Pomysł był prosty: wynajmujemy barkę i ruszamy przed siebie, by przez kilka dni nieśpiesznie płynąć malowniczymi rzekami. Gdy nad Morze Bałtyckie i na Mazury spieszą tłumy, na Żuławach wciąż jest pusto. A przecież Pętli Żuławskiej może nam zazdrościć cała Europa.
Zaczynamy w Malborku. Nasz pływający dom, czyli jacht motorowy, ma wszystko, co potrzebne do szczęścia na kilka dni: wygodne koje, łazienkę z prysznicem, kuchenkę i lodówkę. Jest nawet ogrzewanie, gdyby zdarzył się zimny dzień.
Już po paru kilometrach przed nami pierwsze emocje: śluza Szonowo. Obok nas suną kaczki, które wybierają drogę na skróty i przelatują nad kaskadą Nogatu. My czekamy, aż komora śluzy wypełni się wodą, i po chwili płyniemy dalej.
Bezludne brzegi Wisły
W Białej Górze znajduje się wyjątkowy zabytek hydrotechniki. Śluza z ozdobnymi wieżami i masywnymi wrotami wygląda niczym obronna warownia. Wybudowano ją, by regulować stan wody Nogatu i Liwy oraz oddzielić Nogat od Wisły. Cumujemy w marinie – chcemy zobaczyć śluzę z bliska.
Rozciąga się stąd sielska panorama doliny Wisły. Miejsce stanowiło ważny punkt na mapie – do 1939 r. stykały się tu granice Polski, Prus Wschodnich i Wolnego Miasta Gdańska.
Z wąskiego Nogatu wpływamy na szeroką Wisłę. Pierwsze zaskoczenie: rzeka jest pusta! Jesteśmy tu sami, choć to środek lipca i szczyt sezonu turystycznego. Musimy jednak uważać: echosonda wskazuje czasem 15 m głębokości, a czasem ledwie jeden metr. Wisła ma swe kaprysy i bezustannie zmienia dno, a piaszczyste łachy kuszą, by na nich poleniuchować.
Bawimy się w Robinsonów, zdobywając kolejne bezludne brzegi. Dzieci to robią własne przekopy w piasku, to chlapią się w niewielkich zatoczkach. Znając nieprzewidywalność Wisły, bardzo pilnujemy, by nie wypłynęły na główny nurt. Szczęśliwie miejsc do bezpiecznej zabawy jest w bród.
Na gałęziach nad wodą dwa kormorany suszą skrzydła, nic sobie nie robiąc z naszej obecności. Nieco dalej czapla czujnie wpatruje się w wodę, by za moment błyskawicznie zaatakować przyszły obiad. Po prawej stronie mijamy rezerwat przyrody Las Mątawski ze starymi topolami zwanymi dwunastoma apostołami. Wypatrujemy mieszkających tu bielików i kani, ale tym razem nie wylatują nam na spotkanie. Gdzieś daleko zostały samochody, domy, cywilizacja. Na wodzie jesteśmy tak blisko natury, jak tylko to możliwe. Obok łodzi płyną łabędzie, a nad nami fruną jaskółki. Gdy robimy postój na kąpiel w rzece, kaczki taksują nas zdumionym spojrzeniem, po czym z godnością skręcają w trzciny.
Pętelki po Pętli Żuławskiej
Po nocy w Tczewie kolejny dzień znów spędzamy na rzece. Mijamy wioskę Palczewo z jedynym na Żuławach drewnianym kościołem oraz pięknym wiatrakiem. Nie udaje się nam zacumować, postanawiamy więc dotrzeć tu autem po zakończeniu rejsu. Tymczasem dopływamy do kolejnego zabytku hydrotechniki: śluzy Gdańska Głowa. W tym miejscu od głównego nurtu Wisły odchodzi Szkarpawa. Kusi nas, by żeglować dalej na północ, a potem Martwą Wisłą dopłynąć aż do Gdańska i zobaczyć miasto z zupełnie innej perspektywy. Wybieramy jednak Szkarpawę.
Wkrótce nad wodą widzimy kultową na szlaku tawernę Szkarpawianka. Domowe pierogi, świetna atmosfera i bardzo życzliwa obsługa sprawiają, że aż nie chce się nam ruszać dalej.
W końcu zdejmujemy z jachtu rowery i jedziemy zobaczyć wiatrak kozłowy w Drewnicy. Niegdyś osuszał on poldery, dziś jego funkcję przejęła stacja pomp. Coraz bardziej niszczejący wiatrak jest pamiątką po osadnictwie olęderskim.
Tradycyjna architektura Żuław
Historia Żuław związana jest z menonitami, dawnymi przybyszami z Fryzji i Niderlandów, którzy w XVI w. uciekali przed prześladowaniami religijnymi. Azyl znaleźli właśnie na Żuławach, które bardzo przypominały im rodzinne strony. Przez dwieście lat pracowicie zmieniali tutejszy krajobraz: dzięki systemowi kanałów udało się opanować powodzie, a depresja stała się doskonałym miejscem do różnorodnych upraw. Im zamożniejszy gospodarz, tym bardziej okazałe miał gospodarstwo, a wizytówką Żuław stały się charakterystyczne domy podcieniowe.
Podcień tworzyło wysunięte piętro wsparte na drewnianych filarach. Początkowo podcienie pełniły funkcję magazynów, gdzie przez właz w podłodze transportowano na górę towary bezpośrednio z wozu. Z czasem miejsca te zaczęto wykorzystywać jako dodatkową izbę mieszkalną. Jedne z najładniejszych domów znajdziemy we wsiach Żuławki, Trutnowy i Miłocin. Warto też odwiedzić menonickie cmentarze – największy i zachowany w najlepszym stanie jest ten w Stogach Malborskich.
Do tradycyjnej architektury nawiązują także współczesne domy, jakie widzimy nad wodą: z charakterystycznymi szachulcowymi ścianami, drewnianymi okiennicami – tylko podcieni brak.
Przystanek w Kątach Rybackich
Nic nie stoi na przeszkodzie, by rejs po Żuławach urozmaicić krótkim wypadem na plażę. Przepływamy przez Zalew Wiślany i cumujemy w Kątach Rybackich, wsiadamy na rowery i po chwili znajdujemy się już nad Morzem Bałtyckim. Wokół szumią sosnowe lasy, zaś łańcuchy wydm tworzą miniaturowe pasma górskie. Drzewa bliżej morza zaskakują kształtami pni fantazyjnie powykręcanych przez wiatr.
Jesteśmy na Mierzei Wiślanej. Ten wąski pas lądu, oddzielający zalew od morza, ma kilka stref przyrodniczych: plaże, zatoki, wydmy, pofałdowane tereny i równiny nadzalewowe. Rośnie tu nadmorski bór bażynowy i lasy dębowo-brzozowe. Niedaleko Kątów Rybackich znajduje się rezerwat kormorana czarnego z największą kolonią lęgową tych ptaków w Europie! Co ciekawe, ten żywiący się rybami ptak ma upierzenie nasiąkające wodą i po każdym polowaniu zmuszony jest suszyć pióra. Siedzące na gałęziach lub kamieniach kormorany z rozłożonymi skrzydłami są tu charakterystycznym widokiem.
Kąty Rybackie, jak sama nazwa wskazuje, to dawna osada rybacka. Karierę letniska zaczęła po I wojnie światowej. Od ponad 30 lat na początku lipca obchodzi się tu Dzień Rybaka. Mężczyźni przebrani za dwunastu apostołów biorą udział w poświęceniu łodzi i wypływają w procesję po zalewie. Święto to także festyn, podczas którego spotyka się znajomych, kosztuje dań z ryb przyrządzanych na wiele sposobów i podziwia lokalne rękodzieło.
Zamknięcie Pętli Żuławskiej
Z Zalewu Wiślanego wpływamy z powrotem na Nogat, by zamknąć Pętlę Żuławską. Ujście rzeki stanowi rezerwat ornitologiczny z charakterystycznymi uschniętymi drzewami. Nie chcemy niepokoić jego ptasich mieszkańców, postanawiamy więc stanąć na noc kilka kilometrów dalej.
W malutkiej zatoce cumują już dwa jachty. Ich właścicieli poznaliśmy w marinie w Kątach Rybackich, teraz zapraszają, by ulokować się obok nich. To charakterystyczne dla tego szlaku: tak mało tu turystów, że wszyscy od razu chcą się poznawać i spotykać. Spędzamy wspólnie wieczór, słuchając koncertu żab i świerszczy, o poranku budzi nas śpiew ptaków. Przed nami ostatni dzień rejsu. Jak zwykle nie będziemy się śpieszyć.