PRZECZYTAJ KOLEJNE CZĘŚCI DZIENNIKA PODRÓŻY DO GRUZJI:
Dzień 2: O zburzeniu ostatniego pomnika Stalina
Dzień 3: O legendarnych gruzińskich trunkach i PICIU BIMBRU Z KANISTRA
Dzień 4: O wyprawie do najwyższego miasta w Europie
NA TEMAT:
Informacje praktyczne
Przelot: Warszawa – Tbilisi 1300 zł liniami LOT.
|
Walka o przetrwanie
Mam tylko tydzień i dużo do zrobienia. Wszędzie będę musiał się spieszyć, zwłaszcza, że większość trasy pokonam, jak się okaże, idealnie pasującym do tutejszej infrastruktury, ledwo zipiącym busem.
Wyprawę zaczynam w Tbilisi. Po wylądowaniu w środku nocy, budzę się w hotelu położonym w centrum miasta, w strategicznym punkcie tuż obok stacji metra Mardzhanishvili. Na szczęście działa klimatyzacja, bo za oknem jest chyba 40 stopni. Udaję się w miasto, a konkretnie – na śniadanie. Na ulicy kupuję w budce chaczapuri. Mimo panującego upału parzący palce placek nadziewany serem wydaje się idealnym śniadaniem. Placek byłbym idealnym dodatkiem do BIMBRU Z KANISTRA, który zdarzyło mi się pić kilka dni później.
Na przeciwko, przy wejściu do metra, stoi fontanna, w której pluskają się dzieciaki. Też bym się chętnie w ten sposób ochłodził, ale trzeba ruszać dalej. Pierwsze wrażenie – Tbilisi ma w sobie coś włoskiego. Wąskie uliczki, niska zabudowa, czerwone dachy, dużo słońca i szaleni kierowcy.
Każdy jeździ, jak chce. Rozklekotane auta z przyciemnianymi szybami włączają się do ruchu bez użycia migacza, torując sobie drogę klaksonem. Pieszy nie ma tutaj żadnych praw, kierowcy nie zwracają na niego uwagi. Zresztą w ogóle na nic chyba nie zwracają uwagi, kilka razy ledwo uchodzę z życiem – mimo że znajduję się na pasach
Po ile świńskie łby?
Zapuszczam się na bazar, a tu zgiełk, przy stoisku z pirackimi kasetami muzycznymi sprzedawcy proponujący świńskie łby. Najbardziej intryguje mnie dwóch twardzieli, którzy przy akompaniamencie keyboardu śpiewają o wolności i miłości do matki. W przerwie między występami wyznają, że poznali się w więzieniu, tam też wspólnie napisali utwory, które teraz wykonują.
Gdy słońce wreszcie kieruje się ku zachodowi, mieszkańcy Tbilisi gromadzą się w małych barach przypominających kioski Ruchu, gdzie – popijając piwo – omawiają wydarzenia dnia. Obserwuję, ale nie dołączam – plan mam napięty, nazajutrz ruszam w głąb kraju.