Gdy wysiadłem z samolotu na międzynarodowym lotnisku w Kigali, czułem, że coś jest nie tak. Wcześniej z powodu usterki w samolocie spędziłem niemal dobę w Addis Abebie. To była prawdziwa afrykańska stolica! Od wieżowców po slumsy, od lśniących limuzyn na ulicach po pędzące, ledwo trzymające się na kołach czterdziestoletnie składaki – stolica pełna charakterystycznego zapachu i gwaru.
W Kigali, które przywitało mnie słonecznego dnia, tego wszystkiego nie było. Na ulicach panował porządek, było czysto i spokojnie. Kierowcy stosowali się do świateł na skrzyżowaniach, nikt na nikogo nie krzyczał. Zacząłem przypominać sobie wszystko to, co przeczytałem o Rwandzie przed wyjazdem. Kraj ten jest dziś jednym z najszybciej rozwijających się państw Afryki, jest wzorem dla innych krajów regionu, jak powinno się wychodzić z plemiennych i tradycyjnych struktur i iść w stronę przyszłości. W Kigali rozwoju nie da się nie zauważyć. Co jakiś czas z oświetlonych billboardów na obywateli i przyjezdnych spogląda elegancki prezydent. Takiego zdjęcia nie powstydziłby się nawet prezydent USA. Paul Kagame jest symbolem wszystkiego tego, do czego rwandyjski naród dąży, symbolem nowoczesności.
Jezioro Kiwu – tykająca bomba?
Jazda zdezelowanym land cruiserem, bez klimatyzacji, w pełnym równikowym słońcu, może być męcząca, zwłaszcza gdy jedzie się cały dzień po wertepach. W Rwandzie wiele kilometrów dróg wybudowali Chińczycy, ale tam, gdzie asfalt się kończy, zaczynają się prawdziwe wyboje.
Taką właśnie drogą dotarłem do południowo-wschodniej granicy Kraju Tysiąca Wzgórz, jak nazywa się Rwandę, nad brzeg malowniczego jeziora Kiwu. Nie jest to największe jezioro Afryki, ale obok Jeziora Wiktorii i Tanganika należy do grupy Wielkich Afrykańskich Jezior. Kiwu jest wystarczająco duże, by nie było widać przeciwległego skrawka ziemi na horyzoncie. Po drugiej stronie rozciąga się już Demokratyczna Republika Konga – granica między państwami przebiega mniej więcej pośrodku jeziora. Trudy podróży tracą na znaczeniu, już gdy docieramy nad jego brzeg. Widok zachodzącego słońca w miejscowości Kibuye sprawia, że człowiek zapomina o bożym świecie. Najpierw złote, później krwistoczerwone promienie wpadają wprost do wody; na wzgórzach otulających jezioro kładzie się łuna.
Chciałoby się na ten spektakl patrzeć godzinami, ale zachody słońca na równiku są bardzo krótkie. Zaledwie kilkanaście minut wystarczy, by złote niebo zasłoniła czerń afrykańskiej nocy. Jedyny dźwięk, jaki wtedy słychać, to trzepotanie skrzydeł i piski nietoperzy, które za dnia oblepiają gałęzie drzew. Są ich tysiące. Kiedy robi się ciemno, budzą się, by usnąć dopiero nad ranem. Drugie w kolejności dają o sobie znać świerszcze, cykady i tropikalne żaby. Nocą dowodzenie nad wodą przejmują zwierzęta, choć w samym jeziorze nie jest ich wiele.
Czy Kiwu wybuchnie?
Rozmawiałem z rybakami, którzy skarżyli się, że największe ryby, jakie są w stanie złowić, mają najwyżej długość ramienia. Winne temu jest nietypowe zjawisko, występujące w zaledwie kilku akwenach na świecie. Kiwu skrywa w swoich głębinach metan. Gaz powstaje na skutek procesów chemicznych, wywołanych przez czynne wulkany drzemiące pod powierzchnią jeziora. Metan nie wydostaje się jednak na powierzchnię, a kłębi się na pewnej głębokości. Jego obecność uniemożliwia rozwój wodnej fauny. Ale skutki wydobywającego się samoczynnie i bez przerwy metanu mogą być jeszcze bardziej zaskakujące. Mówi się, że stężenie gazu może spowodować powstanie takiego ciśnienia, które w pewnym momencie wysadzi jezioro w powietrze. Choć taki scenariusz w przypadku Kiwu spodziewany jest za mniej więcej tysiąc lat i trudno to sobie wyobrazić, historia zna podobne przypadki...
W 1984 roku doszło do eksplozji niewielkiego jeziora w Kamerunie. Zginęło wtedy 37 osób, a tysiące innych musiało na stałe zmienić miejsce zamieszkania. Tutaj skutki byłyby o wiele poważniejsze. Eksplozja Kiwu zagrażałaby życiu co najmniej dwustu tysięcy osób i zmusiłaby do przesiedlenia ponad 2,5 miliona samych Rwandyjczyków. W przyszłości ryzyko wybuchu ma wyeliminować technologia, a tykająca bomba stanie się być może źródłem energii elektrycznej. Mieszkający tu Rwandyjczycy mówią o swoich obawach i przytaczają powtarzaną od kilkudziesięciu lat przepowiednię: „Gdy w jeziorze Kiwu zniknie metan, jego wody zasiedlą tysiące hipopotamów”. Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza, że jedyne miejsce, gdzie dziś w Rwandzie żyją te zwierzęta, to park Akagera na przeciwnym, oddzielonym tysiącami wzgórz, krańcu kraju.
Podróż do Rwandy
Jak dolecieć
Do stolicy Rwandy, Kigali, najwygodniejsze połączenie oferuje Brussels Airlines (z jedną przesiadką w Brukseli). Inną opcją jest przelot Lufthansą (z przesiadkami we Frankfurcie i Addis Abebie).
Cena od 3500 do 6000 zł za osobę w obie strony.
Kiedy jechać
Najlepszym miesiącem na podróż jest lipiec i pierwsza połowa sierpnia. Wtedy w Rwandzie panuje pora sucha, właściwie w ogóle nie pada, nie ma więc problemu z przejezdnością dróg i komarami. Wtedy jednak turystów obowiązują wyższe ceny.
Szczepienia
Obowiązkowe jest szczepienie przeciw żółtej febrze. Zaleca się zaszczepić także przeciwko WZW typu A i B, tężcowi, błonicy i durowi brzusznemu. Osobom podróżującym samotnie lub planującym kontakt ze zwierzętami zaleca się również szczepienie przeciwko wściekliźnie. Wskazane jest zażywanie leków przeciwmalarycznych. Należy pamiętać o stosowaniu silnych repelentów i zabraniu ze sobą moskitiery (nie wszędzie są, a nawet jak są – często są podziurawione). Komary w Rwandzie nie są zbyt uciążliwe. Jest to kraj położony bardzo wysoko, komary żyją głównie w dolinach i na niższych partiach wzniesień.
Wiza
Wizę turystyczną do Rwandy można wyrobić za pomocą formularza on-line na stronie www.migration.gov.rw. Pierwsza wiza jest bezpłatna, ważna przez 90 dni. Każde jej przedłużenie kosztuje 30 000 franków rwandyjskich (FRW) – około 45 USD. Potwierdzenie należy wydrukować w co najmniej dwóch kopiach i mieć cały czas przy sobie razem z ważnym paszportem.
Pieniądze
W Rwandzie niemal wszystkich płatności dokonujemy gotówką. Przy sobie trzeba mieć zarówno spore sumy, jak i dużą liczbę banknotów. Pieniądze wymieniamy w specjalnych, chronionych przez policję kantorach. 1 USD to 670 FRW. Zwykle lepiej zrobić to zaraz po przylocie – w mniejszych miejscowościach kantorów często nie ma.
Gdzie spać
W większych miastach Rwandy, w szczególności w Kigali, można zatrzymać się w hotelu**/***. Koszt noclegu to około 80 USD za noc. O wiele mniej zapłacimy za nocleg w jednym z pensjonatów. Za 20 USD przenocujemy w czystym miejscu, należy jednak pamiętać, że tego typu obiekty nie były remontowane i robią nie najlepsze pierwsze wrażenie. Zakwaterowanie przy swoich ośrodkach oferują też misjonarze – to szczególnie sprawdza się w miejscach najbardziej oddalonych od stolicy. Nocleg rezerwujemy telefonicznie lub osobiście. Większość pensjonatów nie posiada strony internetowej.
Kuchnia Rwandy
Smakoszy pewnie rozczaruje. Rwandyjczycy mają bardzo ubogą dietę – głównie składającą się ze słodkich ziemniaków i bananów. Mięsa je się bardzo niewiele ze względu na wysokie ceny. Najczęściej serwuje się mięso kozy, rzadziej kurczaka. Jedzenie jest za to bardzo tanie. Popularne, zwłaszcza wśród Rwandyjczyków, są bufety. Za 1000-2000 FRW można jeść do woli – oczywiście w ramach serwowanych potraw, którymi najczęściej są – ryż, makaron, ziemniaki, banany, sos pomidorowy i niewielki kawałek mięsa.