– Praga to w sumie nie Warszawa, ale zupełnie odrębne miasto – mówią organizatorzy lutowego festiwalu Urodziny Pragi, grupa Totutotam. – Gdy wybieramy się na drugą stronę Wisły, mówimy, że jedziemy „do Warszawy” albo „na Warszawę”. Warszawiacy również rzadko odwiedzają tę część miasta. – Najwyraźniej wciągają ich wiślane wiry albo boją się kontroli paszportów na moście – żartują organizatorzy festiwalu.
NA TEMAT:
Praga Północ. Lepsza niż Tajlandia czy Peru
Grupa Totutotam najpierw organizowała pierwsze na Pradze Północ slajdowiska podróżnicze. Przytulna, typowo praska knajpka Sens Nonsensu co tydzień przenosiła gości w odległe rejony świata. Na spotkaniach oprócz zdjęć i opowieści z podróży przybliżano kulturę odwiedzanych miejsc. Były koncerty, nauka tańca, gotowanie, poczęstunki, lekcje języka dla początkujących. – W którymś momencie stwierdziliśmy, że fajnie zrobić także coś dla Pragi, która od lat gości nasze spotkania podróżnicze. Nazwa Totutotam w końcu zobowiązuje, żeby pokazywać nie tylko to, co jest „tam”, ale także to, co jest „tu”.
Wtedy ze zdumieniem dostrzegli, że wszystkie elementy odległych kultur, które pokazywali na swoich spotkaniach, można znaleźć także w folklorze warszawskiej Pragi. – Jest tu charakterystyczna muzyka, gwara, jedzenie, wiele można także powiedzieć o zwyczajach lokalnej ludności – mówi grupa Totutotam. – Obok Tajlandii i Peru, trzeba pokazać warszawiakom także Pragę Północ. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bogatą kulturę ma ta dzielnica. Poznanie jej może być bardziej fascynujące niż wyprawy na drugi koniec świata!
Praga Północ. Przedwojenne atrakcje w Warszawie
„Rzuć bracie blagie i chodź na Pragie” – brzmi refren jednej z popularniejszych praskich piosenek. Po przekroczeniu Wisły krajobraz Warszawy zmienia się gwałtownie. Praga Północ nie została praktycznie zniszczona w trakcie II wojny światowej i przedwojenne kamienice są tu wciąż najbardziej charakterystycznym stylem zabudowy. Życie toczy się w bramach i na podwórkach – swoistych mikrokosmosach. Boskiego porządku w tych światach strzegą najczęściej figurki Matki Boskiej.
Słynne praskie Maryjki opływające kolorami i sztucznymi kwiatami mogą pretendować do miana najbardziej unikatowej atrakcji w Warszawie. – Szczególnie dużo kapliczek podwórkowych stawiano w okresie okupacji – mówi Jarosław Kaczorowski, założyciel Praskiego Otwartego Samozwańczego Uniwersytetu Latającego, zrzeszającego praskich przewodników. – Godzina policyjna zaczynała się bardzo wcześnie, często nawet o 19, więc ludzie byli zmuszani do zamykania się na terenie swoich domów. Skoro nie mogli pójść do kościoła, modlili się na podwórkach. A modlili się dużo, bo sytuacja była bardzo niepewna – nie wiadomo było nawet, czy wróci się z krótkiego wyjścia na miasto.
Praga Północ. Centrum praskiego wszechświata: Różyc
Centrum Pragi był przez lata Bazar Różyckiego. Słynny Różyc jest ostatnim, czynnym i zachowującym ciągłość działalności handlowej, historycznym bazarem warszawskim. Targowisko powstało na przełomie XIX i XX wieku, ale prawdziwa legenda narosła wokół tego miejsca w okresie PRL-u. W szarej rzeczywistości tamtych czasów miejsce kipiało kolorami i życiem, a na zakupy przyjeżdżali tutaj ludzie z całej Polski. Przekrzykujące się przekupki zarzekały się, że na Różycu da się kupić wszystko. Zdarzało się jednak, że rodzina z Sieradza przyjeżdżała tu po sukienkę ślubną, a odjeżdżała z niczym. Dała się skusić perspektywie łatwej wygranej w grze w „trzy karty” lub „trzy kubki”.
– Kto ma oczy zdrowe, może wygrać konia albo krowę – zachęcali lokalni cwaniaczkowie. – Jedna pani przyjechała na rowerze, a odleciała na helikopterze – namawiali do udziału w 'grze', która tak naprawdę była szulerską sztuczką i szwindlem grubymi nićmi szytym. Często podstawiano pierwszego zwycięzcę, który tak naprawdę należał do cwaniacko-szulerskiej ferajny.
Dozgonnych fanów zyskały sobie słynne pyzy a la Różycki, serwowane w słoikach. „Dla mnie bomba te pyzy z bazaru, na stojaka je wtrajać nie wstyd” – śpiewał o nich Jarema Stępowski. Mimo że Różyc coraz bardziej w ostatnich latach podupada, każdego ranka można tu wciąż spotkać starszą panią, która sprzedaje praski przysmak ze swojego wózeczka. Tuż obok bazaru, knajpka W Oparach Absurdu serwuje inny lokalny przysmak – lornetę z meduzą. Dwie setki wódki podane wraz z zakąską w postaci nóżek w galarecie to tradycyjne warszawskie połączenie aperitifu z przystawką.