Plaże Marsa Alam słyną z delikatnego piasku. Odpowiada on samicom żółwi zielonych, które składają tu jaja. W lipcu można pomóc przyrodnikom z organizacji HEPCA (www.hepca.org) ustawiać siatki ochronne wokół gniazd, a we wrześniu – podglądać żółwiki maszerujące po wykluciu do wody. Biologów spotkamy zwykle w bazie nurkowej Blue Ocean w zatoce Abu Dabbab. Eksperci chętnie opowiadają o życiu morskich zwierząt, proszą też, by nie zostawiać w wodzie śmiertelnie niebezpiecznego dla nich plastiku. Na szczęście w Marsa Alam żółwi ciągle jest mnóstwo i podczas pływania z maską i rurką ma się je na wyciągnięcie ręki. Dłonie lepiej jednak trzymać przy sobie –dotyk stresuje zwierzęta.
Marsa Alam pojawił się na mapie kurortów nad Morzem Czerwonym dopiero na początku XXI w. Tutejsze rafy wciąż są dziewicze – i jest nadzieja, że takie pozostaną. Ośrodki nurkowe, pomne doświadczeń z Hurghady czy Szarm el-Szejk, gdzie turystyka przyczyniła się do zniszczenia delikatnych ekosystemów, dbają o morskie ogrody. Mogą się nimi cieszyć wszyscy, bo w wielu miejscach na rafę wypływa się wprost z plaży, z maską i rurką. Na tych, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z akwalungiem, czekają natomiast certyfikowane szkoły nurkowe (www.abudabbab.com).
Podwodny świat Marsa Alam
Mierzą trzy metry, ważą prawie pół tony i całymi dniami jedzą. Najchętniej pasą się na podwodnych łąkach. A że w Marsa Alam łanów morskich traw jest sporo, to i diugonie chętnie tu zaglądają, zwłaszcza do zatoki Abu Dabbab. To tam widziałam je po raz pierwszy. Nurkowaliśmy już prawie godzinę, instruktor pokazywał, że czas się wynurzać. Uprosiłam go o jeszcze pięć minut. I wtedy pojawiła się chmura piasku, a po chwili wyłonił się z niej pysk. Diugoń w ogóle nie przejmował się naszą obecnością. Majestatycznie sunął tuż ponad dnem.
Pierwszy skacze divemaster. Przekazuje kapitanowi łodzi instrukcje, ten zaczyna odliczanie. Trzy, dwa, jeden, do wody! Od razu zanurzamy się na dobrych sześć metrów. Rafa Elphinstone to miejsce dla doświadczonych nurków – leży kilkanaście kilometrów od wybrzeża, na otwartym morzu, a prądy są tu silne. Można jednak zobaczyć żarłacze białopłetwe i rekiny młoty, a przede wszystkim opadające w toń, bajeczne ściany rafy.
Nurkowanie z delfinami
Powietrze przeszywa gwizd. Plażowicze łapią płetwy i pędzą do wody. To znak, że któryś z ratowników wypatrzył delfiny. W przeciwieństwie do żółwi czy diugoni, które niewiele sobie robią z towarzystwa ludzi, ssaki te czasem bawią się z kąpiącymi się, o ile w morzu nie jest zbyt tłoczno. Na spotkanie z nimi najlepiej wyruszyć na rafę Sataya. Nie ma tu rekinów, więc można bezpiecznie pływać z maską, rurką – i delfinami!
Wokół Marsa Alam
Biały piasek, turkusowa woda, zieleń i poskręcane korzenie namorzynów. Nic dziwnego, że laguna i wysepki El Qulaan, położone w Parku Narodowym Wadi El Gemal, bywają nazywane egipskimi Malediwami. Tym razem nie nurkujemy w głębiny, tylko kąpiemy się i brodzimy przy brzegu w płytkiej, nieprzyzwoicie ciepłej wodzie. Ale nie ma co narzekać, bo widoki na powierzchni są surrealistyczne, a pieczone na ruszcie i podawane na plaży ryby – przepyszne.
W Marsa Alam na wyciągnięcie ręki są nie tylko żółwie czy ryby, ale i gwiazdy. Po południu ruszamy dżipami na pustynię. Zatrzymujemy się u Beduinów, siadamy na rozłożonych na piasku dywanach. Kobieta w barwnej szacie piecze dla nas tradycyjny chleb, jej synowie gotują na ognisku kawę z kardamonem. Zmrok zapada szybko. Czerń pustynnej nocy jest nieprzenikniona, gwiazdy wydają się jaśniejsze i bliższe niż gdziekolwiek indziej. Trudno uwierzyć, że jesteśmy ledwie 20 minut jazdy od nadmorskich hoteli w Marsa Alam.