Zachowanie Lindy bywa ciut za głośne i czasem wyzywające. Twierdzi, że właśnie dlatego wielu gwatemalskich mężczyzn za nią nie przepada. – Wiedzą, że nie daję się wcisnąć w rolę, w jakiej chcieliby mnie widzieć. Zresztą obiecałam sobie już dawno, że nigdy nie zwiążę się z gwatemalskim mężczyzną. Dlaczego? Bo wszyscy są tacy sami. Wymagają, by kobieta była w domu, sprzątała, gotowała i dbała o męża. Nie pozwalają studiować, pracować, używać antykoncepcji, spotykać się z koleżankami, a nawet odzywać do płci przeciwnej.
Linda ma 34 lata i jest ladino – jej przodkami byli Hiszpanie, którzy kolonizowali Amerykę Łacińską. Jest wykształcona i nie odpowiada jej funkcjonowanie w tradycyjnym modelu rodziny. – Na pewno są też inni mężczyźni – zapewniam. – Może w twoim kraju – odparowuje Linda. – Tu nie.
Z Lindą spotykam się podczas mojej kolejnej podróży po Gwatemali. Mam już za sobą oglądanie ruin Tikal, szmaragdowych basenów Semuc Champey, spokojnych wód jednego z najpiękniejszych jezior świata Atitlan, nasyconego zapachem kwiatów i owoców targu w Chichicastenango czy ulic kolonialnej Antigui. Tym razem postanawiam lepiej poznać historię oraz tradycje tego kraju przesiąkniętego korupcją, biedą i przemocą związaną z mocno zakorzenioną w tym regionie kulturą macho. Podążam szlakiem nieoczywistym, nieopisywanym w przewodnikach – szlakiem kobiet.
Macho? Nie, dziękuję.
Quetzaltenango to drugie największe miasto w Gwatemali. Nie jest tak atrakcyjne jak kolorowa Antigua, ale oferuje dobre i niedrogie szkoły języka hiszpańskiego oraz łatwy dostęp do wulkanu Santa Maria i najwyższego szczytu Gwatemali, wulkanu Tajumulco.
Lindę spotykam w miejscowej szkole językowej, w której jest nauczycielką. Pięć lat wcześniej właśnie tu szlifowałam swój hiszpański. W dużej mierze to dzięki uczniom-turystom Linda zrozumiała, że z kulturą macho wcale nie trzeba się zgadzać. Poznała mężczyzn, którzy z szacunkiem podchodzą do kobiet. Z kilkoma była nawet związana. – Wówczas dotarło do mnie, na czym polega prawdziwy związek mężczyzny i kobiety. Na partnerstwie.
Z kulturą macho po raz pierwszy zetknęła się, gdy miała cztery lata. Bardzo dobrze pamięta słowa dziadka, który zły na to, że urodziła się dziewczynką, powiedział: „Kobiety są bezużyteczne. Wszystkie to putas (dziwki)”.
Za drugim razem miała 13 lat. Wracała ze szkoły, wciąż było jasno. Z naprzeciwka szedł mężczyzna. Do dziś pamięta dokładnie, jak był ubrany. Minęli się, ale po chwili poczuła, że ją chwyta, przyciska do ściany budynku. Wyrwała się i uciekła, ale ten dzień mocno zapadł jej w pamięć. Dzisiaj, gdy wspomina o tym koleżankom, słyszy: „O co ci chodzi? Przecież nic się nie stało”. – Ja uważam, że się stało. Wiele kobiet traktuje takie zachowanie jako normalne, bo po prostu tak jest i było od zawsze.
Czasy się trochę zmieniły. Coraz więcej kobiet, podobnie jak Linda, staje się bardziej świadomymi. Ale zmiana nie jest prosta, bo przemoc wobec kobiet w Gwatemali ma bardzo długą historię. Sięga czasów kolonializmu. – Majowie nie byli macho, chociaż żyli w kulturze patriarchalnej – mówi Linda. – Kobiety były szanowane, uczestniczyły we wszystkich ceremoniach i uroczystościach, choć nie mogły sprawować władzy. Przemoc wobec nich była zakazana i surowo karana, nawet śmiercią. Wszystko zmieniło się w czasach konkwisty. Hiszpanie narzucili mieszkańcom Ameryki Łacińskiej swoje wzorce kulturowe, w tym stereotyp macho: mężczyzna ma być silny, dominujący i agresywny, uznający swoją wyższość nad kobietami.
Kim jest macho?
Gabriela razem z córką Mercedes oraz dwiema synowymi Alicią i Gladys prowadzą wspólny biznes. Ich dom jest duży, mieszka w nim cała rodzina, czyli 16 osób. Dołączam do kobiet w kuchni. Panie każdego dnia przygotowują jedzenie i rozwożą do stałych klientów. Alicia i Gladys stoją przy wielkich kotłach na podwórku. W jednym gotuje się tamales, czyli tradycyjne danie z masy kukurydzianej z mięsem w środku, zawinięte w liście kukurydzy. W drugim atol – napój, także z kukurydzy.
Gladys i Alicia oprowadzają mnie po domu. Pokoje są niewielkie i ciemne, często bez okien. Siadamy w jednym z nich, a Alicia prezentuje mi, jak się tka corte, czyli tradycyjną bluzkę. Jej palce sprawnie przetykają nitki wełny przez kolejne pasma, zmieniając je w piękny motyli wzór – taki sam, jaki ma na swojej bluzce. Przy pracy wypytuję o kulturę machismo. – Macho jest potwornie zazdrosny, a jednocześnie ma wiele kobiet na boku – tłumaczy Alicia. – Mój mąż robi mi awantury, gdy tylko spojrzę na mężczyznę – wyznaje Gladys. – Nie mówiąc już o rozmowie z innym. A przecież sprzedaję jedzenie na ulicy, to jak mam nie spojrzeć na klienta i nie zamienić choć słowa? Alicia dodaje, że macho dużo pije.
Dla mężczyzn w Gwatemali macho oznacza coś innego: dbanie o rodzinę, jej bezpieczeństwo, również finansowe. Nie rozumieją, co złego jest w zaczepianiu kobiet na ulicy, cmokaniu, gwizdaniu i zwracaniu się do turystek „bejbe" czy „mamacita" do Gwatemalek. – To jak mężczyźni w twoim kraju okazują kobiecie, że im się podoba? – zapyta mnie kilka dni później ponad 60-letni czyściciel butów w Parque Central w Quetzaltenango.
Przy wspólnym obiedzie Gladys mówi, że do takich zaczepek trzeba się przyzwyczaić. Unikać można ich w jeden sposób: – Nie wychodzimy raczej same, poza pracą. Nie spotykamy się z koleżankami w miejscach publicznych. Zresztą nie mamy nawet na to czasu. Unikamy też kontaktu wzrokowego.
Trzeba znać swoje prawa
Senaida ma długie, ciemne włosy i pełne usta. Domek, w którym mieszka, jest niski, murowany, od przodu okno i okiennice otwarte na oścież. W środku sklepik. Gdy nie ma klientów, Senaida zajmuje się gotowaniem obiadu albo szyciem na maszynie. Dzisiaj opowie mi swoją historię.
– Za mąż wyszłam, kiedy miałam 17 lat. Czy chciałam? W domu było nas dziewięcioro. Ojciec był pijakiem i na nic nie dawał pieniędzy. Chciałam się uczyć, potem studiować, najlepiej pielęgniarstwo, ale brak pieniędzy mi na to nie pozwolił.
Senaida skończyła cztery klasy szkoły podstawowej. Jako jedyna z sióstr. Tylko bracia mieli szansę przejść przez całą podstawówkę (sześć klas). – Bo mężczyzna musi się uczyć. A kobieta? Ważne, by umiała gotować i zaopiekować się domem – mówi Senaida.
Miała kilkanaście lat, gdy poszła do pracy w polu, ale nieustanne przebywanie na słońcu odbijało się na jej zdrowiu. Założyła więc sklep. – Na początku sprzedawałam jedynie owoce i warzywa, które przywoziłam z Antigui. Asortyment zaczął się jednak rozrastać, bo coraz więcej osób dopytywało a to o mydło do prania, a to o cukier, a to o mąkę. Ale na nie potrzebowałam pieniędzy. Senaida rozpoczęła współpracę z organizacją, która pomaga kobietom w rozwijaniu biznesów, bo im ze względu na dyskryminację płci trudniej jest znaleźć zatrudnienie. Dostała od nich nie tylko mikropożyczkę, ale też wsparcie merytoryczne. Dzięki temu sklep zaczął się rozwijać. Wsparcie daje także Senaidzie mąż.
– Mężczyźni traktują kobiety tak, jak traktują, dlatego, że one sobie na to pozwalają. Jeśli mężczyzna podnosi na kobietę rękę, to ona musi zareagować i powiedzieć „nie”! Inaczej to będzie się powtarzać. Kobiety bardzo często tego nie robią. Boją się i nie znają swoich praw. To, że mój mąż mnie wspiera, to też moja zasługa. Bo ja znam swoje prawa.
Przyszłość kobiet w Gwatemali
– Wiem, że kultura macho jest u nas mocno zakorzeniona – mówi Edwin z organizacji pracującej z kobietami. Wybucha śmiechem i stanowczo zaprzecza, gdy pytam, czy uważa się za macho. Właściwego podejścia do płci żeńskiej nauczyły go żona i cztery córki. Edwin uważa, że w Gwatemali wszystko powoli się zmienia. – Jeszcze 20 lat temu kobiety musiały siedzieć w domu. Dziś wiele z nich studiuje, uczy się i pracuje. Tak jak jego córki. – Z czasem będzie jeszcze lepiej – przekonuje, odwożąc mnie do domu. Upierałam się, że nie ma takiej potrzeby, ale nalegał. – Mam córki i chciałbym, żeby w takiej sytuacji im też ktoś pomógł.