Górny Śląsk

Beskid Żywiecki Moniki Brodki

Maciej Wesołowski, 10.09.2013

Monika Brodka

fot.: Maciej Landsberg

Monika Brodka
Jest beskidzką góralką z krwi i kości. Pochodzi z Twardorzeczki, nieopodal Żywca i, mimo że od kilku lat mieszka w Warszawie, do dziś jest zakochana w rodzinnych stronach. Nam poleca miejsca, które warto tam odwiedzić. Z Moniką Brodką rozmawia Maciej Wesołowski.

Jest beskidzką góralką z krwi i kości. Pochodzi z Twardorzeczki, nieopodal Żywca i, mimo że od kilku lat mieszka w Warszawie, do dziś jest zakochana w rodzinnych stronach. Nam poleca miejsca, które warto tam odwiedzić. Z Moniką Brodką rozmawia Maciej Wesołowski.

Dlaczego warto przyjechać na Żywiecczyznę?

Monika Brodka: Choćby dlatego, że wciąż nie jest to tak turystyczne i zatłoczone miejsce jak Zakopane. Wiele tu dziewiczych, nieznanych rejonów. Nawet w sezonie jest niewielu turystów. I to mi się podoba. Oczywiście Beskid Żywiecki nie jest tak monumentalny jak Tatry, ale swój urok na pewno ma. Magia jest już w tym, że krajobraz nie jest płaski. To pobudza wyobraźnię. Niesamowicie jest zwłaszcza zimą. Są one u nas siarczyste i śnieżne, więc zdarza się, że do wielu z tych miejscowości ciężko się przez te zaspy przebić.

 

Co konkretnie warto zobaczyć?

Latem na pewno warto pojechać do Szczyrku i dać się przewieźć kolejką na Skrzyczne (najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, 1257 m n.p.m.). Krajobraz wokół jest bajkowy. Jeśli tylko jest dobra widoczność, można zrobić sporo świetnych zdjęć pobliskich miejscowości. Absolutnie niesamowitym zjawiskiem jest też góra Żar. Jadąc pod górę samochodem, można wrzucić na luz, a mimo to auto i tak pojedzie do przodu, a więc niejako wbrew prawom fizyki. Podobnie jest ze wszystkimi innymi przedmiotami.

 

Znasz tajemnicę góry Żar?

Chyba nikt jej tak do końca nie zna. Mówi się, że to wpływ pobliskiej elektrowni. Że to ona wytwarza specyficzne pole magnetyczne, które pcha przedmioty w kierunku zaprzeczającym prawu grawitacji. Jest też teoria mówiąca o tym, że to tylko złudzenie, że tak naprawdę ta droga wcale nie idzie pod górę, a w dół. Niezależnie od tego, jaka jest prawda, warto tam przyjechać, tym bardziej, że widoki na góry wokół i pobliską zaporę oszałamiają.

 

Gdzie na Żywiecczyźnie lubisz odpoczywać?

Bardzo lubię taką małą wieś Ostre, która jest oddalona zaledwie o kilometr od mojej rodzinnej Twardorzeczki. Zaraz obok jest miejscowość Lipowa, gdzie wśród lasów jest miejsce, do którego przyjeżdża się na ogniska. Są tu wydzielone w tym celu stanowiska. A wokół tylko drzewa i strumień. Bardzo spokojne, dziewicze tereny. Pełen relaks. Tym, którzy potrzebują odrobiny luksusu, mogę polecić Kocierz, czyli położone na wysokiej górze centrum wypoczynkowe z aquaparkiem. Dojeżdża się tam serpentynami z Andrychowa, z góry roztacza się wspaniały widok.

NA TEMAT:

A sam Żywiec?

Będąc tam, koniecznie odwiedzić trzeba Browar Żywiecki. Firma ma długą i bogatą tradycję. Można bardzo dokładnie prześledzić proces produkcji piwa, przy okazji obcując z sięgającą połowy XIX wieku historią regionu. Warto poznać dzieje polskiej gałęzi rodu Habsburgów, którzy założyli browar. Poza tym - żywiecki park i amfiteatr. Mam do niego wielki sentyment, ponieważ grywałam tam z zespołem taty, gdy byłam dzieckiem. Warto tu przyjechać w wakacje. Na przełomie lipca i sierpnia odbywa się tam Tydzień Kultury Beskidzkiej. Przez siedem dni w Żywcu, Suchej Beskidzkiej, Szczyrku i Wiśle grają folklorystyczne kapele z całego świata. Czasem bardzo egzotyczne, ja pamiętam np. grupy z Nowej Zelandii i Filipin. Fajne jest to, że zespoły z Podbeskidzia również są zapraszane na festiwale na świecie. Młodzi ludzie mają prawdopodobnie jedyną szansę, by choć na chwilę wyrwać się z domu, zobaczyć coś, nie siedzieć w barze, przy piwie. Są tacy, jak mój ojciec, którzy w ten sposób zjeździli pół świata.

 

Gdzie na co dzień można usłyszeć dobrą ludową muzykę?

Na pewno w Szczyrku, w Karczmie w Żywcu, w Starej Karczmie w Jeleśni. Szczególnie warta odwiedzenia jest ta ostatnia, której korzenie sięgają XVII wieku.

 

Co jeszcze byś poleciła?

Być może najfajniejszą imprezą w regionie są tzw. Gody Żywieckie. Odbywają się na przełomie stycznia i lutego w Żywcu i w Milówce. I są czymś w rodzaju góralskiego karnawału. Nawet tak jest to nazywane. Ludzie wychodzą na ulice i są fantazyjnie poprzebierani. Wszystko jest dokładnie przemyślane, obligowane tradycją, nikt nie może sobie pozwolić na dowolność w doborze stroju, bo byłby to błąd w sztuce. Główne postacie widowiska to: Żyd, Diabeł, Śmierć, Panna Młoda, Cyganka, Dwa Konie. Wszyscy schowani są za drewnianymi maskami. Idą, tańczą, rozmawiają z tłumem, wciągają ludzi do zabawy, czasem dźgną widłami... Ten pochód jest naprawdę spektakularny i warto to zobaczyć. Także dlatego, że jest to coś niepowtarzalnego. Śpiewających kolędników można znaleźć w całej Polsce, a te Gody są specyficzne jedynie dla regionu żywieckiego. Sama na pewno wybiorę się tam tej zimy.

 

Zimą warto wybrać się w Beskidy także na narty.

Na pewno. Szczyrk czy Korbielów oferują świetne warunki dla narciarzy czy snowboardzistów. Mnóstwo tu tras, wyciągów, wypożyczalni sprzętu, szkółek narciarskich. Przy czym Korbielów jest dużo spokojniejszy od Szczyrku, mniej zatłoczony. Pojeździć można też na Żarze. A po nartach warto wpaść do Żywca, np. w drugi weekend stycznia. Odbywa się tam wówczas przegląd kolęd i pastorałek. Można tu usłyszeć sporo pieśni nieznanych w innych częściach Polski, jak choćby "Graj, dudka, graj", przy czym dudka oznacza muzyka grającego na dudach. Wszystko śpiewane gwarą, co też tworzy niezwykły klimat.

Gdzie na Żywiecczyźnie można dobrze zjeść?

Moja mama uwielbia Karczmę pod Baranią w Węgierskiej Górce. To jedyne miejsce w regionie, w którym można zjeść placki ziemniaczane z blachy. Tarciznę, czyli masę ziemniaczaną wylewa się bezpośrednio na rozgrzaną blachę, bez tłuszczu. Powstają duże placki o niepowtarzalnym smaku, całkiem innym niż te smażone w oleju, na patelni. Je się je z masłem lub ze śmietaną. Tam też można znaleźć inną lokalną potrawę - prażuchy. To bardzo prymitywne danie, zrobione z mąki, tłuszczu i skwarek. Taka bieda kuchnia, ale za to bardzo lokalna, oryginalna. Nie słyszałam, by jadano je też w innych regionach. Brązową, gruboziarnistą mąkę praży się w garnku (stąd nazwa), aż zacznie pachnieć i jeszcze bardziej zbrązowieje. Potem zalewa się ją wrzątkiem, wskutek czego robią się kluski. Na koniec do tych klusek wlewa się tłuszcz ze skwarkami.

 

Jest coś jeszcze z żywieckiej kuchni, czego warto spróbować?

Kwaśnica. Może już nie tak oryginalna, bo znana też z Zakopanego. Ale obowiązkowa. Ważne, by ją dobrze przyrządzić. Przede wszystkim kwaśnica musi być naprawdę kwaśna, czyli rozgrzewająca. To nie może być lekki kapuśniaczek. Nie może też być zbyt tłusta. Dobra kwaśnica to woda, trochę kwaśnej kapusty i żeberka, plus przyprawy, a nie jak w kapuśniaku: dużo kapusty, mało wody. Żeby wszystko zakwasić, warto kupić też oddzielnie sok kapuściany, który można czasem dostać w sklepach ekologicznych. Tajemnica kryje się też w przyrządzeniu żeberek - trzeba je ugotować w niewielkiej ilości wody. Nie można też dodawać soku z kapusty, zanim żeberka nie będą całkiem miękkie. Inaczej mięso się nie dogotuje i nic z tego nie będzie. Warto spróbować tutejszej golonki, oscypków, ciast. Żywiec i okolice dość powszechnie kojarzą się z ludźmi twardymi i muzykalnymi. Stąd, poza Tobą, pochodzą też choćby bracia Golcowie - z Milówki, była mistrzyni świata w podnoszeniu ciężarów Agata Wróbel - z Jeleśni i nasz najlepszy bokser Tomasz Adamek - z Gilowic. Z muzyków jest też Marcin Rozynek. No i Józef i Joszko Brodowie, ojciec i syn.

Jaki to otoczenie miało wpływ na Ciebie?

Ogromny. Mój tata, Jan Brodka, od lat prowadzi kapelę góralską, gra na bardzo wielu różnych instrumentach, m.in. na akordeonie, pianinie. Swoją kapelę, Zbójnicy, ma też mój brat Przemek. I to jest norma. W każdej najmniejszej miejscowości jest kapela, wiele kapel. To jest odwieczna tradycja. Grają po prostu wszyscy, nierzadko na oryginalnych, rdzennych instrumentach, jak choćby heligonka.

 

Co to jest heligonka?

To swego rodzaju akordeon, tyle że mniejszy i który ma jedynie guziki, nie posiada klawiszy. Ludzie grają i znają się na muzyce. Rozmawiają o niej. W takich miejscowościach niewiele jest do roboty, naturalną koleją rzeczy sięga się więc po instrument. Ewentualnie idzie się do sportu. To dobra alternatywa dla picia pod sklepem. W muzyce i sporcie bardzo przydaje się góralski charakter.

 

Ty zdecydowanie masz "góralski charakter".

Na pewno. Jestem uparta, zadziorna, zasadnicza, a przy tym bardzo wrażliwa. Tkwi we mnie rodzaj życiowej krzepy, która pomaga mi w trudnych, kryzysowych sytuacjach. No i jestem bardzo przywiązana do rodziny, a to jedna z najważniejszych góralskich wartości.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.