Góry mityczne. Góry opiewane w literaturze. Oaza wolności w czasie zaborów. Kraina szczęśliwości dla Tetmajera i innych artystów Młodej Polski Tatrzańskiej. Tatry Wysokie. Jedni czegoś w nich poszukiwali, inni przed czymś uciekali – zjeżdżało tu wielu, zjechała z Kresów i moja rodzina. Prababcia Eugenia prowadziła przed wojną pensjonat „Mohylanka”. Ponoć znany był z wyśmienitej podolskiej kuchni, a koszt całodziennego wyżywienia w 1936 r. wynosił zawrotne 2 zł. Willa stoi do dziś, pod Nosalem. Kiedyś dziadek Tadeusz, wówczas młody chłopak i aspirujący taternik, wybrał się po obiedzie na trening. Na noc nie wrócił – odnaleziono go rano, wiszącego na linie w ścianie jednej z nosalowych turni. Przeżył, ale podczas długich godzin oczekiwania na pomoc kompletnie osiwiał. Kilka miesięcy po wybuchu II wojny światowej, właśnie przez najwyższe góry w Polsce wyruszył w drogę na Węgry, nie wiedząc, że już nigdy nie zobaczy swych ukochanych gór.
Dziś, chociaż wolności naszej nic nie zagraża, Tatry Wysokie wciąż jak magnes przyciągają marzycieli i romantyków, szukających dzikich przestrzeni i nie dającej się ujarzmić, surowej przyrody.
Tatry Wysokie jesienią, fot. shutterstock.com
NA TEMAT:
Morskie Oko – Najstarsze schronisko w Tatrach Wysokich
Turyści odkrywali najpierw atrakcje Zakopanego, a potem tatrzańskie doliny – jedną z pierwszych była Dolina Rybiego Potoku, prowadząca do Morskiego Oka. To właśnie tam, w sercu Tatr Wysokich, w 1874 r. powstało pionierskie schronisko. Bajeczna lokalizacja sprawiła, że bardzo szybko stało się popularne – niestety, pod koniec XIX wieku zniknęło w pożarze. Nowy budynek powstał dopiero po kilku latach, ale, po rozbudowie i modernizacji, stoi do dziś. Od 1945 r. prowadzi je nieprzerwanie rodzina Łapińskich.
Schronisko nad Morskim Okiem w Tatrach Wysokich, fot. Maria Brzezińska
Sklepienie wspierają potężne, drewniane słupy, a na ścianach pełno obrazów i zdjęć; każde ma swoją historię. Są założyciele schroniska, jest niedźwiedź, zaglądający przez kuchenne okno z rozbrajającą miną, jest weranda, do połowy przysypana lawiną... Pytam Marię Łapińską, która od przedwczesnej śmierci męża kieruje Morskim Okiem, o znanych gości. – Kogo tu nie było! – śmieje się pani Maria. – Wszyscy pamiętają wizytę papieża, któremu udało się zmylić dziennikarzy i wiernych, by w ciszy po raz ostatni chłonąć widok na opadające do Czarnego Stawu zerwy Kazalnicy, na Mnicha i Mięguszowieckie szczyty. Był i książę Karol – tak jak wszystkich, poczęstowałam go naszą litworówką; dostał od niej pięknych rumieńców. Był sir Edmund Hillary, pierwszy zdobywca Mount Everestu – miał pecha, nic nie zobaczył, taka mgła się akurat trafiła. Przeuroczy człowiek, z ogromnym poczuciem humoru.
Z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów
Morskie Oko opuszczam około 13.00. Dzień jest krótki, spieszę się więc, by zdążyć przed zmrokiem. Ruszam żółtym szlakiem w stronę Szpiglasowej Przełęczy (2110 m) – to dłuższa z dwóch dróg prowadzących do Doliny Pięciu Stawów. Od strony Morskiego Oka podejście jest bardzo wygodne, połogie (nazywane z tego względu „ceprostradą”). Krok za krokiem zdobywam wysokość, tymczasem zza Mnicha wyłaniają się chmury; łagodnym ślizgiem, przytulone do zbocza, zsuwają się ku dolinie. Odtąd idę w białoszarym mleku. Na przełęczy robię krótki postój na zdjęcia i rozpoczynam zejście.
Tatry Wysokie zimą. Droga wokół Morskiego Oka, fot. shutterstock.com
Według oznaczeń na szlaku, do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów mam niecałe dwie godziny. Poniżej przełęczy zaczyna się spora ekspozycja – przez pierwszych kilkadziesiąt metrów pomocne są łańcuchy. Kiedy się kończą, zakładam raki. Wciąż jest dość stromo, a śnieg w wielu miejscach oblodzony; łatwo byłoby się poślizgnąć, ale stalowe zęby dają przyczepność kozicy, choć do jej gracji mi daleko. Widoczność wynosi jedynie kilkadziesiąt metrów.
Po ponad godzinie (pamiętajmy, że znaki podają letni czas przejść – zimą w Tatrach Wysokich nieraz można pomnożyć go przez dwa) jestem na dole, na wprost Dolinki Pustej, z której wyrasta najsłynniejsza tatrzańska ściana. Owiana mitami Zamarła Turnia była świadkiem wielu wypadków – nocą ponoć czasem słychać, jak siostry Skotnicówny wbijają tam haki (zdolne taterniczki w 1929 r. razem runęły w przepaść – asekuracja nie wytrzymała odpadnięcia młodszej z sióstr). Dziś ściana nie stanowi takiego wyzwania dla taterników jak dawniej. W głowie, po raz nie wiem który, pojawia się myśl, by latem wybrać się na jeden z jej łatwiejszych wariantów – może w najbliższym sezonie się wreszcie uda?
Orla Perć – najtrudniejszy szlak Tatr Wysokich
Tymczasem maszeruję brzegiem Wielkiego Stawu. Po mojej lewej, od Zawratu przez Zamarłą i Granaty aż po Krzyżne, ciągnie się przepiękna, widowiskowa grań – Orla Perć. To najtrudniejszy i zarazem najciekawszy szlak w Tatrach Wysokich – większość drogi wymaga użycia rąk i przede wszystkim ciągłej czujności, jeśli nie chcemy skończyć jak pewien człowiek, od którego jeden ze żlebów nazywany jest „żlebem dżentelmena” – mężczyzna chciał szarmancko przepuścić idące w drugą stronę kobiety, wychylił się i poleciał w przepaść, dołączając do długiej listy ofiar grani. Chyba nie muszę dodawać, że zimą Orlą Perć podziwiamy jedynie z doliny!
Tatry jesienią. Mgły zasłaniają widok z Kasprowego Wierchu, fot. shutterstock.com
Zapada zmierzch. Do schroniska docieram w świetle czołówki. Kupuję moją ulubioną pomidorową i oczywiście szarlotkę – najlepsza w Tatrach Wysokich jest właśnie tu.