W chaotyczną mapę tokijskiego metra zielona linia Yamanote wprowadza spokój. Otworzono ją w 1925 r., choć jej pierwsze fragmenty istniały już w 1885 r. Dziennie jeździ nią ponad 3,5 mln pasażerów. To więcej niż użytkowników całego metra w Londynie. Pociąg porusza się po okręgu – w środku jest centrum, na zewnątrz – obrzeża. Nie sposób się zgubić.
Z estakady widać, jak zmienia się panorama miasta. Jeśli coś przyciągnie naszą uwagę, możemy po prostu wysiąść i zagłębić się w labirynt uliczek – raz trafimy na elektroniczne miasto, innym razem na przedwojenną dzielnicę albo wąskie uliczki żywcem wyjęte z „Łowcy androidów”. Dla mnie Tokio to zbiór miast i wiosek o różnych tradycjach i atmosferze. Najlepiej poznawać je, zwiedzając 29 stacji linii Yamanote.
Stacja: Tokio
Kiedy Japonią rządzili szoguni Tokugawa, tutaj tętniło serce kraju (miasto już wtedy było największe na świecie – żyło w nim milion osób). A przecież do XII w. była tu tylko senna rybacka wioska – Horikawa. Potem zbudowano zamek, który w XVI w. popadł w ruinę.
W 1603 r. szoguni uznali, że to miejsce strategiczne, i przenieśli tu stolicę z Kioto. Na miejscu starego zamku zbudowali własny. Dwór Tokugawów od wschodniej strony okalały wzgórza Yamanote. Zamieszkali na nich feudalni panowie – ówczesna arystokracja. Od Tokugawów oddzielała ich jedna fosa, a od pospólstwa za plecami – druga.
Dzisiaj śladem zewnętrznej fosy biegną tory kolejki Yamanote, a możnych panów zastąpili możni biznesmeni z dzielnicy Marunouchi (to tu mieszczą się siedziby najpotężniejszych finansowych firm w Japonii). Zamku Tokugawów już nie ma. Kiedy w 1868 r. upadł szogunat, cesarz przeniósł się do Edo (dawna nazwa Tokio) i, po jednym z licznych pożarów, w 1888 r. zbudował pałac. Rozpoczęła się era Meiji, imperialnej Japonii.
W 1914 r. władze wybudowały nową stację dla całego miasta – Tokio. Wzorowany na europejskiej klasyce budynek z czerwonej cegły stoi naprzeciwko jednej z bram cesarskiego pałacu. Miał podkreślać splendor imperium.
Shinagawa
Historia prowadzi nas na południe. Srebrny wagonik linii Yamanote zbliża się do stacji Shinagawa, która była pierwszym przystankiem na trakcie prowadzącym do Kioto.
Choć dzisiaj kojarzona jest z eleganckimi hotelami, ambasadami i biurowcami, to Shinagawa potrafi zaskoczyć. Wystarczy zejść z głównej ulicy, żeby trafić na ocienione drzewami uliczki z niewielkimi świątyniami, z których dochodzi brzęczenie cykad. To tutaj mieści się również jedno z najlepszych muzeów ze światową sztuką – modernistyczny budynek Hara Museum kryje dzieła Pollocka, Kleina, Rothki, Sugimoto, Boltanskiego, Lichtensteina, Warhola i Kusamy.
Ebisu
Cztery przystanki dalej na zachód leży zupełnie inne Tokio. Budynki są tu niższe, a czynsze – jedne z droższych. Uliczki bardziej lokalne, prawie nie słychać szumu samochodów. To Ebisu, tokijska dzielnica BoBo – Bourgeois Bohemian, pełna galerii, kafejek, dobrej architektury, elegancji i szyku. Kiedyś była tu warzelnia piwa Yebisu (dziś produkowanego przez Sapporo Brewery) – zostały po niej muzeum i nazwa dzielnicy.
Ebisu słynie z licznych knajpek, europejskich barów, tachinomi – pubów, w których można tylko stać, i izakaya – japońskich restauracyjek, gdzie jedzenie jest tak samo ważne, jak sake. Przyjemny spacer pod górę w okolice dzielnicy Daikanyama prowadzi, wśród autorskich sklepików, artystycznych warsztatów i vintage ciuchlandów, do zbudowanej niedawno Daikanyama T-Site. Wokół ogromnej księgarni zamkniętej w trzech połączonych budynkach powstały kafejki, restauracyjki, a także specjalne sklepy dla psów.
Największe atrakcje Tokio
Na tym krótkim odcinku linii Yamanote najlepiej widać, że Tokio to miasto kontrastów. Zaczynam od pełnej energii Shibui ze znanym z filmów przejściem dla pieszych, na które – gdy zabłysną zielone światła – ludzie wchodzą ze wszystkich stron. To tutaj stoi pomnik wiernego psa Hachiko, słynny sklep Shibuya 109 i znajduje się wzgórze miłości pełne love hoteli stylizowanych albo na statek kosmiczny, albo na rajską wyspę.
Shibuya ma to wszystko, z czym kojarzy się Tokio – pośpiech, tłum, wielkie reklamy, kolorowe światła.
Ale wystarczy pójść kilkanaście minut na północ, żeby trafić do parku Yoyogi. Dawne miejsce wojskowych parad w 1964 r. zamieniono na wioskę olimpijską – z halą sportową Yoyogi zaprojektowaną przez Kenzo Tange, której faliste linie do dzisiaj inspirują architektów na całym świecie. Po olimpiadzie wioskę zamieniono w park. W niedziele oprócz koncertów, pokazów sztuk walki czy występów komików często organizowane są targi lokalnych artystów.
Harajuku
Yoyogi praktycznie przylega do Harajuku, które jest synonimem nastoletniej mody. Choć sama dzielnica słynie z zakupów (i jednego z najlepiej zaprojektowanych sklepów Prady), to kojarzy się z nastolatkami przebranymi za postacie z mangi.
Kwintesencją młodocianej kultury jest wąska ulica Takeshita ze sklepami, w których projektanci badają, co sprawdzi się w następnym sezonie. Czasem jest tak zapchana, że ruchem pieszych pomiędzy sklepami i kafejkami muszą kierować policjanci.
Ale wystarczy przejść na drugą stronę torów, żeby znowu znaleźć się w innym świecie. Prowadzi do niego drewniana brama, której jedyną ozdobą są rzeźbione złote chryzantemy – symbol cesarza. Za nią rozciąga się gęsty las ze 120 tysiącami drzew. W jego głębi stoi chram Meiji. Zbudowano go na cześć cesarza, który odebrał władzę Tokugawom.
W weekendy ubrane w kimona rodziny razem z młodą parą pozują do zdjęć. On ubrany jest w czarne kimono, ona w białą narzutę i biały kaptur skrywający wpięte we włosy żółte kwiaty.
Shinjuku, czyli atrakcje Tokio w pigułce
Stąd już tylko dwie stacje do Shinjuku. To znowu Tokio w pigułce. Neony, tłumy, zakupy, jedzenie. Łatwo się zgubić, ale to dobrze, bo za każdym razem można trafić na coś nowego. Raz będzie to ulica z budkami, w których można kupić naleśniki z bitą śmietaną i na której końcu, na dachu jednego z wieżowców, usadowiła się Godzilla. Innym razem maleńkie alejki Golden Gai pełne barów. Mieści się w nich nie więcej niż osiem osób, a kable niebezpiecznie nisko wiszą nad chodnikiem.
Można też trafić do Kabukicho, słynnej dzielnicy czerwonych latarni. Ostatnio jedną z jej atrakcji jest Robot Restaurant: kobiety ubrane w bikini pozorują walki, operując wielkimi robotami. A może nogi zaniosą nas do koreańskiego miasteczka, w którym kupimy kosmetyki z jadu żmii i zjemy trochę ostrej kimchi? Choć równie dobrze możemy wylądować na wąskiej uliczce Omoide Yokocho wypełnionej zapachem grillowanych szaszłyków z kurczaka. Niektórzy uważają, że to tu jadł Harrison Ford w „Łowcy androidów” – z pewnością ulica posłużyła za inspirację.
Albo w Shinjuku Gyoen – przestronnym ogrodzie podzielonym na część francuską, angielską i japońską. Shinjuku zawsze potrafi zaskoczyć. Zresztą, tak jak całe Tokio.
Czar starego Tokio
Wystarczy zejść zachodnimi schodami mostu rozciągającego się nad torami kolejki, żeby znowu znaleźć się w innym świecie. Tak wyglądało Tokio, zanim zniszczyło je wielkie trzęsienie ziemi z 1923 r. (szacuje się, że w pożarach zginęło 100 tysięcy ludzi) i zanim 22 lata później zbombardowały je alianckie samoloty (zginęło kolejne 100 tysięcy ludzi). Wąskie uliczki ocienione wiśniowymi drzewami, drewniane bramy, które prowadzą do świątynnych ogrodów, niewielkie rodzinne zakłady i doniczki z kwiatami ustawione przy wejściowych drzwiach – czuć tu czar starego Tokio.
Na niewielkim obszarze trzech dzielnic: Yanaki, Nezu i Sendagi, o wspólnej nazwie Yanesen mieści się ponad sto świątyń i świątynek, a także tradycyjne sklepy z pędzlami i kolorowymi pigmentami ze szlachetnych kamieni. W całej Japonii takich sklepów jest tylko dziewięć – cztery z nich w Yanace. Obok starych rodzinnych zakładów otwierają się nowe sklepy z ceramiką robioną przez młodych artystów. Z tradycyjnymi wodorostami marynowanymi w słodkim sosie sojowym konkurują wegańskie specjały.
Pomimo zmian Yanesen ciągle udaje się zachować czar niespiesznego miasteczka. Więcej tu miejscowych, którzy wychodzą na codzienne zakupy do sklepu na rogu, niż turystów.
Oaza spokoju
W Tokio Ueno uchodzi za oazę spokoju. Zielone trawniki, stawy z łódkami, wysypane żwirem alejki. No, chyba że akurat kwitną wiśnie. Wtedy całe miasto spotyka się na podziwianie spektaklu wirujących płatków. Tokijczycy rozkładają niebieskie plastiki, wyjmują zestawy sushi, puszki piwa, przenośne zestawy karaoke i zaczynają całonocne imprezy.
To, co dodatkowo przyciąga do parku, to dwa fantastyczne muzea – Narodowe ze zbiorami sięgającymi ponad 100 tysięcy eksponatów oraz Przyrody i Nauki. Otwarte w 1871 r., są jednymi z najstarszych w całej Japonii, ale wystawy mają zdecydowanie współczesne.
Dzielnica komputerowych geeków
Tylko dwie stacje na południe, a klimat zmienia się diametralnie. Przenosimy się w przyszłość. Szklane fasady kryją nieskończone rzędy półek z elektroniką. To Akihabara, słynna dzielnica komputerowych geeków. Po II wojnie światowej kwitł tutaj czarny rynek. Coś z tej atmosfery nieposłuszeństwa zostało do dzisiaj.
Elektroniczne miasto rządzi się własnymi prawami. Księgarnie z mangą, sklepy ze strojami ulubionych bohaterów. I kawiarnie, gdzie słodkie kelnerki ubrane w za krótkie spódniczki i fartuszki z masą falbanek podają jeszcze słodsze naleśniki polane sztucznym miodem. Jeśli je poprosisz, pobawią się z tobą w łapki. Kto przegra, musi zaśpiewać piosenkę.
Srebrny wagonik kolejki Yamanote znowu wjeżdża na stację zbudowaną z czerwonej cegły. Zrobienie całego kółka zajmuje około godziny. No, chyba że zacznie wysiadać się na każdej z 29 stacji. Wtedy może zająć kilka tygodni. Bo każda z nich ma swoje tajemnice.
Co jeszcze zobaczyć w Tokio?
Na północnym wschodzie: dzielnicę Asakusa z najstarszą w Tokio buddyjską świątynią – Senso-ji. Legenda głosi, że założono ją w 628 r., na długo zanim Tokio z rybackiej wioski stało się stolicą. W czasach Edo Asakusy znana była jako dzielnica uciech i rozrywki, a coś z tego klimatu zostało do dzisiaj. Warto zgubić się w niewielkich uliczkach na tyłach świątyni.
Na południowym wschodzie: targ rybny Tsukiji – największy na świecie. Przyciąga poranną aukcją tuńczyków (żeby dostać na nią wejściówkę, trzeba ustawić się w kolejce nawet o 3 nad ranem). Kto chce się wyspać, może przyjść na targ koło 9. Oprócz hali z rybami i owocami morza jest tutaj mnóstwo sklepików z japońskimi smakołykami. Warto zajrzeć do jednej z niewielkich restauracji z sushi – świeższego nie zjecie nigdzie indziej.
Na dalekim południu: sztuczną wyspę Odaibę, gdzie można spędzić dzień w mieście przyszłości. Warto zacząć go od salonu wystawowego Toyoty, potem wybrać się do Miraikan, Muzeum Nauki i Innowacji, wieczorem pójść na zakupy do Venus Fort (stylizowanego na Wenecję), a dzień zakończyć na 115-metrowym diabelskim młynie z widokiem na całe miasto.
Tokio praktycznie
Jak dojechać
Najwygodniej LOT-em, bezpośrednio z Warszawy. W promocji bilety można dostać już za 1800 zł. Dobrą ofertę mają też linie Air China. Lot jest z przesiadką w Pekinie, ale za to można zabrać dwie sztuki bagażu (każda po 23 kg) w klasie ekonomicznej – ideał dla uwielbiających zakupy.
Gdzie spać
Od Park Hyatt Tokyo, gdzie spotkali się bohaterowie „Między słowami”, po słynne hotele kapsułkowe – Tokio oferuje całą gamę miejsc noclegowych. Polecam biznesowe hotele Toyoko Inn blisko głównych stacji (2-os. ze śniadaniem w Shinjuku – 360 zł). Przyjemny jest też hostel Toco, urządzony w starym drewnianym domu (łóżko w dormitorium od 100 zł).
Co jeść
Wszystko. Nie ma drugiego miasta na świecie z takim wyborem restauracji i tak dobrym jedzeniem nawet w najtańszych jadłodajniach. Niektóre dostały gwiazdki Michelina – np. Tsuta, która serwuje ramen – esencjonalną japońską zupę (ok. 40 zł za porcję).
Tanie Tokio
W sieciowych restauracjach łatwo znaleźć obiad za 25 zł. Jeszcze tańsze jest żywienie się w supermarketach – wieczorem zestawy lunchowe bywają przecenione nawet o połowę. Zamiast wjeżdżać na ostatnie piętro Tokyo Skytree (bilet ok. 55 zł), warto wybrać się za darmo na taras widokowy Tokyo Metropolitan Government Building w Shinjuku. Z wysokości 202 m w pogodne dni widać Fudżi.
W Tokio niemal bez przerwy odbywają się darmowe festiwale – parada lisów, pokazy fajerwerków, tańce smoka, kwitnienie wiśni, a do tego weekendowe bazary. Kalendarz wydarzeń: www.gotokyo.org/eventlist