Warszawa żydowska
Plac Grzybowski rozbrzmiewa dźwiękami kontrabasu, saksofonu, akordeonu i skrzypiec. Na scenie The Klezmatics – nowojorska grupa śpiewająca po angielsku i w jidysz żydowskie klezmerskie melodie. Próżna wypchana jest po brzegi, tak że dojście z metra Świętokrzyska na plac zajmuje parę ładnych minut. Co roku od 2004 organizowany jest tu festiwal Warszawa Singera, przypominający nie tyle postać pisarza noblisty, tworzącego w jidysz, co całą kulturę i historię żydowskiej, przedwojennej Warszawy, miasta gdzie ¼ mieszkańców stanowili właśnie Żydzi. To oni, wraz z Polakami i Rosjanami tworzyli tkankę miasta lat 20. i 30. XX wieku. Wielokulturowość stolicy nie jest więc niczym nowym, zmienili się jednak ludzie, ich wierzenia, smaki i zwyczaje, które przywożą ze sobą.
„Ciasne podwórka, własne zapachy, język żydowski mieszający się z polskim i rosyjskim, do tego klasycystyczne kamienice, jak na Nowym Świecie, mnóstwo sklepów i mrowie ludzi – takie były Nalewki”. – opisuje targowe centrum nie tylko dzielnicy żydowskiej, ale i całej Warszawy, Jerzy Majewski, autor wielu spacerowników i cyklu „Warszawa nieodbudowana”. Ponieważ, aby poznać żydowską historię stolicy, spacerować trzeba po mieście już nieistniejącym.
Z otoczonej w 1940 roku wysokimi murami części miasta nie zostało prawie nic. Po powstaniu w getcie, w 1943 r. tzw. Dzielnicę Północną zrównano z ziemią. W powietrze wysadzono też Wielką Synagogę, jedną z największych warszawskich świątyń, stojącą w miejscu dzisiejszego Błękitnego Wieżowca. Na pamiątkę synagogi w biurowcu urządzono żydowską salę modlitwy.
Spacery po niewidzialnym mieście organizuje Centrum Kultury Jidysz, języka, którym niegdyś mówiło ponad 300 tys. warszawiaków. – Chcemy, aby nie patrzeć na dziedzictwo polskie tylko przez pryzmat języka polskiego, jidysz jest przecież elementem tożsamości Warszawy – mówią działacze.
Synagogi
A jakim miejscom związanym z kulturą żydowską w Warszawie udało się dotrwać do dziś? By zobaczyć jedną z najciekawszych wielokulturowych atrakcji w Warszawie, a mam na myśli jedyną istniejącą w stolicy synagogę, jadę na ul. Twardą przy placu Grzybowskim. Świątynia ufundowana przez kupca bławatnego czy – jak dzisiaj byśmy powiedzieli – handlowca, Zalmana Nożyka nie została zburzona „dzięki”… armii Wehrmachtu.
Bożnica znalazła się poza murami getta, a wojsko niemieckie urządziło w jej wnętrzu stajnię. Wojnę przetrwała też synagoga praska, po prawej stronie Wisły, gdzie również skupiała się znaczna część ludności żydowskiej. Budynek nie przetrwał jednak antysemickich lat 70. Na Pradze pozostała jedynie mykwa, czyli łaźnia, w której dziś mieści się Wielokulturowe Liceum im. Jacka Kuronia.
Nalewki
Dawne Nalewki to dziś ulica Bohaterów Getta, ciągnąca się od Arsenału do bramy Ogrodu Krasińskich, pozostał po niej autentyczny bruk i wtopione w niego szyny tramwajowe. Jedyna ulica, której zabudowa przetrwała po jej obydwu stronach to właśnie Próżna, ulica-gospodyni festiwalu kultury żydowskiej. Na co dzień nie tętni ona jednak takim życiem jak podczas dni Singera, cudowne ocalenie raczej smuci niż zachwyca. Na dachach wysokich, jak na swoje czasy, budynków, które zwano niebotykami, wyrosły krzewy, korzenie rozsadzają cegły, balkony pogubiły balustrady. Wiele razy „już prawie” dochodziło do remontu, w końcu doczekała się go nieparzysta strona Próżnej. Niebotyki stają się biurowcami.
Warszawa wielu kultur
Czy o dzisiejszej Warszawie też można powiedzieć, że jest wielokulturowa? Jak to zwykle bywa, co rozmówca to inna opinia. – Absolutnie nie – mówi Jakub Królikowski z fundacji Arteria – wystarczy pojechać do którejś z największych europejskich stolic i porównać jej koloryt z warszawskim. U nas egzotyczny wygląd, to wciąż jeszcze wydarzenie. – Jak najbardziej – mówi Anna Tomaszewska, prowadząca portal Kontynent Warszawa – prawdziwą skarbnicę wiedzy o wielokulturowości. Stronę www.kontynent-warszawa.pl wypełniają informacje na temat grup tanecznych, wystaw, warsztatów i koncertów.
Egzotyczne oblicze Warszawy staje się wyraźniejsze także podczas festiwali, takich jak październikowy Festiwal Filmowy Pięciu Smaków, prezentujący kino azjatyckie, listopadowy Sputnik z filmami rosyjskimi czy spektakle z udziałem obcokrajowców przygotowywane przez fundację Strefa WolnoSłowa. Współczesną egzotykę miasta w pełni widać raz do roku, na Krakowskim Przedmieściu podczas Wielokulturowego Warszawskiego Street Party. W ostatnią niedzielę sierpnia kolorowa parada maszeruje z placu Bankowego, aby na jeden dzień na Trakcie Królewskim stworzyć międzynarodowe miasteczko, zaprezentować swoją kuchnię, muzykę, taniec.
Wielokulturowe Warszawskie Street Party / mat. prasowe
Warszawski przysiółek azjatycko-afrykański
Zawsze, nie tylko od święta, egzotyki szukać można w wielu zakątkach miasta. Namiastką, albo inspiracją, do podróży po Azji niech będzie wizyta w Muzeum Azji i Pacyfiku z Galerią Azjatycką przy Freta 5. Wielką renowację przeprowadza też Muzeum Etnograficzne w Warszawie, oprócz nowych sal wystawowych, już niedługo odwiedzić będzie można jedyne w Polsce Muzeum Etnograficzne dla Dzieci. Ogromną inwestycją, którą zakończono jesienią 2013 roku, jest także Muzeum Historii Żydów Polskich urządzane w potężnej bryle szklanego sześcianu. Jadę też w miejsce mniej spektakularne, które powstało bez milionowych nakładów – do Galerii Tybetańskiej na Rondzie Tybetu. Po wielu kłótniach i protestach Rondo Wolnego Tybetu zostało rondem Tybetu po prostu. Artyści na filarach podpierających estakadę wymalowali jednak swój sprzeciw wobec chińskiej okupacji.
Wietnamskie smaki
Na śniadanie chaczapuri, na obiad ogbono, na kolację bun ga. Ulubionym miejscem Polaków na spotkanie z innymi kulturami jest jednak stołówka. Choć większość warszawskich barów i restauracji serwuje różne kuchnie świata, to aby spróbować prawdziwych domowych smaków znad Wołgi czy z Zatoki Gwinejskiej, trzeba udać się pod konkretny adres. Dla kuchni wietnamskiej chodziło się kiedyś na Stadion Dziesięciolecia – to był dopiero tygiel kulturowy! Po rozpoczęciu budowy Stadionu Narodowego sprzedawcy z całego świata rozproszyli się po centrach handlowych stolicy i jej przedmieściach.
Bary wietnamskie, które w ostatnich latach działalności stadionu stały się tak popularne, że na późne niedzielne śniadania zjeżdżała się tu śmietanka towarzysko-imprezowa miasta, ulokowały się w centrum. Z najlepszej, tradycyjnej zupy wietnamskiej pho słynie „postadionowy” bar Nam Sajgon przy ul. Brackiej. Wpadają tu zarówno Polacy, jak i Wietnamczycy, a to przecież oni wiedzą, gdzie ich zupy, sałatki i smażony makaron smakują tak jak w domu. Słynne wśród wietnamskich warszawiaków jest również Que Huong przy placu Konstytucji, tu Azjaci chętnie przyjeżdżają na karaoke, organizują wesela. Od paru lat kuchnia wietnamska nie musi udawać już chińczyka, pho stała się niemalże smakiem Warszawy.
La Mama
Na początku drogi w oswajaniu Polaków z egzotycznymi, nowymi smakami jest polsko-nigeryjska para Lidia i Arinze, którzy rok temu otworzyli restaurację La Mama przy ul. Andersa. Aby spróbować specjalności tego miejsca, jednego z afrykańskich gulaszy, zakasuję rękawy i myję ręce w miseczce z wodą. Potem odrywam kawałki klejącego się purée z batatów i maczam je w sosie z kawałkami mięsa, okry, ryby. By wszystkie dania miały prawdziwie nigeryjski smak, czuwa właśnie La Mama, czyli pani Cordelia. Przez ponad 30 lat prowadziła ona restaurację w Nigerii, teraz pomaga swoim dzieciom w prowadzeniu lokalu, przygotowuje pyszne afrykańskie risotta, suszone ryby, a dla odważnych pieczoną kozią głowę.