1. Prowizja
Przy całej zabawie w polowanie na tanie loty trzeba uważać na ukryte koszty. Linia lotnicza lubi sobie dorzucić na przykład prowizję za płatność, która przy bilecie superpromocyjnym kosztuje czasem więcej niż sam bilet. Kilka lat temu Ryanair oferował bilety w skandalicznie niskiej cenie 1zł, a czasem i 1 gr, ale do tego wszystkiego trzeba było dopłacić 20 zł owej właśnie prowizji za płatność, którą płaciło się, jeśli nie miało się karty kredytowej Visa Electron, która w Polsce nie jest bardzo popularna. Warto więc wyposażyć się w dwie karty, dzięki którym ominiemy prowizję u dwóch najtańszych europejskich przewoźników: dla Ryanaira jest to Master Card Prepaid Pay Pass, a dla Wizzaira karta City Banku, który dodatkowo za każde wydane na bilety pieniądze daje nam punkty, które potem można przełożyć na loty.
NA TEMAT:
2. Przewalutowanie
Czasem do bajecznie niskiej ceny biletów trzeba jeszcze dołożyć koszt przewalutowania. Często cena podawana jest w złotych, jednak potem przy którymś kolejnym kroku sprzedaży widzimy przy cenie małą gwiazdkę, która odsyła do informacji, że płatność będzie rozliczana w euro albo w dolarach. Dość często zdarzają się też podwójne przewalutowania – z dolarów na euro, a potem dopiero na złotówki.
3. (Nad)bagaż
Kolejnym ukrytym kosztem jest też, u tanich przewoźników, dodatkowa opłata za bagaż rejestrowany. Oczywiście, kiedy lecimy na tydzień, możemy poradzić sobie jedynie z 10-kilogramowym bagażem podręcznym, jednak gdy traktujemy lot jako transport na inne europejskie lotnisko, skąd lecimy, dajmy na to, do Indii, to już bagaż rejestrowany by się przydał. Opłata za niego jest jednak często wyższa niż cena samego lotu, szczególnie u najtańszych przewoźników.