zakupy przyjeżdżali tutaj ludzie z całej Polski. Przekrzykujące się przekupki zarzekały się, że na Różycu da się kupić wszystko. Zdarzało się jednak, że rodzina z Sieradza przyjeżdżała tu po sukienkę ślubną, a odjeżdżała z niczym. Dała się skusić perspektywie łatwej wygranej w grze w „trzy karty” lub „trzy kubki”. – Kto ma oczy zdrowe, może wygrać konia albo krowę – zachęcali lokalni cwaniaczkowie. – Jedna pani przyjechała na rowerze, a odleciała na helikopterze – namawiali do udziału w „grze”, która tak naprawdę była szulerską sztuczką i szwindlem grubymi nićmi szytym. Często podstawiano pierwszego zwycięzcę, który tak naprawdę należał do cwaniacko-szulerskiej ferajny.
Dozgonnych fanów zyskały sobie słynne pyzy à la Różycki, serwowane w słoikach. „Dla mnie bomba te pyzy z bazaru, na stojaka je wtrajać nie wstyd” – śpiewał o nich Jarema Stępowski. Mimo że Różyc coraz bardziej w ostatnich latach podupada, każdego ranka można tu wciąż spotkać starszą panią, która sprzedaje praski przysmak ze swojego wózeczka. Tuż obok bazaru, knajpka W Oparach Absurdu serwuje inny lokalny przysmak – lornetę z meduzą. Dwie setki wódki podane wraz z zakąską w postaci nóżek w galarecie to tradycyjne warszawskie połączenie aperitifu z przystawką.
Praski „trójkąt bermudzki”
Okolice Bazaru Różyckiego przez lata były zwane trójkątem bermudzkim. Mawiano, że gdy wejdziesz w rejon pomiędzy Brzeską, Ząbkowską i Targową, to wyjdziesz bez pieniędzy, biżuterii i zegarka. „Przyjechali przed laty do Warszawy dwaj młodzi Szwedzi. Zaproponowałem im spacer na Różycczaka” – pisał w „Słowniku Warszawskim” Olgierd Budrewicz – podróżnik i miłośnik Pragi. „Spotkaliśmy się następnego dnia, zapytałem, jak było na bazarze. Ach, wspaniale! Jacy ciekawi ludzie! Jacy serdeczni!. I prawie jednym tchem: Takich złodziejskich artystów nie spotkaliśmy ani w Brazylii, ani na Bliskim czy Dalekim Wschodzie! Oni wyciągnęli nam dolary i żaden z nas tego nie zauważył. Poprzecinali żyletkami kieszenie wiatrówek i spodni. To prawdziwa sztuka! Nie żałujemy tych pieniędzy”.
Kryminalna opinia Pragi wciąż zniechęca warszawiaków do wizyt po tej stronie Wisły, a mieszkańców dzielnicy postrzega się w kategorii: „Siedziałeś, siedzisz albo będziesz siedział”. Rzeczywiście w latach 90. były tu kamienice, do których bała się zaglądać policja, ale obecnie jest tu coraz bezpieczniej. W policyjnych statystykach Praga nie jest wcale najniebezpieczniejszą dzielnicą Warszawy. Jest też coraz popularniejsza wśród zagranicznych turystów. Michał Sobieszuk, organizator anglojęzycznych wycieczek, od kilku lat pokazuje Pragę zagranicznym turystom. – Najmocniejszym przeżyciem jest dla nich doświadczenie Warszawy „od podwórka” – mówi. – Mieszkańców innych części Warszawy urzeka zaś to, że Praga nie pędzi jak reszta stolicy, nigdzie się nie spieszy. To trochę takie małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, przystają, rozmawiają ze sobą na ulicy – mówią organizatorzy Urodzin Pragi. – Mieszka tu ten stary typ warszawiaka: dumny, ale i bardzo honorowy. Trochę cwaniaczek, ale nie zostawi cię w potrzebie, gdy musisz wnieść po schodach nową szafę.
Praga się zmienia
Starowarszawska, przyjazna atmosfera, a do tego niskie czynsze oraz atrakcyjne przestrzenie kamienic i starych fabryk kuszą artystów. Od kilku lat Praga zyskuje miano miejsca, gdzie bije kulturalne serce stolicy. Liczne galerie, sklepiki z autorskimi produktami, kluby i kafejki sprawiły, że miasto spojrzało wreszcie za Wisłę. W weekend przyjeżdżają tu imprezowicze z całej Warszawy, by bawić się w klubach stworzonych w postindustrialnych wnętrzach. Swoich fanów mają też typowo praskie przytulne knajpki z klimatem „jak u babci” – 4 Pokoje czy W Oparach Absurdu. Miłośnicy piwa wybierają m.in. Centrum Zarządzania Światem. Ostatnio swoją restaurację otworzył tu Czesław Mozil. Wiele jednak miejsc się zamyka. Tak stało się np. z Sensem Nonsensu, gdzie Totutotam organizowało swoje slajdowiska.
Praga jest obecnie w momencie przełomowym. Część miłośników Pragi obawia się, że wraz z drugą linią metra z czasem pojawią się tu sieciówki, banki i bogatsi mieszkańcy. – Stare fabryki zmienią się w luksusowe lofty, a małe kafejki w starbucksy. Gentryfikacja może zabić ducha dzielnicy. To naturalna kolej rzeczy, proces miastotwórczy, który powtarza się wszędzie na świecie. Nie da się go uniknąć – mówią. – Musimy jednak pamiętać, że wraz ze zmianą charakteru dzielnicy może umrzeć to, co najcenniejsze na Pradze. Starowarszawski folklor, piosenki, gwara, różycowe pyzy i praski kodeks honorowy będą wtedy już nie do odtworzenia.