EKWADOR

Ekwador. Na styku światów

Kaja Kraska i Mateusz Mękarski, 21.02.2020

Park Yasuni, Ekwador

fot.: Kaja Kraska i Mateusz Mękarski

Park Yasuni, Ekwador
Moiego poznaliśmy na Instagramie. Razem z nim odwiedzamy jego rodzinny lud Huaorani, który mieszka w lesie deszczowym na wschodnich rubieżach kraju i walczy o swój dom z koncernami naftowymi.

NA TEMAT:

Kiedy w latach 40. XX w. w ekwadorskim lesie deszczowym ginęli od włóczni pracownicy koncernu Shell, nikt nie wiedział jeszcze o istnieniu szczepu Huaorani, z którego pochodzili sprawcy tych morderstw. Przez kolejną dekadę, w przeciwieństwie do innych ludów indiańskich Amazonii, pozostali nadal nieskontaktowani z resztą świata, jak sugerują badania językowe i przekazy ustne. O ich historii wiadomo niewiele.

Krwawe Palm Beach

Do dziś nazywają siebie najdzielniejszym ludem świata. Cechami Huaorani były od zawsze: silne poczucie indywidualizmu, przejawiana przy wielu okazjach agresja i pielęgnowanie etosu potężnych wojowników. W konsekwencji na terenie zamieszkiwanym przez nich do 1958 r. co drugi mężczyzna i co trzecia kobieta padali ofiarą morderstw popełnianych w akcie zemsty. A że Huaorani wydawali wyroki na podstawie wątpliwych dowodów i pod wpływem emocji, lud Keczua nadał im przydomek „auca”, czyli dzicy. Obowiązkiem zaatakowanej grupy była zbrojna odpowiedź, a odmowa wzięcia w niej udziału wiązała się ze społecznym odrzuceniem. Zgodnie z tradycją rodziny ofiar musiały spalić i porzucić miejsce zamieszkania, a w nowym siedlisku przez rok żyć w stanie podwyższonej czujności na wypadek kolejnego ataku. Dopiero po tym czasie rytuał był wypełniony. Aktorzy zemsty krwi zamieniali się rolami – ofiary stawały się napastnikami, a konflikty trwały latami i dotykały kolejnych pokoleń. Taka historia dotyczy też Dayumy, babki Moiego, naszego przewodnika po regionie Oriente.

W 1955 r. uciekła z rodzinnej osady i po wielu perypetiach znalazła schronienie u amerykańskich misjonarzy. Uznaje się to za pierwszy kontakt Huaorani ze światem zewnętrznym. Dzięki niej misjonarze poznali podstawy huao terero – języka szczepu i mogli podjąć próby komunikacji z innymi jego członkami. Pierwszy projekt – „Auca”, bo tak nazwali go misjonarze, zakończył się jednak tragedią. Najpierw spuszczano dla Huaorani prezenty z samolotu w koszu zawieszonym na linie. W kolejnym kroku misjonarze założyli obóz niedaleko ich siedlisk, w zakolu rzeki Curaray. Znajdował się on przy plaży, na której mógł wylądować samolot. Nazwali go Palm Beach.

***

Cały tekst Kai Kraski i Mateusza Mękarskiego przeczytasz w marcowym wydaniu magazynu „Podróże”.

PODRÓŻE/03/2020

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.