Pewien Żyd wybudował przy rynku karczmę, ale klienci nie przychodzili. Załamany udał się po radę do rabina. Ten mu odrzekł: „Nazwij ją Pod Siedmioma Dzwonkami, ale przed wejściem powieś tylko sześć”. Karczmarzowi pomysł wydał się absurdalny, ale zrobił, jak doradził mu rabin. Z miejsca w jego lokalu zaczęli się pojawiać ludzie. By zwrócić mu uwagę, że brakuje jednego dzwonka – bo niczego tak człowiek nie lubi, jak wytknąć drugiemu błąd – uśmiecha się Jan Maciejewski z Muzeum Kultury Żydowskiej w Tykocinie.
Zwiedzamy tutejszą synagogę, drugą pod względem wielkości w Polsce, zaraz po krakowskiej. Pan Jan opowiada mi historie i legendy, a ja w wyobraźni przenoszę się do dawnego, gwarnego miasteczka.
Tuż przed wojną Żydzi stanowili ponad 60% mieszkańców Tykocina. Przedstawiciele gminy cieszyli się w Polsce dużym poważaniem. Na sejmach żydowskich rangą przewyższali ich tylko Żydzi z krakowskiego Kazimierza.
NA TEMAT:
Po wojnie nie został tu prawie nikt. Dawny sztetl żyje jeszcze w przekazach i wspomnieniach najstarszych mieszkańców. Ale nie tylko. – Staramy się, by ta kultura wciąż trwała. Organizujemy obchody świąt z kalendarza żydowskiego – mówi pan Jan. – Podczas Sukkotu, czyli Święta Szałasów, przed synagogą stawiamy namiot, jest też ogromny stół z jedzeniem i koncert muzyki klezmerskiej.
Agnieszka Osiecka nazwała kiedyś Tykocin miasteczkiem-bajeczką. Niektórzy wolą określenie „perła baroku”, a jeszcze inni żartują, że jest tu więcej zabytków niż mieszkańców. Do około stu historycznych obiektów dołączył ostatnio kolejny budynek.
– To najstarszy i najmłodszy zamek na Podlasiu. Bo jedyny! – śmieje się Jacek Nazarko, który tykocińską twierdzę odbudował w 2011 r. Postawił ją w miejscu XVI-wiecznej warowni, jednej z ważniejszych na ziemiach polskich. Miejsce to ukochał król Zygmunt August. Zamek w XVIII w. ucierpiał w pożarze i zaczął niszczeć. Pan Jacek opowiada, że gdy był dzieckiem bawił się w jego ruinach i wyobrażał sobie, jak mógł wyglądać w czasach największej świetności. Po latach, już jako właściciel firmy budowlanej, postanowił spełnić marzenie z dzieciństwa. We współpracy z historykami i archeologami zabrał się do rekonstrukcji twierdzy.
– Chciałem, by zamek w Tykocinie był obecny nie tylko na kartach książek – podkreśla, gdy siedzimy w zamkowej restauracji i jemy pierogi z gęsiną. – Czytać o czymś to zupełnie coś innego niż gdzieś fizycznie być.
Polscy muzułmanie
Pani Eugenia Radkiewicz od razu rozbraja mnie swoją energią i poczuciem humoru. Opiekuje się meczetem w Bohonikach. Pochodzi z tatarskiej rodziny, brat jej ojca był imamem. Pytam ją, dlaczego Tatarki jako muzułmanki nie zasłaniają głowy chustą. – Przecież to niewygodne, jak w tym pracować – dziwi się. O roli kobiety w islamie mówi zaś krótko: – Chłop potęgą jest i basta, lecz kieruje nim niewiasta.
Tatarów do Polski zaprosił Jan III Sobieski, który nadał im dwie miejscowości: Bohoniki oraz położone nieopodal Kruszyniany. Stali się pełnoprawnymi obywatelami. – Jesteśmy Tatarami, jesteśmy muzułmanami, jesteśmy Polakami – mówi pani Eugenia i podkreśla, że żołnierze tatarscy walczyli w polskim wojsku we wszystkich ważnych wojnach.
– Na Kruszyniany mówiło się kiedyś „triniedzielnaja”, bo w piątek świętowali Tatarzy, w sobotę Żydzi, a w niedzielę katolicy i prawosławni – opowiada Dżemil Gembicki, który oprowadza mnie po najstarszym meczecie w Polsce – ciemnozielonej, drewnianej świątyni w Kruszynianach. Śmieje się, że tutejsze dzieci mają najwięcej wakacji w Polsce, bo z okazji świąt danej religii wolne ma cała klasa.
Stolica wszystkich religii
Pokojowe, niemal sielankowe współistnienie różnych kultur i religii to coś, za co pokochałam świat trylogii Jacka Bromskiego, którą rozpoczyna film „U Pana Boga za piecem”. Miejscowość, gdzie rozgrywa się akcja – Królowy Most, leży po drodze z Kruszynian do Białegostoku. Filmy kręcono też w innych okolicznych miasteczkach, m.in. w Supraślu. Zaraz po zwiedzaniu tutejszego prawosławnego monasteru oraz Muzeum Ikon udaję się więc na poszukiwanie miejsc z filmów.
Dom komendanta odnajduję przy ul. 3 Maja. Trochę dalej jest też komisariat policji, na co dzień – siedziba Centrum Kultury i Rekreacji. Pani z lodziarni opowiada, że w filmach zagrało wielu mieszkańców Supraśla, w tym kilkoro jej znajomych.
Profesjonalnych aktorów można oglądać zaraz obok, w supraskim teatrze Wierszalin. Założony w 1991 r. przez reżysera Piotra Tomaszuka swoją nazwę wziął od nieistniejącej już wsi, położonej 35 kilometrów stąd. Wioska miała być utopią, idyllicznym królestwem bożym na ziemi. Stworzył ją w latach 30. XX w. charyzmatyczny chłop Ilja Klimowicz, który został uznany przez okolicznych mieszkańców za proroka. Przepowiadał rychły koniec świata, który miało przetrwać tylko jedno miejsce – Wierszalin, Nowe Jeruzalem, przyszła stolica Ziemi. Miała ona zjednoczyć wszystkie religie. Prorok zmarł podczas II wojny światowej, a do dzisiaj zachowały się opuszczone drewniane budynki, studnia i zdziczałe drzewa owocowe. Nadleśnictwo na pamiątkę postawiło tu świątynię wszystkich wyznań. Na kamieniach wyryto symbole prawosławia, katolicyzmu, judaizmu, islamu. Jest też jeden pusty – dla pozostałych wyznań.
Miejsce mocy
Do Wierszalina jadę polną drogą. Przez wioski, które wyglądają, jak przed kilkudziesięcioma laty i gdzie wciąż korzysta się z usług szeptuch, ludowych uzdrowicielek. Przez nieprzebrany, tajemniczy las, w którym wydają się mieszkać strzygi, rusałki i dziwożony. Otacza wszystkie odwiedzane przeze mnie miejscowości, jest niemym towarzyszem podróży.
Na zachodzie powiatu znajduje się Narwiański Park Narodowy, unikatowa bagienna dolina rzeczna zwana Polską Amazonią. Północny wschód porasta zaś Puszcza Knyszyńska, drugi co do wielkości park krajobrazowy i jeden z najlepiej zachowanych kompleksów leśnych w kraju.
Odwiedzam Silvarium, czyli park w Poczopku, które jest świetnym wstępem do wizyty w puszczy. – Las to największy cud, jaki nam się przydarzył na ziemi. Ale ponieważ ludzie nie zawsze rozumieją cuda, to warto je trochę oswoić – mówił w jednym z wywiadów tutejszy nadleśniczy Waldemar Sieradzki. Wyjaśnia ideę stworzenia Silvarium, które funkcjonuje jako centrum edukacyjne. Zgromadzono tu i opisano prawie wszystkie gatunki roślin występujące w puszczy, w tym 80 ziół wykorzystywanych w medycynie ludowej.
Są tu też liczące kilka miliardów lat ogromne głazy narzutowe. Ustawiono je w kamienny krąg. Podobno jest to miejsce mocy, a przebywanie w tej nietypowej świątyni poprawia samopoczucie i regeneruje siły. W Silvarium artysta Eames Demetrios w ramach swojego projektu odkrył bramę do światów alternatywnych.
– Thomas Huxley, XIX-wieczny angielski ekolog i przyrodnik, powiadał, że dla osoby nieobeznanej z sekretami przyrody przechadzka po łonie natury jest niczym zwiedzanie galerii wypełnionej cudownymi dziełami sztuki, z których dziewięć na dziesięć odwróconych jest do ściany – mówi Waldemar Sieradzki. – My próbujemy odwrócić na powrót te obrazy. Bo nie wystarczy patrzeć, trzeba jeszcze zauważać.