Warmia i Mazury

Szlak Wielkich Jezior Mazurskich: atrakcje na lądzie

Radosław Żydonik, 4.04.2018

Twierdza Boyen z lotu ptaka przypomina gwiazdę

fot.: www.shutterstock.com

Twierdza Boyen z lotu ptaka przypomina gwiazdę
Drewniane grody Galindów i czerwień krzyżackiego gotyku, mroczne bunkry III Rzeszy i zapomniane kościoły starowierców. Drżyjcie żeglarze! Na Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich łatwo wpaść w wir lądowych atrakcji.

Niejeden żeglarz halsując wieczorem po jeziorze Bełdany, przeżywa chwile grozy. Szanty zamierają na ustach, gdy mazurską ciszę przecinają dudnienie bębnów i wojenne okrzyki. Szeleszczą trzciny. Po chwili słychać miarowy plusk. Wiosła biją o taflę coraz mocniej i szybciej. Cienie gęstnieją, przybierają kształt łodzi. Ich dzioby zdobią rzeźbione w drewnie półksiężyce i głowy demonów. Na pokładzie brodaci mężczyźni ubrani w zwierzęce skóry. W dłoniach włócznie i topory. Dowodzi nimi król Izegus II.

Załoga jachtu wywiesza białą flagę. Na brzegu w blasku ognia władca przyjmuje hołd od pokonanych. A potem klaszcze w dłonie. I wtedy dzieje się coś dziwnego. Wyjąca dotąd dziko armia brutali pada na ziemię i… zaczyna tarzać się ze śmiechu. Koniec spektaklu. Izegusem II okazuje się Cezary Kubacki, lekarz medycyny, który w okolicy wsi Iznota (nieopodal Mikołajek) wskrzesza kulturę materialną Galindów – pierwszych mieszkańców Krainy Wielkich Jezior. Założona przez niego osada to doskonały dowód na to, że nad Śniardwami realizować można najbardziej szalone pomysły.

NA TEMAT:

Galindia – Mazurski Eden

Czym jest Mazurski Eden? Na pierwszy rzut oka to pulsujący średniowiecznym rytmem skansen. Gdy przyjrzeć się bliżej, okazuje się kolażem komfortowego ośrodka turystycznego z centrum psychoterapii, gdzie wiedzę akademicką łączy się z technikami szamańskimi. Spotkać tu można gwiazdy ekranu, znanych profesorów, szefów korporacji. Trudno ich rozpoznać. Bo widząc kamienne kręgi, uroczyska, studnie śmierci, lochy i leśne labirynty natychmiast wyskakują z garniturów. Wkładają skóry. 

Zamiast w sali konferencyjnej łamać sobie głowy nad nowym scenariuszem czy biznesplanem, siadają wokół ogniska i słuchają opowieści o Galindach. O tym, jak pierwotni mieszkańcy Mazur czcili siły przyrody, a świątynie i osady zakładali na bagnach. Do każdej z nich prowadziły dziesiątki wspartych na palach kładek, które urywały się nagle pośrodku trzęsawisk. Tylko jedna z dróg docierała do siedliska.

Mimo to w połowie XIII w. Jaćwingowie (sąsiedzi ze wschodu) z plątaniny przejść zdołali wyłuskać te właściwe. I wymordowali całe plemię. Gdy wiek później pojawili się na tych terenach krzyżaccy zwiadowcy, zastali już tylko bezludną puszczę. Na zgliszczach galindzkich grodzisk zaczęli budować pierwsze strażnice.

trojkat

Mazury - wakacje w Krainie Tysiąc Jezior nieco inaczej. Sprawdź!

Mazurski Eden
W osadzie Mazurski Eden poznamy zwyczaje Galindów, fot. Shutterstock.com

Duch na Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich

Zimą 1360 r. wielki mistrz zakonu krzyżackiego Winrych von Kniprode był już znużony słowami uznania płynącymi z królewskich dworów zachodniej Europy. Doskonale wiedział, że on i jego poprzednicy stworzyli w Prusach najnowocześniejsze państwo na kontynencie. Niestety. Przed chwilą po raz kolejny doniesiono mu, że wschodnie rubieże stanęły w ogniu. Przeklęci Litwini! Jak powstrzymać pogańskie rejzy? – To proste – odpowiedziała zakonna kapituła. – Palone nagminnie drewniane strażnice w okolicy wielkich jezior trzeba zamienić na murowane zamki. Obsadzić załogą i stamtąd przy wsparciu niemieckiego rycerstwa ruszyć na wschód.

Właśnie tak powstały ceglane warownie w Piszu, Okartowie (obie już nieistniejące), Barcianach, Kętrzynie, Węgorzewie. I jedna z najpiękniej położonych – twierdza w Rynie, wyrastająca na wzgórzu oddzielającym dwa jeziora. Za dnia w jej chłodnych wnętrzach podziwiać można kolekcję średniowiecznego uzbrojenia i elementy gotyckich zdobień. Wieczorami zaś każdy nastawia ucha i wbija wzrok w wieże. Powód? Jak każdy szanujący się zamek, również ten ma lokatora z zaświatów. Rzecz jasna, z ponurą historią.

Książę Witold, marząc o litewskiej koronie, spiskował w Rynie przeciwko bratu – Władysławowi Jagielle. Jako gwarancję lojalności zostawił tu żonę Annę. Gdy Witold nie wywiązał się z umowy, zamurowano ją w lochu, skazując na śmierć głodową. Szept zmarłej miał nieść się żałosną skargą po zamkowych trzewiach już w średniowieczu. Nikt jednak nie zaprzątał sobie nim głowy. Rycerze w habitach mieli większe zmartwienia.

Zamek w Rynie
Zamek w Rynie, fot. Shutterstock.com

Po klęsce w wojnie trzynastoletniej (1454-1466) zakonny skarbiec świecił pustką. Jak zapłacić zaciężnym wojskom za walkę z polskim królem? – Nie mamy złota, ale mamy ziemię – odpowiedziała niezawodna kapituła. – A to doskonała waluta! Właśnie tak narodziły się wielkie latyfundia pruskich arystokratów – Dohnów, Dönhoffów czy Lehndorffów.

Ci ostatni na przesmyku pomiędzy jeziorami Mamry, Kirsajty i Dargin nad malutkim Jeziorem Sztynorckim wznieśli w XVII w. wspaniałą rezydencję. Otulone parkiem barokowe cacko, choć dziś opuszczone i domagające się remontu, wciąż robi ogromne wrażenie. – Kto ma Sztynort, ten ma Mazury – mówił bawiący tu często biskup Ignacy Krasicki. Z właścicielem majątku hrabią Ernstem Lehndorffem łączyła go długoletnia przyjaźń. Zwariowany arystokrata nie szczędził grosza na pokazy fajerwerków, koncerty i występy teatralne, na które ściągał znamienitych artystów. Do historii przeszedł też jego potomek – Heinrich Lehndorff. Był jednym ze spiskowców, którzy 20 lipca 1944 r. przeprowadzili w Gierłoży koło Kętrzyna zamach na Hitlera.

Wilczy Szaniec i Mamerki

Po Wilczym Szańcu – najpilniej strzeżonym miejscu III Rzeszy – zostały rozrzucone po lesie ruiny. Niegdyś było to warowne miasto z kasynami, kinem, sauną. W sumie ponad dwieście budowli! Wyrosły w ścisłej tajemnicy obok Gierłoży w latach 1941-1944. Naszpikowane karabinami maszynowymi i obciągnięte siatką maskującą architektoniczne monstrum było kwaterą główną wodza Adolfa Hitlera. Zaglądał tu także Benito Mussolini. Zwykle po naradzie wraz z führerem jechali drezyną do kolejnej tajnej fortecy.

W odległych o 18 km Mamerkach nad jeziorem Mamry mieściło się dowództwo wojsk lądowych. Uciekający przed Rosjanami naziści nie zdążyli wysadzić kompleksu. Do dziś jest on doskonale zachowany. Dwugodzinną wędrówkę z latarkami wieńczy wspinaczka na najwyższą na Mazurach wieżę widokową (38 m). Roztacza się z niej zapierający dech widok na jezioro Mamry.

Pośród trzcinowisk dostrzec można wdzierający się w ląd sztuczny przekop. To Kanał Mazurski (niedokończone przedsięwzięcie nazistów), który połączyć miał wielkie jeziora z Morzem Bałtyckim. Jedną ze śluz zobaczyć można w Leśniewie. Omszałe mury na bagnistej tafli robią piorunujące wrażenie.

Nie mniej spektakularne są starsze majstersztyki inżynierii wodnej. Choćby most obrotowy w Giżycku. Przerzucony nad Kanałem Łuczańskim w 1898 r. jest czymś w rodzaju lokalnego teatru. Od przeszło stu lat prezentuje jedną sztukę! Ma też jednego aktora – dyżurnego ruchu – i tylko jeden rekwizyt: wielką korbę. Za jej pomocą mężczyzna siłą własnych mięśni przesuwa stutonowe przęsło. Nic dziwnego, że w sezonie spektakl przyciąga tłumy. To nie wszystko. Gdy most się domyka, publika przeskakuje na drugi brzeg kanału. I uzbrojona w aparaty rusza do szturmu na największą atrakcję Giżycka – Twierdzę Boyen.

Wilczy Szaniec
Wilczy Szaniec, fot. Shutterstock.com

Twierdza Boyen

Wzniesiono ją w połowie XIX w. na rozkaz króla Prus Fryderyka Wilhelma IV. Z lotu ptaka przypomina siedmioramienną gwiazdę zawieszoną między jeziorami Kisajno i Niegocin. Obrysowana grubym murem, skrywa koszary, prochownię, wozownię, liczne bastiony, tunele, lochy. Ba! Jest tu nawet stacja gołębi pocztowych.

Myszkowanie po zakamarkach ulepionego z cegieł kolosa to nie tylko podróż w czasie, ale i spotkanie ze sztuką. Kto by się spodziewał, że w surowych wnętrzach pruskiego fortu natknie się na grafiki Dürera, Picassa czy Beksińskiego. Towarzyszą im rzeźby mazurskich artystów. I wojskowe eksponaty z czasów, gdy uzbrojona po zęby załoga strzegła pobliskiej granicy z carską Rosją.

Madonna z trzema dłońmi

Z rzadka podnoszono tu szlaban graniczny. Wyjątek zrobiono dla filiponów (starowierców) uciekających spod Moskwy przed prześladowaniami religijnymi. To właśnie oni w leśnej głuszy nad jeziorem Duś założyli wieś Wojnowo. A w 1847 r. ufundowali tu klasztor. W jego pachnącym woskiem i kadzidłem wnętrzu podziwiać można kolekcję starych ikon. Najpiękniejszą, przedstawiającą Madonnę z trzema dłońmi, znajdziemy w leżącym tuż obok drewnianym monasterze. Zbudowany na początku XX w., góruje nad sędziwymi domami Wojnowa.

Wojnowo
Monaster Zaśnięcia Matki Bożej w Wojnowie, fot. Shutterstock.com

Park Dzikich Zwierząt

Zabytkowa architektura to tylko jeden z powodów, dla których zaglądają tu turyści. Drugim są… rysie. Pojawiają się sporadycznie, ale całkiem sporo mieszka w pobliskim Kadzidłowie. Założony przez dr. Andrzeja Krzywińskiego Park Dzikich Zwierząt przywraca Mazurom populację leśnego łowcy. Wykluwają się w nim też głuszce i cietrzewie. To nie wszystko. Wędrując po parku, spotkać można wilki, łosie, jelenie, daniele.

Niektórzy mazurskie safari łączą ze spływem kajakowym przebiegającą tuż obok Krutynią. Szlak kończy się w Rucianem-Nidzie, gdzie znajduje się kilka dużych marin. Wracać na pokład jachtu? A może ruszyć w ostępy Puszczy Piskiej? Mazury mają dla lądowych szczurów jeszcze wiele atrakcji.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.