Trasa rowerowa nad Bugiem
Podróż trasami rowerowymi nad Bugiem zaczęliśmy w Siemiatyczach, skąd wyjechaliśmy, wybierając do jazdy boczne, asfaltowe drogi. Nie ma na nich prawie żadnego ruchu, jest więc bezpiecznie i wygodnie. Szybko dojechaliśmy do Grabarki. Wspięliśmy się na pagórek do cerkwi i rosnącego wokół wielkiego lasu krzyży. Moje córki próbowały odczytywać napisy na krzyżach i tabliczkach, ale nie znają cyrylicy, więc co chwila pytają mnie o to, co jest tu napisane. Odczytuję i wyjaśniam.
Przed odjazdem z Grabarki napełniam nasze bidony wodą z cudownego źródła. Podobno dodaje zdrowia, urody i wzmacnia siły. Nam tych sił będzie potrzeba bardzo dużo, uroda też jest rzeczą ważną. Namawiam więc Madzię i Agę do dużych łyków i sam ze smakiem wypijam kubeczek chłodnej, krystalicznie czystej wody.
NA TEMAT:
Zmierzamy trasą rowerową w kierunku Bugu. Po raz pierwszy widzimy go we wsi Moszczona. Jest tu szeroki i wartki, ale za Mielnikiem znika nam z oczu. Jedziemy skrajem szerokiej doliny. Niewielu turystów dociera w ten zakątek Podlasia. Najdalej ku wschodowi, opierając się prawie o druty „przygranicznej zony”, położona jest wieś Niemirów. Dawniej jej mieszkańcy trudnili się m.in. flisactwem.
Bug był jedną z głównych arterii komunikacyjnych i transportowych dawnej Polski. Pływały po nim barki z różnymi towarami (głównie ze zbożem), spławiano drewno, transportowano sól. Wkrótce przekonujemy się, że tradycje flisackie we wsi są nadal podtrzymywane. Docieramy do przeprawy promowej. Najszybciej na drugi brzeg Bugu do Gnojna, a potem dalej, do Janowa Podlaskiego, można dostać się wyłącznie drewnianym promem. Jest on obsługiwany przez flisaczkę, która dziarsko przewozi ludzi i ich dobytek, opowiadając o zdarzeniach związanych z przeprawą. Z tamtej strony przewiozła kilku rowerzystów. Z uśmiechem zamieniamy się miejscami. Oni pojechali do Augustowa, na północ – my jedziemy do Chełma, na południe.
Z pokładu promu obserwujemy niewielki statek kursujący z Serpelic. Dziewczynki wyglądały na zmęczone... Czas zatem na coś słodkiego. Czekolada prawie natychmiast poprawia nastroje. Lądujemy na drugim brzegu. Najpierw łąkami, a potem, gawędząc o tym i owym podróżujemy do Janowa Podlaskiego ze słynną na całym świecie stadniną koni arabskich. Znamy ją z poprzednich wypadów, zatem tym razem po krótkim odpoczynku kierujemy się do Pratulina. Tu zatrzymujemy się przy sanktuarium poświęconemu męczennikom podlaskim – 13 unitom, którzy 24 stycznia 1874 roku zginęli z rąk żołnierzy carskich.
Trasy rowerowe. Zapadający zmierzch i zmęczenie zmusza nas do zatrzymania się na nocleg w dość przypadkowym miejscu. Namiot rozstawiamy w leśnym zagajniku nad niewielką rzeką. Ciepłą kolację przyrządzamy na lekko dławiącym się benzynowym kocherze. Mamy ze sobą butlę gazową, ale niestety, zapomniałem o jej napełnieniu.
Kolejny dzień zaczynamy od obfitego śniadania, a potem przystanku w okolicach wsi Neple. Stoi tu tajemniczy kamienny krzyż. Nie ma jednoznacznego wyjaśnienia jego pochodzenia, ale jest wielce prawdopodobne, że to tzw. krzyż pokutny.
Jadąc bardzo wolno malowniczymi trasami rowerowymi, docieramy do Terespola. Tym razem nie zapominam o napełnieniu gazem naszej butli i potem na niej przyrządzamy większość posiłków. Zatrzymujemy się na chwilę przy cerkwi z XVIII wieku i kościele parafialnym, a potem jedziemy do Lebiedziewa. Trochę czasu zajmuje mi odnalezienie mizaru – muzułmańskiego cmentarza. Znajduje się on na niewielkim pagórku tuż obok szosy, a pomimo wszystko mijam go obojętnie. Dopiero po chwili zauważam kilka kamiennych stelli ukrytych wśród sosnowego zagajnika. Chodzimy między kamieniami, oglądając napisy i znaki półksiężyca, a potem ruszamy dalej, do wsi Kostomłoty. To tam znajduje się jedyna w Polsce cerkiew parafii neounickiej. Około 300 unitów wyznaje obrządek bizantyjsko-słowiański, a ich zwierzchnikiem jest prymas Polski.
Trasą rowerową do Włodawy
Powoli podjeżdżamy na niewielkie wzniesienia i z radością korzystamy z każdej chwili zjazdu. Ta część Polski żyje w wolniejszym tempie, więc i my zwalniamy, aby ją dokładnie poznać.
Trasy rowerowe. Drewniana cerkiewka pochodząca z XVII wieku została starannie odrestaurowana wraz z ikonostasem i kolorową polichromią zdobiącą jej wnętrze. Malutka świątynia robi na nas wielkie wrażenie. Wkrótce ruszamy dalej, do Kodnia. W samym centrum tej miejscowości stoi piękny barokowy kościół p.w. św. Anny, w którego ołtarzu znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej Kodeńskiej. Został on wykradziony z Rzymu przez właściciela tutejszych dóbr, Mikołaja Sapiehę, w 1631 roku i umieszczony w kodeńskim kościele. Żar leje się z nieba. Napełniamy bidony wodą, kupujemy trochę owoców i ruszamy dalej. Brzozowe zagajniki i drzewa rosnące przy drodze dają zbawczy cień. Wiatr jest naszym sprzymierzeńcem więc poruszamy się coraz szybciej.
Kolejnym przystankiem na trasie rowerowej jest prawosławny monaster w Jabłecznej. Ładnie wygląda jego kopuła złocąca się na tle wszechobecnej zieleni doliny Bugu. Męski klasztor prawosławny istniał w tym miejscu najprawdopodobniej już w XV wieku. Senna okolica ożywa 24 i 25 czerwca, gdy odbywają się odpustowe uroczystości ku czci św. Onufrego. Jednak w dniu naszej wizyty jest... jak zwykle – czyli sennie. Letni dzień jest długi i nie opadliśmy z sił, zatem ruszamy dalej.
Kolejnego dnia wyprawy podlaskimi trasami rowerowymi jedziemy do Włodawy. Miasteczko położone jest na wysokim brzegu Bugu. Centrum zajmuje czworoboczny rynek. Zwiedzamy zespół poklasztorny Paulinów z kościołem p.w. św. Ludwika i oglądamy stojącą niedaleko cerkiew prawosławną p.w. Narodzenia Najświętszej Panny Marii. Potem odwiedzamy synagogę. Obecnie w jej wnętrzach znajduje się Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego z kilkoma wystawami. Po tej wycieczce Włodawa przestanie nam się kojarzyć wyłącznie z radiowymi komunikatami o stanie wód na Bugu.
Wracamy. Do Okuninki i po załadowaniu bagaży ruszamy do Sobiboru. W małym budynku przy stacji mieści się muzeum obozu zagłady. W 1943 roku wybuchło w nim powstanie. Kilkuset Żydów po walce z hitlerowską załogą wydostało się na wolność. To wydarzenie stało się kanwą amerykańskiego filmu „Ucieczka z Sobiboru”. Niewielka wystawa wywarła na nas olbrzymie wrażenie. Potem przez kilka kilometrów jechaliśmy, rozmawiając o II wojnie światowej.
Trasa rowerowa prowadzi wśród zielonych pól i brzozowych zagajników. Takie pejzaże odprężają. Przystajemy przy wielkim dębie Bolko w Haniszowie. Przyjemnie jest powylegiwać się w cieniu jego rozłożystych konarów. Nocujemy tuż za Dubienką na polu biwakowym nad zakolem rzeki.
Ostatni dzień naszej wycieczki spędzamy w Chełmie. Spacerujemy po mieście, a potem schodzimy do chełmskich podziemi. Wędrówka wśród białych kredowych korytarzy kończy się spotkaniem przyjaznego ducha Bielucha. Nasza wyprawa szybko dobiegła końca. Jednak już wiem, że niebawem wrócimy na malownicze szlaki nadbużańskiej krainy łagodności i spokoju.