Świat wiruje. Migają klaszczące dłonie, rozśpiewane twarze, palmowe liście, obłoki i błękit nieba, wreszcie blacha falista i domy stojące do góry nogami. Stopy miękko lądują na betonie, ciało kiwa się to w lewo, to w prawo, nawet po salcie w tył nie gubi rytmu. Wybijają go koleżanki i koledzy w roda, roztańczonym kręgu. Uderzają w bęben atabaque i w tamburyn. Nauczyciel, mestre Branco, gra na berimbau, najważniejszym z instrumentów.
Akrobata wraca do koła, na środek wychodzi dwóch capoeiristas. Obaj na ugiętych nogach, w ciągłym ruchu. Pierwszy cios! Stopa kreśli łuk nad odchyloną głową przeciwnika. I kontra, próba podcięcia, ale tamten czujnie uskakuje. Było blisko, ale czy to prawdziwe ciosy? W capoeirze nic nie jest oczywiste. Ni to starcie, ni to taniec. Ważne, że pozwala chłopakom i dziewczynom z Pedreiry na kilka godzin zapomnieć o walce toczącej się na co dzień za murem, przy którym ćwiczą.
NA TEMAT:
Walka o pokój
– Przychodnia to jedyne bezpieczne miejsce w dzielnicy. Nawet gangsterzy szanują pracę lekarzy – tłumaczy Fernanda Mattos z Viva Rio, jednej z większych organizacji działających w fawelach. Ubogie, samorzutnie powstające dzielnice długo były miastem w mieście, ale od dekady władze próbują odzyskać nad nimi kontrolę.
W ramach przygotowań do mundialu w 2014 r. i późniejszych igrzysk policja i wojsko pacyfikowały kolejne osiedla i zakładały posterunki. Zaczęły od okolic popularnych wśród turystów Copacabany i Ipanemy. – Efekt jest taki, że tamtejsze gangi przenoszą się na peryferia. Choćby do Pedreiry – mówi Fernanda.
W czerwcu tego roku i tu rozpoczęła się pacyfikacja: 5500 żołnierzy wkroczyło do faweli i sąsiedniego Chapadao w ramach największej operacji w dziejach Rio de Janeiro.
Podczas naszej wizyty wciąż jeszcze rządzą gangi. Przekonujemy się o tym na rogatkach. Otwieramy okna, by chłopak z pistoletem mógł sprawdzić, kto jest w aucie. Widząc twarze Fernandy i jej kolegi Sandra Costy Santosa, pozwala wjechać.
– Gangsterzy nie niepokoją uczestników zajęć. Wielu mówi nawet, że nie życzą dzieciakom pójścia przestępczą ścieżką – wyjaśnia Sandro, gdy pytamy, jak udało im się wejść do Pedreiry. – Viva Rio ma już renomę. Dzięki temu możemy pomagać mieszkańcom niebezpiecznych dzielnic, w których inni boją się pracować – dodaje.
Zajęcia, na które przyjechaliśmy, to część projektu Faz Paz (Czyń pokój). – Łączy dwie ważne kwestie: zapobieganie przemocy i profilaktykę zdrowotną. Prowadzimy dla kilkuset dzieciaków lekcje boksu tajskiego i taekwondo. A także dżiu-dżitsu i capoeiry, w końcu to część naszej kultury.
Skąd pochodzi capoeira
Capoeira powstała kilka wieków temu w ówczesnych odpowiednikach Pedreiry – osadach zbiegłych niewolników, funkcjonujących poza porządkiem kolonialnego społeczeństwa. Sztuka walki, bazująca na angolańskim tańcu ngolo, służyła do obrony przed zbirami z plantacji. Napastnicy byli zwykle lepiej uzbrojeni, nacisk kładziono więc na unikanie ciosów, pozostawanie w ciągłym ruchu i zaskakujące ataki.
Taneczna forma przydawała się też jako kamuflaż, gdy capoeira trafiła wraz z niewolnikami do miast. Władze patrzyły na nią podejrzliwie. W połowie XIX w. co dziesiąty aresztant w Rio de Janeiro trafiał za kraty właśnie za uprawianie tej sztuki walki. Zdarzały się tortury i egzekucje.
Dziś capoeira nie budzi w mieście takich emocji. – Jej centrum jest Salvador w północno-wschodniej Brazylii – wyjaśnia mestre Branco. – Ale i tu mam chętnych. Przychodzą z ciekawości, potem wciągają siostry, braci, przyjaciół. Są tacy, którym imponowało gangsterskie życie, ale wkręcili się w capoeirę. Mają po kilkanaście lat, to trudny wiek. Rozumiem ich, też dorastałem w nieciekawej okolicy – wspomina.
Sandro dodaje, że dzięki temu mestre ma wśród uczniów posłuch. – W trakcie zajęć rozmawia z nimi o zdrowiu, relacjach, seksie, antykoncepcji. Większość dzieciaków nie pogada o tym w domu. Rodzice harują, by utrzymać rodziny, niektórzy piją, są narkomanami. Na spotkania z nami przychodzi niewielu – przyznaje.
Miękkie lądowanie
Pytamy, kto może uczestniczyć w zajęciach. – Każdy – odpowiada krótko. – Niektórzy wymagają regularnego chodzenia do szkoły. My nie. Chcemy dotrzeć do wszystkich dzieciaków, także tych najtrudniejszych. Wtedy mamy szansę na nie wpłynąć. A jak będziemy stawiać warunki, po prostu nas oleją.
Patrzymy na kolejne pojedynki. W ramach zajęć ćwiczy się jogo (zabawę), czyli odmianę capoeiry bez fizycznej konfrontacji. Chodzi w niej raczej o płynność wykonywanych w parach sekwencji ruchów. Kilku najlepszych uczniów popisuje się akrobacjami. Mestre opowiada, że jeden dostał propozycję wyjazdu na pokazy za granicę. Chłopak, jak na zawołanie, znów wywija salto w tył. Koledzy poszturchują go, chwalą. Śmieją się, że zgarnie kupę szmalu. Może nie zawróci mu w głowie. Sztukę miękkiego lądowania na betonie ma opanowaną do perfekcji.
Lekcje capoeiry
Lekcje capoeiry prowadzi w Rio de Janeiro kilka szkół, np. Senzala w Copacabanie, Capoeira Angola w Botafogo czy Fundição Progreso w Lapie. Ta ostatnia organizuje też pokazy podczas Feira do Rio Antigo w każdą pierwszą sobotę miesiąca.