Na plaży spotykamy tylko dwie osoby. Obie z aparatami wycelowanymi w zniżające się powoli słońce. Gdyby nie one, byłoby tu całkiem bezludnie. Przyjechaliśmy nieco przed sezonem, ale jak opowiadają tuziemcy, nawet latem nie jest tu tłoczno. Kilka minut spacerem od głównego wejścia w Czołpinie wakacyjny tłumek zwykle rzednie, a po kolejnych kilku zupełnie znika.
Krajobraz układa się w prosty obrazek. Jedna linia oddziela jasny piasek od morza, druga wodę od nieba. I to już właściwie wszystko. Podobnie jest z dźwiękami. Z codziennej kakofonii znikają nieznośne hałasy. Zostaje tylko kojący szum. Dopiero gdy nadstawi się uszu nieco dłużej, zaczyna się słyszeć też własne kroki. Ciche plaśnięcia na podmywanym brzegu. Albo śmieszny pisk, gdy stopy zapadają się w suchym piasku.
NA TEMAT:
Wybrzeże Słowińskie: prehistoryczny las na plaży
Idziemy zobaczyć pozostałości puszczy sprzed kilku tysięcy lat. Po godzinie marszu znajdujemy na plaży pniaki całkiem niepodobne do smukłej sosny, jaka porasta nadmorskie brzegi. To dęby niegdyś zasypane przez piasek i zakonserwowane przez morską sól, a niedawno ponownie odsłonięte przez sztormowe fale.
Wybrzeże Słowińskie, prehistoryczna puszcza między Czołpinem a Rowami, fot. Artur Kot.
Dziś Morze Bałtyckie raczej zabiera brzeg, ale w przeszłości go budowało. Nanosiło regularnie pokłady piasku. Pozwalało, by zajął się nimi kolejny z żywiołów.
Spacer po Wydmie Czołpińskiej
Wiatr zabrał się do roboty z wyjątkową finezją. Jego dzieła układają się w barchany, czyli znane z pustyń ogromne piaskowe półksiężyce. Smagane silnymi podmuchami wydmy przesuwają się o kilka metrów rocznie w kierunku wschodnim. Niby niewiele, ale wystarczyło, by w XVIII wieku zasypać wieś Łączka.
Dziś w jej miejscu znajduje się Wydma Łącka sięgająca 30 metrów wysokości. Piaskowe góry wędrują zimą podczas silnych sztormów. Można wtedy usłyszeć, jak wydma „śpiewa”, czyli wydaje wibrujący dźwięk. Jednym przypomina on mruczenie, innym odgłos przelatującego samolotu.
My tyle szczęścia nie mamy. Na Wydmie Czołpińskiej słyszymy przede wszystkim pustkę i przestrzeń. Szum wiatru. Świst sosnowych igieł. Szelest porastających wydmę traw. To naprawdę pustynia – znowu jak okiem sięgnąć żadnych ludzi.
Zachód słońca nad Morzem Bałtyckim, fot. Artur Kot.
Wybrzeże Słowińskie oazą spokoju
Dobrze, że na bazę wypadową wybraliśmy nie popularną Łebę, a położony przy drugim krańcu mierzei Smołdziński Las. Miejscowość z jednej strony przylega do Morza Bałtyckiego, a z dwóch do jezior Łebsko i Gardno.
W 1967 r. utworzono Słowiński Park Narodowy, którego granice ociosały ten swoisty półwysep jeszcze bardziej. Dojechać tu niełatwo. Hoteli na miejscu brak. Ale niedostępność wychodzi temu miejscu na dobre.