Wszystko zaczęło się od podróży po Europie. Później przyszedł czas na dalsze wyprawy. W zeszłym roku Tomek Jakimiuk dotarł z Podlasia aż do Chin. Jak? Autostopem i hulajnogą. To właśnie za tę podróż został nagrodzony podczas ostatniej gali Kolosów.
Podczas swoich wypraw Tomek jest zdany sam na siebie. Zamiast hoteli wybiera namiot lub spanie u miejscowych. Młody podróżnik opowiedział nam, skąd pomysł na podróżowanie w pojedynkę oraz jakich informacji nie znajdziemy w przewodnikach turystycznych.
NA TEMAT:
MATEUSZ ŁYSIAK: Autostop kocha się albo nienawidzi. Jak i kiedy zacząłeś podróżować z kciukiem w górze?
TOMASZ JAKIMIUK: Pierwszy raz jechałem autostopem z koleżanką. Byliśmy wtedy nad Biebrzą. Ze wszystkich opcji transportu powrotnego został nam tylko niewielki autobus, do którego mogło zmieścić się około 20 osób. Jako, że był to wyjazd studencki, to było nas znacznie więcej i z góry wiedzieliśmy, że nie wszyscy się zmieścimy. Wtedy koleżanka zaproponowała, żebyśmy stanęli przy drodze i zaczęli łapać okazję. Początkowo powiedziałem jej, żeby stuknęła się w czoło (śmiech). Po chwili stanęliśmy i zaczęliśmy łapać. Już po trzech minutach chciałem rezygnować. Dziś się z tego śmieję, bo na chwilę obecną mój rekord łapania stopa to dwa dni. Wtedy czekaliśmy 5 minut i udało nam się zatrzymać ciężarówkę.
I w tamtym momencie zakochałeś się w autostopie?
Tak. Później przyszedł pomysł i wybrałem się z koleżanką na wycieczkę po Europie. Najpierw mieliśmy jechać tylko do Niemiec, ale że z Niemiec jest blisko do Holandii... Skończyło się na tym, że odwiedziliśmy też Belgię, Francję i Hiszpanię. Tam spotkałem się z dziewczyną, którą poznałem na Skype. Rozmawialiśmy ze sobą, żeby wzajemnie szlifować swój angielski. Zażartowałem kiedyś, że odwiedzę ją i umyję jej okna. Często mówiła, że gdybym był w okolicy Walencji, to mogę wpadać. No to wpadłem.
Czyli pierwsze większe wyjazdy były w grupie. Skąd w takim razie pomysł na autostopowe podróże w pojedynkę?
Na pewno punktem zwrotnym był udział w festiwalu Travenalia w Krakowie. Słuchałem wtedy tych wszystkich nieprawdopodobnych opowieści z ust zwykłych ludzi, takich jak ja. Zawsze byłem otwartym człowiekiem, ale z pewnością siebie było u mnie słabo. Kiedy poszedłem na studia, zacząłem poznawać inspirujących i ambitnych ludzi, których wcześniej nie dostrzegałem w małym mieście. Dzięki takim ludziom stałem się bardziej kreatywny, co przełożyło się też na moje podróżowanie. Bo kiedy podróżujesz sam, jesteś zdany tylko na siebie.
Tak, ale zgodzisz się ze mną, że zarówno podróżowanie w pojedynkę jak i w większej grupie ma swoje lepsze i gorsze strony?
Jadąc z kimś, często trzeba iść na kompromis. Dyktatura nie przejdzie. Nie ma czegoś takiego, że ktoś decyduje za całą grupę. Samotne podróżowanie jest rozwojowe w każdym calu. Jestem pewniejszy siebie, wiem, że mogę na sobie polegać i wybrnę z każdej sytuacji. Z drugiej strony, podróżowanie w podwójnej obsadzie, jak lubię to nazywać, też ma swoje plusy. Na przykład, podczas ostatniej podróży do Chin, poznałem świetnego kompana. Serio, dałbym za niego milion dolarów. Od razu złapaliśmy z Grześkiem nić porozumienia.
Podróżujesz sam, ale w podróży nie jesteś samotny.
Korzystam z CouchSurfingu, uważam to za fenomenalne dopełnienie podróży. Nawet gdybym miał milion złotych, to i tak korzystałbym z CouchSurfingu. Nie tylko dostajesz dach nad głową, ale też poznajesz mieszkańca, który opowie o takich miejscach, których nie ma w przewodnikach. Przykładowo Mur Chiński. Gdybym był tylko na turystycznej części, na pewno nie napisałbym o nim w superlatywach. Znajomy znajomego powiedział mi, że istnieje też inny, niedostępny dla turystów odcinek. Wejść nie było łatwo, ale zdecydowanie polecam. Będę wspominał to przeżycie jeszcze bardzo długo.
Dużo było takich miejsc, o których nie usłyszałbyś gdyby nie mieszkańcy?
Na pewno takim miejscem był kompleks świątyń na Wyżynie Tybetańskiej, położony na wysokości 4 tysięcy metrów. Wszędzie góry, a gdzieś pomiędzy nimi tysiące niewielkich budowli. W nich spotykają się i modlą mnisi. Tam zobaczyłem, jak wygląda pochówek w chmurach.
Kolejne takie miejsce jest niedaleko, bo na Ukrainie. Słyszałeś o Ławrze Poczajowskiej? Odbywają się tam egzorcyzmy. Jest tam również jezioro Świętej Anny. Ponoć jeśli się w nim zanurzysz i pomodlisz, opuszczą się choroby.
Inne miejsce, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie, a nie czytałem o nim w przewodnikach, to wyspa Olchon na jeziorze Bajkał. Od mieszkańców dowiedziałem się, że był tam łagier, z którego wysyłali Polaków na Syberię. Od nich dowiedziałem się też, że w Bajkale pływają foki – nerpy bajkalskie.
Podczas twojej ostatniej podróży odwiedziłeś państwa, które w Polsce kojarzą się z pewnymi stereotypami. Jak wyglądało zderzenie z rzeczywistością?
To był mój pierwszy raz w Rosji. Wcześniej nigdy mnie tam nie było, ale słyszałem o niej wiele. Pierwszy złapany przeze mnie na stopa kierowca jechał blisko 180 kilometrów na godzinę, więc można powiedzieć, że początek miałem niekiepski. W Rosji pierwszy raz nie wsiadłem do zatrzymanego samochodu. Kierowca upierał się, żebym wrzucił swój plecak do jego bagażnika. Zadziałała intuicja, nie zgodziłem się. Kto wie, może chciał mi go skroić? Ale wracając do stereotypów, po tygodniu uświadomiłem sobie, że wszystko to, co słyszałem o Rosjanach było nieprawdą. Przez cały pobyt widziałem tylko trzy pijane osoby. Czytałem gdzieś kiedyś, że ta cała propaganda mówiąca o tym, że Rosja to kraj alkoholików wzięła się z tego, że to Amerykanie chcieli kreować Rosjan na nieudaczników. Nie wiem, ile jest w tym prawdy.
Z kolei Ukraina... Faktycznie, względem Polski jest to kraj uboższy i to widać. Wpadasz do sklepu, a tam na półce czerstwy chleb albo dwuletnie konserwy. Ja patrzyłem i nie mogłem w to uwierzyć. Poznałem człowieka, którego babcia ma emeryturę 300 złotych w przeliczeniu na złotówki, a za same rachunki i mieszkanie musi zapłacić 400. Takich przypadków jest na Ukrainie bardzo wiele.
Polska i Chiny to dwa zupełnie różne światy. Co najbardziej Cię zdziwiło?
Będąc w Chinach zauważyłem, że biała skóra budzi spore zainteresowanie. Chińczycy cię obejmują, chcą robić sobie z tobą zdjęcie. Osobiście był to dla mnie duży szok kulturowy. Przykładów tego, jak ciepło Europejczycy są przyjmowani w Chinach, nie trzeba szukać daleko. Zespół disco-polo Bayer Full od kilku lat robi, czy robił, bo nie jestem pewien, karierę na chińskim rynku muzycznym.
Jakie są twoje najbliższe plany podróżnicze?
Jeśli chodzi o podróże to nie lubię przesadnie planować. Bywa, że moje plany ulegają zmianie pod wpływem napotkanych ludzi.
Życzę Ci w takim razie, żebyś na swojej drodze zawsze spotykał inspirujących ludzi oraz takich, którzy będą wspierali cię w osiąganiu zamierzonych celów.
Dzięki!