Pomorze Wschodnie

Krynica Morska, co warto zobaczyć - co warto zobaczyć w Krynicy Morskiej

Koło latarni morskiej wznosi się pomnik żołnierzy radzieckich. Pamiątka z lat 60. W tym okresie nast

fot.: Mikołaj Długosz

Koło latarni morskiej wznosi się pomnik żołnierzy radzieckich. Pamiątka z lat 60. W tym okresie nast
Tak mały i wąski kawałek lądu, tak piękne tereny, tak wiele kontrowersji.

Gorący punkt

„Putin podpisał rozporządzenie. Może jednak Sikorski coś załatwił?”. „Putin nie ma co zaoferować, kiedy przyjedzie do Polski we wrześniu, może więc odblokuje Kaliningrad”. „Dobrze by było – inaczej mamy kolejny sezon w plecy”. To nie są rozważania dwóch dyplomatów, lecz podsłuchana rozmowa między pracownicą baru rybnego w Krynicy Morskiej i klientem – zapewne innym lokalnym przedsiębiorcą. Krynica, niepozorna miejscowość na Mierzei Wiślanej, to zarazem jeden z najbardziej newralgicznych punktów granicznych na terenie Unii Europejskiej. Miasto jest oddalone zaledwie 11 km od obwodu kaliningradzkiego (obecnie już tylko 3 km, odkąd miejscowość Piaski, w głębi mierzei, stała się dzielnicą Krynicy). Kilka kroków plażą i możemy znaleźć się na terenie Federacji Rosyjskiej, skąd szczerzą na nas zęby wyrzutnie rakietowe i nuklearne okręty podwodne. Trzy lata temu wskutek napięć dyplomatycznych zawieszono żeglugę między Polską a Kaliningradem. I tak od jednej wizyty polskich ministrów w Moskwie po konflikty o tarczę, gaz, mięso czy radzieckie pomniki, mieszkańcy Krynicy – a przede wszystkim firmy prowadzące rejsy – muszą trzymać rękę na pulsie polityki międzynarodowej. Tymczasem kilka dni przed naszym wyjazdem rosyjski premier Władimir Putin rzeczywiście wznowił bezwizowe wycieczki do Kaliningradu i dlatego od razu tu przyjechaliśmy. Chcemy załapać się na premierowy rejs do portu Bałtisk w Kaliningradzie i przy okazji zwiedzić Krynicę Morską. Nasze nadzieje rozwiewa jednak Adrian Bogusłowicz, szef Krynickego Ośrodka Turystycznego – rejsów na razie nie ma i minie trochę czasu, zanim zostaną wznowione. Póki nie ma oficjalnie zielonego światła z MSZ, nic się nie da zrobić.

 

 

Cicha woda

W gruncie rzeczy nie jesteśmy rozczarowani. Zdążyliśmy się zorientować, że na pozór senna, przedsezonowa Krynica jest sama w sobie wyjątkowo ciekawym miejscem. I tak jak nie da się zorganizować rejsów po zalewie wiślanym bez intymnej wiedzy o polskich relacjach z Federacją Rosyjską, tak nie sposób zrozumieć specyfiki Krynicy bez zapoznania się z jej skomplikowaną historią. Aż trudno sobie wyobrazić, że o ten skrawek lądu biło się tyle narodów. Dla Hitlera ta część Polski była kluczowym punktem na mapie III Rzeszy (Krynica należała do Okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie, który miał stać się jednym z bastionów germanizacji) i naziści pozostawili tu po sobie sporo cierpkich pamiątek: bunkry, wykopy i obóz koncentracyjny w pobliskim Sztutowie. O randze Krynicy wiedzieli także partyjni urzędnicy, którzy zaludniali tereny opuszczone przez pruskich mieszkańców po drugiej wojnie światowej. Za czasów Związku Radzieckiego Kaliningrad był strefą zmilitaryzowaną, całkowicie odciętą od reszty świata. Dlatego w regionach przygranicznych oddawano działki letniskowe wojskowym, milicjantom, ludziom „zaufanym”.

NA TEMAT:

Od Sasa do Prusa

Podczas odwilży lat sześćdziesiątych nastąpił w Krynicy szalony rozwój budowlany, co widać od chwili, gdy wjeżdża się na teren miasta. Jest to istny skansen modernizmu: segmenty-klocki, bryłowate domki letniskowe, kioski biletowe w kształcie trapezu i wyblakłe pastele niegdysiejszych ośrodków wczasów pracowniczych. A wszystko sąsiaduje z poniemieckimi willami i pensjonatami. Wielu spośród tych konstrukcji zbudował dziadek Łukasza Kopania – Tadeusz Jasiński. Łukasz także jest architektem. Jego rodzina ma w Krynicy mały, lecz – jak na dom architektów przystało – wyjątkowo zgrabny segment letniskowy na dawnej ulicy Willowej. Po wojnie ulicę przepołowiono i przemianowano: powstały ulice Robotników i Teleekspressu (tak, tego „Teleekspressu” z czołówką z tykającym zegarem). Spotykamy się z Łukaszem na Robotników i po krótkiej naradzie na tarasie kawiarni Donald (najbardziej miejskim i ekskluzywnym lokalu w Krynicy) idziemy w głąb lasu z wojskową lornetką i wykrywaczem metali. Nie było nam dane zwiedzać Kaliningradu, ale skoro wielka polityka i historyczne przewroty wywarły takie piętno na Krynicy, od nich zaczynamy naszą wizytę.

 

 

Podchody

Wspinamy się na Wielbłądzi Garb (48,5 m n.p.m.) – jak podają przewodniki, najwyższą stałą wydmę w Europie, z której (dalej według przewodników) ma roztaczać się wspaniały widok na wody Bałtyku, Zalew Wiślany oraz Wysoczyznę Elbląską. Nic nie widać: wydma jest pokryta gęstymi krzakami i lasem. Tyle z naszego podglądania rosyjskiej floty wojskowej i atomowych łodzi podwodnych. Rodzice Łukasza odradzili nam jechanie pod samą granicę z Kaliningradem, co także mieliśmy w planach. Podobno dotrzeć tam można jedynie drogą przybrzeżną, a granica nie jest dobrze oznakowana. Moglibyśmy nieopatrznie znaleźć się na terenie Rosji (z wykrywaczem metali, dużym aparatem fotograficznym i wojskową lornetką: bardzo mądrze). Schodzimy więc z wydmy jak rozczarowane dzieci. Po drodze włączamy wykrywacz metali i wykopujemy, ze słabnącym entuzjazmem, kilka puszek i zardzewiałe odłamki.

Piękny, dziki Wschód

Po tych marnych początkach postanawiamy odpuścić sobie zabawę w archeologoszpiegów i nacieszyć się tym, co Krynica ma w dostatku: urodą. Estetyka – a nie lokalizacja strategiczna – musiała także odgrywać dużą rolę w licznych bitwach, które stoczono o to miejsce. W Krynicy zakochiwano się już od ponad dwóch wieków. XIX-wieczny anonimowy poeta amator pisał z egzaltacją o kurorcie: „Świeży oddech Północy, plaża w słońca blasku, piklingów i fląder nie smakować aż żal, ukochany raj-ogród na odludnych piaskach oraz rześkie przejażdżki parowcami wśród fal”. Otoczona gęstym lasem, z dala od zgiełku przeludnionego wybrzeża, współczesna Krynica wciąż ma wdzięk, który wyróżnia ją na tle innych nadmorskich miejscowości. Są tu plaże z pełnym zapleczem turystycznym (zjeżdżalnie, bary itp.) i miejsca prawie bezludne. Jest dyskretna plaża naturystów między Krynicą a Piaskami opiewana przez lokalne przewodniki. W centrum miasta jak watahy psów chodzą dziki z małymi warchlakami. Burmistrz Krynicy Morskiej stanowczo zabrania je dokarmiać, o czym informuje na licznych plakatach. Jednak dziki, tłuste i zrelaksowane, najwyraźniej nic sobie z tego nie robią, korzystając z miejskich śmietników. Nawet chętnie pozują do fotografii. Miasto otacza Park Krajobrazowy Mierzei Wiślanej, a od ponad 40 lat jest tu także rezerwat ornitologiczny Kąty Rybackie, największa kolonia lęgowa kormoranów w Polsce i jedna z większych w Europie. Gdy usiądzie się na brzegu zalewu w pobliżu trzcin, można bez specjalnego sprzętu obserwacyjnego dostrzec, że za każdym pękiem traw wylegują się czaple i kormorany.

 

 

Marzenie kuracjusza

Powietrze jest wyjątkowo czyste dzięki temu, że mierzeja z obu stron jest tak przewiewna i otwarta na wodę. Miejsce idealnie nadaje się do żeglarstwa. Mówiąc kolokwialnie, to tak jakbyśmy otrzymali wakacyjne dwa, a nawet trzy w jednym: gęste lasy, wybrzeże i piękne mazurskie jezioro. Jak wspominał Adrian Bogusłowicz, Krynica Morska stara się o statut uzdrowiska dzięki obecności wód mineralnych (dostajemy całą listę: wody jodkowe, wody borowe, wody chlorkowo-siarczanowo-magnezowo-sodowe, bromkowe i hipotermalne). O zaletach klimatu Krynicy świadczy również fakt, iż w tak małym mieście istnieją aż dwa ośrodki rehabilitacyjno-uzdrowiskowe współpracujące z NFZ. Oba przyjmują także indywidualnych wczasowiczów, udostępniając może niezbyt luksusowe, ale przynajmniej fachowe wachlarze zabiegów. To może nie jest jeszcze kurort na miarę pięciu gwiazdek, ze wszystkimi usługami i atrakcjami, jakie by się z tym wiązały. Ale sądząc po licznych budowach i remontach w centrum miasta, Krynica ma właśnie takie ambicje. Z naszego punktu widzenia ten stan pośredni nie jest defektem, a raczej atutem. Póki co w Krynicy można uciec od natarczywej komercji.

Ekozagadka

„Póki co to dobre określenie”, śmieje się Łukasz. „W biurze architektonicznym Taros, w którym pracuję, mamy kilka projektów związanych z Krynicą: ścieżkę rowerową, przebudowę Jacht Klubu. Staramy się zagospodarować miejsce tak, aby było funkcjonalne, bez psucia przyrody. To nie jest takie oczywiste, kiedy patrzy się na inne plany rozwoju Mierzei”. Krynica chciałaby wypłynąć na szersze wody, lecz tych ambicji nie można dopełnić bez dogadania się z innymi miastami wokół zalewu. A z tym, zdaje się, jest problem. Niby interes jest wspólny: przyciągnąć jak największą liczbę turystów. Lecz pod powierzchnią, jak w każdej bliskiej rodzinie, bulgoczą animozje. Najbardziej walczą ze sobą dwie gminy – Krynica i Elbląg. Spór dotyczy planów odcięcia Mierzei Wiślanej od lądu, aby móc otworzyć zalew na morze i pozwolić na żeglugę większych statków. Szereg organizacji ekologicznych oraz władze Krynicy są temu przeciwne. Adrian Bogusłowicz zauważa z ironią, że sprawa przekopu zrobiła Krynicy świetną reklamę. „Na targach turystycznych wiele osób podchodziło do naszego stoiska i składało nam wyrazy sympatii w związku z naszym protestem”.

 

 

Ptasia Wojna

W Krynicy ludzie chętnie dyskutują o polityce. Udaje nam się zagadnąć wczasowiczów, właścicieli działek i barów. Oczywiście nikt nie chce być wymieniany z nazwiska, ale każdy dorzuci swoje trzy grosze. Można się doszukać w tym pewnej tradycji. Jak czytamy w przewodniku „Dzieje kąpieliska i kurortu w Krynicy Morskiej”, spory o żeglugę po zalewie trwają niemal od dwóch wieków. Na przykład w 1846 r. rozpętała się „Ptasia Wojna” między Krynicą a Elblągiem. Ignatz Grunau, właściciel parowca kołowego „Gąska”, kłócił się z Krynickim Konsorcjum Parowcowym, posiadaczem konkurencyjnych statków „Jaskółka” i „Sokół”. Okoliczne miasta żyły tym konfliktem, dyskusje toczyły się zażarcie na łamach lokalnej prasy i pisano anonimowe, wredne pamflety. Gdyby w owych czasach istniał internet, zapewne fora wyglądałyby tak jak te dzisiejsze dotyczące przekopu. „Toż ten przekop to prawdziwa syzyfowa praca!”, pisze Dariusz Babojć na elbląskim forum www.portel.pl. Odpowiada mu Anubis: „Nie słuchajcie zażaleń Krynicy, bo im chodzi tylko o forsę, a zasłaniają się obłudnie ekologią”.

I kto powiedział, że jest nudno

To może być kluczowy rok dla Krynicy Morskiej. Czy miasto postawi na swoim odnośnie przekopu? Czy uzyska status uzdrowiska? Może Putin rzeczywiście odblokuje wycieczki do Kaliningradu. Może Łukaszowi uda się rozbudować Jacht Klub i dostać wszystkie pozwolenia na nitkę ścieżki rowerowej. Może lokalna drużyna beach soccera pod wodzą trenera Henryka Kuczmy zasili narodową reprezentację kolejnymi zawodnikami (na razie jest ich czterech). Może powstanie jeszcze jeden apartamentowiec i może kilka dzikich zakątków Krynicy ulegnie zepsuciu. Na razie siedzimy na plaży w Piaskach, świeci słońce, wokół nie ma nikogo. Jest tak pięknie jak w naiwnych XIX-wiecznych wierszykach. Nagle słychać głuche, miarowe tąpnięcia. „Ruscy pewnie coś wystrzelili”, mówią nam rybacy. „Albo budują platformę wiertniczą? W każdym razie nie było to trzęsienie ziemi, bo byśmy o tym wiedzieli”, dodają. Trzęsienie ziemi? Czy to możliwe, aby w Polsce były rejony sejsmiczne? „Tak, nie słyszała pani? Było trzęsienie ziemi w 2004 r. – cztery i pół stopnia w skali Richtera. W pensjonatach ściany popękały”. Ta malutka Krynica Morska nie jest zwykłym, sennym kurortem. Tu się dużo więcej dzieje, niż na pozór widać.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.