Jessica Maria wychowała się w Vila Cruzeiro. Tam, gdzie gangsterzy samurajskim mieczem, kawałek po kawałku, odcinali ręce i nogi znanemu dziennikarzowi Timowi Lopesowi. Zbierał materiały do dokumentu o dziecięcej prostytucji w fawelach. Jessica miała wtedy 12 lat.
– To były czasy zaostrzonych kontroli. Ale grzeczne dziewczynki w biało-granatowych mundurkach mogły spokojnie przenieść kilogram koki w tornistrze. Nie wzbudzały podejrzeń – opowiada. – Zarabiałaś? – Kupę forsy, 200 reali tygodniowo. Kupowałam ubrania i buty piłkarskie. Ale nigdy nawet nie tknęłam narkotyków. Kiedy zabili mi ojca, nie chciałam mieć już z tym światem nic wspólnego.
Dlatego Jessica została trenerem piłkarskim. Prowadzi grupę dziewcząt. W lokalnym NGO wymyślili projekt Favela Street. Dawni członkowie gangów uczą grać w nogę dzieci z faweli. Pierwsi dostają pracę, drudzy szansę.
– Daj spokój, ty nic nie wiesz – mówią tym z zewnątrz. Mnie tak pyskować nie mogą. Wiedzą, że byłam częścią tego świata – zapewnia Jessica. Niegdyś jak wielu cariocas (mieszkańców Rio de Janeiro) wstydziła się swoich korzeni. Dziś już nie musi. Jeździ na imprezy do Santa Martę, ubiera się w Vidigal, statystuje do teledysków w słynnym „Mieście Boga”. Fawele stają się wizytówką miasta.
Street art w Rio de Janeiro
Osiedla ubóstwa zwykle dyskretnie chowają się za tylnymi drzwiami miast. Ale w Rio de Janeiro, zwanym Cidade Maravilhosa (Cudownym Miastem), są bezczelne, wdrapują się na wzgórza w turystycznym centrum. O ile w wielu miejscach świata bieda jest szaro-brązowa, tutaj mieni się tysiącem barw.
Zaczęło się od faweli Santa Marty, gdzie w latach 90. Michael Jackson nagrał teledysk do utworu „They Don’t Care About Us”. Przed 10 laty holenderscy artyści Jeroen Koolhaas i Dre Urhahn namalowali mural: chłopca puszczającego latawca. To ulubione zajęcie najmłodszych cariocas z faweli.
– Zastanawialiśmy się, jak wykorzystać kreatywność i siłę ducha mieszkańców faweli – wspomina Jeroen. Udało się. Wspólnymi siłami, z pomocą crowdfundingu, pokolorowali Santa Martę. Graffiti jest sposobem na wyrażanie uczuć i przemyśleń cariocas.
Fawela Santa Marta, fot. Shutterstock.com
Norma, znajoma z Cantagalo, zatrzymuje nas przed każdym muralem. Wszystkie opowiadają o ważnych dla społeczności wydarzeniach: o pierwszych mieszkańcach, którzy walczyli o dostęp do wody pitnej. O kościele, pierwszym murowanym budynku w faweli. O sąsiadach brutalnie zamordowanych przez policję w ramach akcji pacyfikacyjnej. Wszystko to osiem minut piechotą od słynnej Copacabany.
– A tutaj „autostrada” – wskazuje Norma na odcinek prostej ulicy, na której z trudem mijają się dwa samochody. – Tak nazywamy to miejsce. To największy plac w okolicy. Na „autostradę” wychodzimy tańczyć – uśmiecha się.
Życie w fawelach
Mieszkamy w fawelach wyrastających nad plażami Copacabana i Ipanema – najpierw w Pavão (po portugalsku Paw), a później – Cantagalo (Piejący Kogut).
Rzeczywiście, nad ranem ptaki dają taki koncert, że nie można wylegiwać się w łóżku. Za każdym razem, by dotrzeć do przyklejonego do wzgórza domu, pokonujemy prawie 200 schodów. Chcąc nie chcąc, codziennie zwiedzamy Muzeum Faweli. Szlak prowadzi przez labirynt zakamarków, wzdłuż zwojów kabli, które ciągną się za nami jak sprzedawcy japonek na Copacabanie.
W drodze przez historię faweli poznajemy Nowozelandczyka Dale’a Smitha, właściciela hostelu Tiki. Dale wraz z dziewczyną z Brazylii otworzył pierwszy w okolicy ekohostel. Miał być krótkoterminowym projektem na czas trwania mistrzostw w rugby. Szybko okazało się, że to strzał w dziesiątkę. A kiedy zorganizowali festiwal jazzowy na wzgórzu Cantagalo (zagrali m.in. Jesuton i Celso Fonseca) przybyły tłumy.
– Większość mieszkańców Rio de Janeiro i turystów omija fawele szerokim łukiem. Jazz pomógł im zrozumieć problemy miejscowych – opowiada Dale.
Vidigal – fawela alternatywna
W Vidigal, nieopodal plaży Ipanema, pierwszej faweli, która stała się miejscem alternatywnej sztuki, odwiedzamy szkołę mody. Francuzka Nadine Gonzalez i Brazylijka Andrea Fasanello (prawnuczka hrabiny Marii Tarnowskiej, majora AK) organizują kursy szycia dla młodzieży z faweli.
– Młodzi są kreatywni i zmotywowani. W Europie również jest wielu wspaniałych projektantów, ale oni podążają za tendencjami. Tu nie śledzą katalogów, pomysły są czyste. Do kreatywności zmuszają ich okoliczności – tłumaczy Andrea.
Ten fenomen dotyczy różnych dziedzin sztuki. Vidigal znane jest jako fawela alternatywna, miejsce narodzin undergroundowej muzyki, gdzie młodzież z Rio de Janeiro i turyści mogą posłuchać topowych didżejów. To nie wszystko. W ubiegłym roku w fawelach południowego Rio, od słynnych Wzgórz Babilonii aż po Mangueirę, zorganizowano festiwal literatury. Książki promowali m.in. Martin Amis, Margaret Atwood i Paul Auster. Ostatnie ze wzgórz znane jest jako miejsce narodzin samby, gościło też festiwal filmowy Uranium.
Instalacja artystyczna przygotowana przez dzieci z faweli w ramach projektu Morrinho, fot. Shutterstock.com
Stereotyp faweli
Dlaczego więc fawele postrzegane są w świecie jako jaskinie zła? Przecież już dawno wymknęły się słownikowym definicjom, nie są „tekturowymi osadami”. Ponad półtora miliona mieszkańców Rio de Janeiro gniecie się w 752 osiedlach – choć żyją skromnie, to średnio zarabiają więcej na osobę niż Brazylijczycy z północy. Stereotyp ma się jednak dobrze.
Elity oskarżają mieszkańców faweli o wszystko, co złego wydarzy się na wzgórzach. Tuszują własną nieporadność w walce z zorganizowaną przestępczością i brutalność policji. Dziennikarze potrzebują krwi, deweloperzy – gruntów z atrakcyjnym widokiem. Przeciętny Brazylijczyk deklaruje w sondażach, że największym stygmatem jest tu miejsce zamieszkania. Dopiero potem kolor skóry, pochodzenie i płeć.
Z szufladkowaniem fawele zmagają się od początku. Pod koniec XIX w. Brazylia zniosła niewolnictwo. Ci, którzy stracili pracę na plantacjach, zostali bez środków do życia. Zaczęli masowo napływać do Rio. Pierwsze osiedle na Wzgórzu Obietnicy nazwali fawelą – od nazwy drzewa ze stanu Bahia. Kolejne nielegalne osiedla powstawały lawinowo. Nie zatrzymał ich nawet burmistrz Pereira Passos, który widział Rio de Janeiro jako „tropikalny Paryż” i w 1907 r. nakazał czystki na wzgórzach.
Jednak świat usłyszał o faweli dopiero pół wieku później, kiedy reżyser Marcel Camus spotkał Breno Mello. Bezrobotny piłkarz pasował mu do roli Czarnego Orfeusza. Film o miłości na Wzgórzach Babilonii dostał Oscara w 1959 r. Fawela i sztuka zaczęły się przenikać, a dziś stają się synonimami. Nawet jeśli nie wszystkim Brazylijczykom się to podoba.
Rio de Janeiro praktycznie
Bezpieczeństwo
Dzielnice na północy Rio de Janeiro nie są bezpieczne. Na plaży Copacabana czy Ipanema lub w trakcie karnawału trzeba uważać na kieszonkowców. Na plażę nie wolno zabierać ze sobą cennych przedmiotów.
Nie należy wpadać w panikę w związku z wirusem Zika. W Rio de Janeiro praktycznie nie ma komarów – to północne rejony kraju są bardziej narażone. Jak mówi Daniel Knupp Augusto, wicedyrektor Brazylijskiego Stowarzyszenia Medycyny Rodzinnej i Społecznej, większość ludzi przechodzi wirus łagodnie, jak grypę, a dorosła kobieta po przebytej infekcji nie ponosi żadnego ryzyka przy przyszłych ciążach.
Transport
Do Rio de Janeiro można dolecieć z Paryża, Madrytu czy Amsterdamu za ok. 2000 zł. Po mieście warto poruszać się metrem, niedrogie są też żółte taksówki z niebieskim paskiem.
Jedzenie
W porze lunchu najlepiej wybrać się do restauracji z jedzeniem na wagę – świeże, tanie, różnorodne. Warto skosztować sushi (w Brazylii mieszka największa diaspora japońska na świecie) i tradycyjnego dania z fasoli – feijoady.