Noc jest tak jasna, że gdy wędruję wąwozem, na zboczu dokładnie widać żleby, łaty śniegu i oddaloną przełęcz. Przed północą docieram na siodło i rozkładam swój namiot po raz ostatni. Jestem sama, od tygodni nie biwakowałam w towarzystwie innych wędrowców. Nade mną Wielki Wóz, z przodu ściana gór, wokół cisza. Trzyma lekki mróz. Siedzę po turecku na zamarzniętej trawie i nie umiem określić, co czuję. Do Kanady jest stąd tylko 17 km. Oznacza to osiągnięcie celu i pierwszy odpoczynek od kilku miesięcy, ale też definitywne zakończenie przygody ze szlakiem. Euforia i przygnębienie.
Nieco ponad pięć miesięcy wcześniej, zmęczona wędrówką po pustyni, docieram do Hauser Creek, 25 km od Meksyku. Pierwszy dzień, pierwsze zdjęcia, pierwsze kaktusy. Rozmowy o tym, co nas czeka. Początek szlaku to wielka niewiadoma – na dystansie 4300 km zaskoczyć może bardzo wiele. Nad strumykiem, przy którym gromadzimy się na nocleg, panuje jednak radosna atmosfera. Nie możemy doczekać się przygody. Z gromadki nad Hauser Creek cały szlak ukończą tylko dwie osoby. Ale tego jeszcze nie wiemy. Euforia i oczekiwanie.
Pacific Crest Trail: Południowa Kalifornia
O wyjątkowości Pacific Crest Trail (zwanego w skrócie PCT) decyduje jego różnorodność. Szlak przecina sześć z siedmiu występujących w USA stref klimatycznych. Wiedzie przez pustynie południowej Kalifornii, wysokie na ponad 4000 m n.p.m. szczyty, krajobrazy wulkaniczne, lasy deszczowe i Góry Kaskadowe, chyba najbardziej niezwykłe w Ameryce Północnej. Każda z części trasy jest osobną przygodą, ale całości smak nadaje dopiero ich zestawienie.
O samotnym przejściu PCT myślałam od lat. Odpowiedni moment pojawił się jesienią 2016 r., gdy ze Stanów zaczęły docierać informacje o rekordowych ilościach śniegu na zachodnim wybrzeżu oraz przewidywania, jak wpłynie to na wędrówkę w 2017 r. Nikt nie był w stanie precyzyjnie określić, jak będzie wyglądał szlak, ale dominowała opinia: tak trudno i tak pięknie w historii Pacific Crest Trail jeszcze nie było.
Piękno zaczyna się już na pustyni. Śnieg, który spadł również w południowej Kalifornii, budzi ją do życia w najbardziej niezwykłej odsłonie. Pustkowie zakwita. Rozpoczyna się tzw. superbloom, pierwszy od lat 90. Wzgórza pod San Felipe, łąki pod Warner Springs czy pustynię Anza-Borrego w całości opanowują żółcie, pomarańcze i fiolety, a paletę barw uzupełniają masowo kwitnące juki oraz kaktusy. Wkrótce jednak wszystkie te kolory ustąpią miejsca wszechobecnej bieli.
Pacific Crest Trail: Sierra Nevada
Najwięcej emocji wśród wędrowców wzbudza w 2017 r. 500-kilometrowy odcinek pomiędzy Kennedy Meadows a Sonora Pass. To tutaj, w górach Sierra Nevada, gdzie Pacific Crest Trail wspina się na wysokość ponad 4000 m n.p.m., śniegu jest najwięcej. To tu trzeba mieć na wyposażeniu raki i czekan, których zazwyczaj nie używa się na szlaku, oraz przekraczać głębokie, rwące rzeki, sięgające zazwyczaj ledwie do kolan.
Na odcinku na północ od Tuolumne Meadows warunki są tak trudne, że przez kilka tygodni nie udaje się go przejść ani jednej osobie. Tylko garstka wędrowców decyduje się zresztą zapuścić w tym roku w góry, a im dalej w Sierrę, tym więcej schodzi z powrotem w doliny.
Ja zapamiętam zwłaszcza jedną rzekę, w zasadzie strumień. O White Creek w przewodniku napisano, że da się go przeskoczyć po kamieniach suchą stopą. My kilka godzin spędzamy na szukaniu bezpiecznego miejsca przeprawy. W połowie czerwca, gdy przychodzi fala upałów i masy śniegu zaczynają błyskawicznie topnieć, strumienie z urozmaicenia wędrówki stają się dla wielu horrorem.
O krok od tragedii
Dzień wcześniej przekraczaliśmy rzekę, która sięgała mi prawie do szyi. Wciąż mam w pamięci napór wody – tak silny, że nie mogłam nabrać powietrza. White Creek jest wprawdzie płytszy, sięga tylko do ud, ale spada ze zbocza z ogromną siłą, a kilkadziesiąt metrów dalej uchodzi do potężnej rzeki w kanionie.
Jak zwykle w takich miejscach decydujemy się na przejście grupowe techniką surwiwalową – w szeregu, trzymając się pod ręce. Dlatego gdy Dorian traci grunt, podtrzymujemy go we dwie z Sabriną. Francuz staje na nogi, ale wtedy rzeka zaczyna porywać dziewczynę – mimo wysiłków Sheparda, który próbuje chwycić ją za nadgarstek. W końcu woda przykrywa Sabrinę całkowicie. Nigdy nie widziałam takiego wyrazu oczu jak u moich towarzyszy, gdy w kilka osób próbujemy ją ocalić. I nigdy więcej nie chciałabym go zobaczyć, choć na szczęście udaje się nam w końcu wyciągnąć Sabrinę z rzeki.
Niemal każda ekipa, która decyduje się w tych warunkach wejść w Sierra Nevada, ma podobne doświadczenia. Nie zawsze kończą się szczęśliwie, nie wszyscy wracają w doliny. W 2017 r. na PCT śmierć ponosi kilkanaście osób, z czego większość właśnie w Sierra Nevada. Przez poprzednich 30 lat ofiar było łącznie zaledwie sześć.
Śnieg na Pacific Crest Trail
Przeprawa przez kalifornijskie góry jest tym razem zupełnie innym wyzwaniem niż typowa wędrówka Pacific Crest Trail. Te dni w śniegu, z czekanami w rękach, są także najpiękniejsze, najbardziej zapisują się w pamięci i wiążą ludzi ze sobą. Widok białych szczytów jest wart dźwigania zimowego sprzętu, ubrań na -20 stopni i zapasu jedzenia na 12 dni.
Roztopy i śniegi dyktują zupełnie inny sposób wędrówki. Wstajemy po ciemku, o trzeciej czy czwartej nad ranem, gdy śnieg jest jeszcze zmrożony po nocy i raki trzymają się go dobrze. W ciągu dnia, gdy topi się w ostrym słońcu, maszeruje się dużo trudniej.
Skrót PCT zaczynamy zastępować PCD – od Pacific Crest Direction. Jako że sam szlak jest przysypany kilkoma metrami śniegu, wyznaczamy azymuty na przełęcze, jeziora czy doliny, zachowując tylko ogólny kierunek.
Pacific Crest Trail: Północna Kalifornia
Po przeprawie przez śniegi i rwące rzeki północna Kalifornia wita spokojem i wakacyjną wręcz atmosferą. W krajobrazie po raz pierwszy pojawiają się wulkaniczne giganty, które będą górować ponad horyzontem aż do Kanady. To znak, że Sierra Nevada przechodzi w Góry Kaskadowe. Mają one inną genezę i gwarantują inne widoki.
Liczne jeziora, wszechobecna zieleń i łagodniejsze podejścia sprawiają, że wędrówka przez północną część Kalifornii jest niezwykle przyjemna. Z drugiej strony, tutaj również znajduje się najdłuższy, liczący około 50 km, odcinek bez wody.
Sielankę przerywają wkrótce pożary – jak wszystko w tym roku, na ogromną skalę. Po potężnych roztopach górskie trawy rosną wyjątkowo bujnie, ale że latem w ogóle nie pada deszcz, wysychają na popiół. Płonie całe zachodnie wybrzeże: północna Kalifornia, Oregon i Waszyngton. Gdyby zsumować wszystkie odcinki PCT, które są czasowo zamknięte ze względu na pożary, wyszłaby aż jedna piąta szlaku!
Mam szczęście, bo kilka razy jestem jedną z ostatnich osób, którym udaje się przejść tuż przed zamknięciem, a raz wyruszam jako pierwsza po otwarciu odcinka. Część trasy muszę jednak obchodzić bocznymi szlakami albo wymyślać własne warianty i tym samym wydłużać marsz. A do tego przez setki kilometrów wędrówki oddycham powietrzem przesyconym dymem.