Podkarpacie

Zapomniane wioski i kowboje w Dolinie Sanu. Jak wygląda polski „Dziki Wschód”?

Joanna Szyndler, 18.08.2016

W gospodarstwie Dom Prezesa mieszka 19 koni

fot.: Oscar Peña

W gospodarstwie Dom Prezesa mieszka 19 koni
Mało kto wybiera na wędrówkę nie bieszczadzkie połoniny, a niskie pasmo Otrytu z kultową Chatą Socjologa, gdzie trzeba nosić wodę i drewno, a wnętrze schroniska oświetlają świeczki. Otryt wciąż pozostaje jednym z niewielu miejsc, gdzie przymiotnik „dzikie” nie jest używany na wyrost.

– W Dolinie Sanu nie ma rywalizacji pomiędzy gospodarzami ani cepeliady. Wszechobecnych gdzie indziej aniołów i biesów – opowiada Edyta Wyban, która prowadzi gospodarstwo Dolistowie. W bardziej spektakularnej, wyższej części Bieszczad – (w okolicach Wetliny czy Ustrzyk Górnych) trudniej o ukochaną przez jej męża Pawła ciemność niezbędną do oglądania gwiazd i ukochaną przez Edytę ciszę.  Na tarasie jej domu rozkładamy mapę. Pokazuje nam swoje ulubione ścieżki.

W Zatwarnicy znajdziemy kino Końkret. Odrestaurowany budynek dawnego parku konnego jest miejscem warsztatów, pokazów filmów, lekcji o wierzeniach ludowych, strojach i historii Bojków. W Zatwarnicy znajduje się też bojkowska chyża. Pod jednym dachem mieszkali tu niegdyś gospodarze i ich zwierzęta. Z Zatwarnicy Edyta przesuwa palec jeszcze dalej na północny zachód. Do nieistniejących wsi – Krywe i Tworylne.

Botanika i historia - Jak rośliny pomagają odnaleźć wyludnione wioski 

Kalina koralowa to „bujny krzew, wysoki na 3-5 m, o niesymetrycznej koronie. Koronę ma szarą, liście duże, trójklapowe. Owoce są bardzo charakterystyczne, intensywnie czerwone, okrągłe, przypominają korale, stąd nazwa. Surowe są trujące, stają się jadalne dopiero po pierwszym przymrozku i ugotowaniu. Robiono z nich soki, dżemy, wino. Kaliną leczono krwotoki z dróg rodnych i bolesne miesiączki. Utożsamiana jest z młodością, pięknem i dziewictwem. Równocześnie symbolizuje śmierć i związana jest z ceremonią pogrzebową. W wysiedlonych wsiach kalinę spotkać można przy drogach, na dawnych miedzach, ale też na cmentarzach, szczególnie przy grobach młodych, niezamężnych dziewcząt. Szczaw alpejski można spotkać w miejscach, w których dawniej znajdowały się owczarnie. Krzewy tarniny wyznaczały granice i tworzyły naturalne bariery”. Kalina, szczaw, tarnina – wszystkie powinny wciąż tu rosnąć. Jednak bez przygotowania, wiedzy o roślinach, łatwo przegapić miejsca, w których toczyło się życie. W Dolinie Sanu istniały wsie, po których zostały tylko nazwy i drzewa owocowe, czasem ruiny cerkwi, fundamenty domów.

W drodze do Krywego. W dawnej wsi mieszkają dwie osoby, prowadzą gospodarstwo U Tosi

W drodze do Krywego. W dawnej wsi mieszkają dwie osoby, prowadzą gospodarstwo U Tosi, fot. Oscar Pena

Za namową Edyty ruszamy do Krywego. Szlak jest niby oznaczony, ale i tak parę razy skręcamy nie tam, gdzie trzeba. W końcu trafiamy na cerkiew pw. św. Paraskewy z początku XIX wieku. Zostały po niej tylko mury bez dachu i ruina dzwonnicy. Że jesteśmy już we wsi, podpowiadają jabłonie „sadzone przy domach, w sadach, ale i na miedzach, gdzie wyznaczały granice własnościowe, stanowiły źródło cienia i pożywienia w trakcie żniw”. Innych roślin, które posadził człowiek, nie rozpoznaję. Na wystawę „Chwasty” Karoliny Grzywnowicz do warszawskiej Zachęty trafiam już po powrocie z Bieszczad. Dopiero na naszych zdjęciach z wyjazdu dostrzegam rudbekię nagą o dużych, żółtych kwiatach. „Hodowana była w przydomowych ogródkach, sadzona najczęściej przy płotach” czytam na planszach wystawy.

W 1931 r. we wsi Krywe w 82 domach mieszkało 597 osób. W 1945 r. banderowcy spalili tutejszy dwór i tartak. Pozostały fundamenty. Rok później zaczęto wysiedlać ludność ukraińską do ZSRR. Tych, którym udało się ukryć, przesiedlono do powiatu szczecineckiego dwa lata później w ramach akcji „Wisła”. Jeśli poprzedzierać się przez chaszcze nad potok Krywiec, można jeszcze dostrzec fundamenty wiejskich chat, fragmenty studni i dróg. Reszta została spalona. Podobny los spotkał inne wsie nad Sanem, jak Hulskie czy Tworylne. – Do Tworylnego trudniej jest trafić, prowadzi tam słabo oznakowany szlak. Ale spróbujcie koniecznie – poleca Edyta. – Pozostały w niej cerkwisko, fundamenty dworu i aleja wysadzana lipami, wiązami i jesionami.

NA TEMAT:

Otryt – jazda konna u Prezesa

W drodze powrotnej z Krywego spotykamy grupę osób na koniach, prowadzoną przez mężczyznę w kowbojskim kapeluszu. Słynni kowboje bieszczadzcy dziś rzadko kiedy przemierzają góry i doliny w pojedynkę. Prowadzą wycieczki, obozy jeździeckie. – Tylko zimą jeżdżę sam. Muszę znów „wyregulować” konie, które w sezonie rozpuścili turyści – śmieje się Prezes, gdy siadamy przed jego gospodarstwem. U Prezesa to jedna z największych atrakcji Bieszczad. Mali i duzi uczą się tu jeździć konno, by potem ruszyć w teren.

Najmłodsi uczniowie Prezesa wracają po przejażdżce

Najmłodsi uczniowie Prezesa wracają po przejażdżce, fot. Oscar Pena

Podczas siodłania jeden ze źrebaków chodzi za nami krok w krok i się przymila. Drugi robi przewrotki przed Kubą, synem Prezesa, nadstawia się do drapania. Ale zaraz skończy się zabawa, młode wyjdą razem z dorosłymi na szlak. – Będą poznawać teren, stromizny, wodę. Koń nieoswojony z przyrodą boi się jej, tak jak człowiek – opowiada Prezes. Też przyjechał z dużego miasta, ale już ponad 30 lat temu. Miejsce na gospodarstwo wybrał intuicyjnie. Podczas jednej z wędrówek przysiadł przed brzozowym młodnikiem, spojrzał na wody Sanu. Najpierw zamieszkał w namiocie, potem w wybudowanej przez siebie stodole. Pierwszego konia nazwał Otryt, na cześć ulubionego pasma na „Dzikim Wschodzie”.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.