INDONEZJA

Tana Toraja – Tutaj żyje się, żeby umrzeć. Niezwykłe obrzędy na wyspie Sulawesi

Tomasz Michniewicz, 21.10.2016

Tongkonany, tradycyjne domy Toradżów

fot.: shutterstock.com

Tongkonany, tradycyjne domy Toradżów
Tana Toraja w Indonezji to miejsce, w którym życie toczy się wokół śmierci i aktu odejścia z tego świata. Śmierć jest tu wydarzeniem celebrowanym przez całą społeczność. Hucznie, magicznie i krwawo.

Tana Toraja to dolina na indonezyjskiej wyspie Sulawesi, zdecydowanie poza zainteresowaniem turystów z wyspy Bali. Nie ma tu plaż ani turkusowej wody, drogich hotelowych ośrodków i drinków z palemką. Jest natomiast jedna z najbardziej fascynujących tradycji religijnych świata. Kult śmierci.

NA TEMAT:

Kult śmierci w Tana Toraja

Mieszkańcy doliny Tana Toraja oszczędzają całe życie na pogrzeby swoich bliskich, by wyprawić ich w ostatnią podróż zgodnie z ceremoniałem. Tu pogrzeb to nie cicha uroczystość dla najbliższej rodziny. To kilkudniowe święto na kilkaset osób, z muzyką, tańcem i ofiarami ze zwierząt. Często bierze w nim udział społeczność całej doliny, przerywając na tę okazję pracę na polach ryżowych, których nie brakuje wśród wzgórz. Można odnieść wrażenie, że zmarły jest w tym wszystkim najmniej istotny, że na pierwszym miejscu stawia się celebrę. Im rodzina bogatsza, tym pogrzeb dłuższy i bardziej wystawny. Zabalsamowane ciało owinięte w płótno spoczywa w domu, w tymczasowym grobie, a czasem gdzieś na poddaszu lub w szopie; nierzadko kilka miesięcy, aż przygotowania do pogrzebu zostaną ukończone. Specjalnie buduje się wioskę bambusowych chatek, by goście mieli gdzie spać i spędzać długie dni niekończących się ceremonii. 

Tana Toraja. Jedna z wielu części artystycznych ceremonii pogrzebowej

Tana Toraja. Jedna z wielu części artystycznych ceremonii pogrzebowej, fot. shutterstock.com

Z całego świata – z Australii, Europy czy USA – zlatuje się rozproszona rodzina, krewni i przyjaciele. Na uroczystość skupuje się bawoły na ofiary. Bawół jest w Tana Toraja wyznacznikiem statusu, a o pozycji zmarłego decyduje to, ile zwierząt ubije podczas pogrzebu rodzina. W trakcie uroczystości ziemia cuchnie krwią, a brudnoczerwone błoto mlaszcze pod nogami. Gdzieniegdzie walają się kopyta i odcięte głowy sztuk, które zostały już zarżnięte, poćwiartowane i rozdane w prezencie gościom. Ci nie pozostaną dłużni. Nowo przybyli składają rodzinie prezenty – ci biedniejsi trochę cukru lub soli, ci bogatsi – świniaka na ofiarę. Najzamożniejsi przywiozą bawoła, a bawół-albinos kosztuje tu więcej niż samochód. Podarunki odnotowuje się w specjalnym notesie – kto, co sprezentował, ile było warte. Kiedyś przyjdzie czas na rewizytę. Co dla wielu zaskakujące, Toradżowie to chrześcijańska społeczność. Holendrzy przywieźli tu protestantyzm, nauczając go ogniem i kulami muszkietów. Na trumnach zmarłych widać więc krzyże, a w samej ceremonii można się doszukać echa chrześcijańskiej symboliki, choć trudno w to uwierzyć, gdy patrzy się na krwawe ofiary. Toradżowie nie do końca wyrzekli się swoich animistycznych korzeni, co wraz z geograficznym odcięciem Tana Toraja od reszty świata (na wyspie, na uboczu, w trudnodostępnej dolinie) wykształciło tę unikatową tradycję.

Huczne pogrzeby na wyspie Sulawesi

Pogrzeby w Tana Toraja nie mają nic wspólnego z naszymi rodzinnymi uroczystościami. To są publiczne imprezy, jak obchody państwowego święta. Przyjść może każdy, kto ma ochotę. Wielu się przyłącza, by zabić nudę kolejnego tropikalnego popołudnia. Popatrzą, posłuchają, przekąszą coś, zapalą papierosa z sąsiadem, może uda się złapać kawałek mięsa na obiad. Pójdą, wrócą później. Impreza będzie trwać, na pewno. W makabrycznym entourage’u trwa nieustający piknik. Występuje szkolna orkiestra, goście jedzą i palą papierosy, a wodzirej prowadzi kolejne konkursy.

Dziewczynki w tradycyjnych strojach podczas pogrzebu w Tana Toraja

Dziewczynki w tradycyjnych strojach podczas pogrzebu w Tana Toraja, fot. shutterstock.com 

Na podwyższeniu, w specjalnej loży, całości przyglądają się najważniejsi goście i najbliższa rodzina. Jak w operze lub na turnieju polo. Ośmioletnia dziewczynka coś zaśpiewa do mikrofonu, a chłopiec wyrecytuje. Półnadzy młodzieńcy będą uciekać przed rozjuszonym bawołem, udowadniając swoje męstwo. Wodzirej rozlosuje kawałek karkówki i schabu, a potem rzuci wygranym ze swojego miejsca w loży. Na ziemię, potem się podniesie. I tak przez cztery dni, w niemiłosiernym upale i duchocie.
Pogrzeby Toradżów to wydarzenia fascynujące z etnologicznego punktu widzenia, ale nie są one „atrakcją” dla turystów. Nie warto brać w nich udziału przy okazji, spędzając wakacje na Bali, w ramach wycieczki fakultatywnej. To jest miejsce dla tych, którzy chcą się skonfrontować z cywilizacją skrajnie różną od naszej i potrafią powstrzymać się od oceniania. Typowy urlopowicz po kwadransie opuści to zgromadzenie, zniesmaczony, zszokowany i pełen obrzydzenia. Te ceremonie to wydarzenia dla tych, którzy bardziej czują się podróżnikami niż turystami. Pośród walających się na ziemi szczątków zwierząt biegają dzieciaki – robi to koszmarne wrażenie. Zaduch i smród psującego się w upale mięsa i krwi przyprawia o mdłości. Tłum patrzy na to wszystko spokojnie, bez większych emocji, co z naszej perspektywy trudno zrozumieć, a wręcz jest szokujące. Nie każdemu to wszystko się spodoba, ale też nie ma się podobać, nie o to tu chodzi.

Niezwykłe zwyczaje Toradżów

Turyści często popełniają też błąd kolejności działań. Jadą w jakieś egzotyczne miejsce, zainspirowani zdjęciami, opowieściami czy tekstem w magazynie podróżniczym. Na miejscu chłoną atmosferę, która tak im się podoba, że po powrocie postanawiają dowiedzieć się czegoś więcej o kraju, który właśnie zwiedzili. Zaczynają czytać. I wtedy dowiadują się, ile ominęli, choć byli tak blisko. W Tana Toraja ten błąd jest szczególnie kosztowny, bo tu niesamowitość wygląda z każdego kąta, ale często nie jest wcale oczywista. Przy drodze, w jakimś niewielkim zagajniku, będzie na przykład stało drzewo. Drzewo jakich wiele, nic szczególnego. Na pniu będą widoczne niewielkie wgłębienia, wielkości kartki papieru; prostokątne, jakby ktoś kiedyś wyciął kawałek kory. Plantacja kauczukowca, można pomyśleć – bo tak zdobywa się jego mleczko. To jednak nie kauczuk, to grobowiec. Toradżowie w drzewach przez wieki chowali zmarłe noworodki. Wycinali w pniu dziuplę i pionowo składali w niej obandażowane ciało. „Wejście” zamykali wyciętym uprzednio kawałkiem drewna. Po latach drzewo zarastało, na zawsze zamykając grób. A dusza dziecka wraz z rosnącym drzewem zmierzała ku niebu. Nieświadomy przechodzień ominie to miejsce, nie zwróci nawet uwagi. A takich drzew jest w dolinie sporo. W Tana Toraja trzeba rozumieć, na co się patrzy. Tutaj pogrzeby nie są jedynym interesującym elementem wszechobecnego kultu śmierci. 

Tana Toraja, rytuał otwierania grobów

Tana Toraja, rytuał otwierania grobów, fot. shutterstock.com

Symbole Tana Toraja

Śmierć jest tutaj inna niż nasza. Oswojona, zwyczajna, codzienna. Wiekowe trumny z rozsypującymi się kośćmi leżą tu przy drogach, na skałach. Można się na nie natknąć, spacerując po okolicy. W oczodół czaszki ktoś wetknie papierosa, by zmarły miał co zapalić na tamtym świecie. Obok ktoś zostawi papierek po batonie, bo akurat tu zrobił sobie przerwę.

Toradżowie chowają też zmarłych w skałach. Wykuwają jamy w zboczach klifów i tam składają szczątki wraz z przedmiotami, które mogą się przydać w ostatniej podróży. Wysoko, na kilkudziesięciu metrach. Potem demontują drabiny, żeby rabusie nie mogli się dobrać do kosztowności pozostawionych w grobach. Czasem jednak złodzieje próbują swych sił, wisząc na linach nad przepaścią. Potem jedzą na zastawie umarlaka albo chodzą w jego butach. Tak to tu wygląda. Bez specjalnych ceregieli.

Tana Toraja. Grobowiec w skałach

Tana Toraja. Grobowiec w skałach, fot. shutterstock.com

Życie w dolinie jak w niemal całej Indonezji jest bardzo zwyczajne. Pole ryżu, świniak pod domem, drzewo mangowe, bananowiec w ogródku. Typowa południowowschodnioazjatycka sceneria. Leniwe wioski prostych chatek połączone ubitymi drogami, w sam raz dla leciwych motorków. Jeśli jednak odjechać od głównych szlaków i trochę poszukać, można znaleźć tongkonany – tradycyjne domy w kształcie łodzi, które wciąż buduje się na prowincji. Niegdyś w tongkonanach mieli prawo mieszkać wyłącznie wysoko urodzeni, stąd budynki te to majstersztyk architektury i zdobnictwa. Dach w kształcie łodzi (a może siodła?), misternie pleciona strzecha, pale, a przed wejściem rząd bawolich rogów. Jedyne w swoim rodzaju.

Kolejnym z rozpoznawalnych symboli Tana Toraja są tau tau, figury przedstawiające zmarłych przodków. Bronią dostępu do grobów i chronią żywych przed złymi duchami. W czasach, gdy nie znano tu fotografii, w ten sposób uwieczniano członków rodziny. Kiedyś tylko symbolicznie – kawałek ledwo obrobionego drewna, dwie kreski. Później figurki tau tau zmieniły się w niezwykle drobiazgowe przedstawienia – z kapeluszami, okularami, rekwizytami najlepiej oddającymi portretowaną osobę. Im większa, im bardziej zdobna figurka, tym ważniejsza persona. Tau tau ustawiano niegdyś w rodzinnych grobowcach, na przykład w ścianach klifów, tak by było je widać z daleka. Każde dziecko pewnego dnia rodzice zabierali pod ten grobowiec i pokazywali: to jest prababcia, to jest dziadek. A obok, synku, jest miejsce dla mnie. Pamiętaj ubrać moje tau tau w zieloną sukienkę, bo chcę ją mieć na tamtym świecie. I pamiętaj, ja jestem ważnym człowiekiem, na pogrzebie masz zabić przynajmniej dziesięć bawołów. Żeby ludzie nie gadali.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.