Od początku XVI wieku hiszpańskie galeony wyładowane złotem, szmaragdami, rzadkim drewnem i innymi skarbami złupionymi z południowo- i środkowo-amerykańskich kolonii przedzierały się przez wody Morza Karaibskiego, by wypłynąć na szlak morski prowadzący z powrotem do Europy. To, co dziś tak tłumnie przyciąga turystów – tropikalny klimat, płytkie, lazurowe morze i wspaniała rafa koralowa – było zmorą ówczesnych żeglarzy. Łatwo było utknąć, uszkodzić statek lub natknąć się na liczne huragany, nawiedzające ten region między wrześniem a marcem. I jakby tego było mało, na ośmiu małych wysepkach należących dziś do Hondurasu i zwanych Bay Islands, czaili się niewolnicy-uciekinierzy z plantacji, zbiegli marynarze, i jak się można spodziewać – piraci. Właśnie ci osławieni, z Karaibów.
NA TEMAT:
Odmieńcy i piraci
Gdy przylatujemy na wyspę Roatan, największą spośród wspomnianych Bay Islands, nie jesteśmy zaskoczeni, że niemal każdy tutejszy hotel odnosi się do tego nieco kontrowersyjnego dziedzictwa. Mieszkamy w kompleksie bungalowów na palach, w ośrodku Henry Morgan, ochrzczonym tak na cześć jednego z najbardziej znanych korsarzy, przedstawianego tu jako rodzaj archetypu pirata, z jedną nogą i papugą na ramieniu (w rzeczywistości nie dość, że miał obie nogi, to był sługą brytyjskiej korony, w imieniu imperium rabował jednocześnie i tubylców, i statki innych europejskich monarchów. O papudze nic nie wiadomo). Ten piracki folklor jest tu wyraźnie uproszczony na potrzeby turystów. Zaś przyjemne usposobienie i zrelaksowany styl życia mieszkańców wyspy – bardziej kojarzący się z atmosferą Jamajki – jakoś nijak nie pasują do tego przestępczego dziedzictwa. Najbardziej niegodziwym aktem, jakiego dopuścili się na naszych oczach tubylcy było (nielegalne) gotowanie zupy z iguany. Iguany są tu bowiem chronione, podobnie jak wiele innych gatunków endemicznej fauny i flory, między innymi przepiękna rafa koralowa, druga co do wielkości na świecie. Względne bezpieczeństwo i spokój panujący na wyspach kontrastują jednak z burzliwym interiorem Hondurasu. Mieszkańcy interioru wciąż nieraz nazywają pejoratywnie wyspiarzy piratami, co ma nie tylko odnosić się do ich przodków, ale również do ich relatywnej zamożności w stosunku do reszty kraju. Źródłem tej zasobności jest głównie eksport owoców morza i oczywiście turystyka. Niechęć zaognia jeszcze fakt, że tutejsi mieszkańcy wyraźnie różnią się od tych mieszkających w głębi lądu, zarazem pod względem etnicznym, jak i językowym. Najczęściej używanym językiem na Roatan pozostaje angielski – spuścizna po kolonizatorach brytyjskich, których panowanie zakończyło się w 1859 r. – inną konsekwencją kolonializmu jest fakt, że na wyspach można spotkać wielu rdzennych białych i czarnoskórych mieszkańców.
Cały artykuł przeczytać można w najnowszym wydaniu magazynu Podróże.