Megamiasta - sztuczne światła neonów, szum samochodów, głowy pochylone nad ekranami telefonów. Społeczeństwo przyszłości. Ultranowoczesne, ultraszybkie, ultraciche. Taką Japonię widziałam za pierwszym razem. Przemieszczałam się nocą z jednej metropolii do drugiej – bez możliwości zobaczenia skrawka gór czy ryżowego pola za oknem. Zatęskniłam do Japonii mniejszej, wolniejszej, odludniejszej. Japonii z przestrzenią. Japonii, gdzie drzewa pamiętają dotyk samurajów, kamienie na drodze kroki wędrujących posłańców, zamki przyjęcia urządzane z okazji pełni księżyca, gdzie świątynie tchną spokojną pewnością, która może wynikać tylko i wyłącznie z ciągle żywej tradycji – niezmiennej od tysiąca lat.
NA TEMAT:
W cieniu zamku
Siedzę sama w kamiennym basenie wypełnionym gorącą wodą. Naokoło mnie bambusy i jeden przekwitły już oleander. Mrok rozświetla papierowa latarnia. Powietrze na zewnątrz jest chłodne i rześkie. Nad kamienną niecką unosi się para. Łaźnie Biwa no Yu, z wodą z gorących źródeł, od szesnastu pokoleń należą do tej samej rodziny. Pewnie z powodu tej ciszy, która daje spokój myśli, były to ulubione łaźnie lorda Ishikawy. Przychodził tu na prywatne kąpiele ponad czterysta lat temu. Mógł sobie pozwolić na chwilę oddechu. W Japonii kończyła się trwająca ponad sto lat wojna domowa, podczas której poszczególni lordowie – daimyo – każdy z własną ziemią i z własną armią samurajów, walczyli o wpływy. Pod koniec XVI wieku pojawił się Oda Nobunaga, który „polityką krwi” zmusił większość daimyo do zjednoczenia się pod jego rządami. Po nim przyszedł Toyotomi Hideyoshi, przez wrogów nazywany małpą, a przez żonę łysym szczurem – niezrównany strateg, który dzięki sojuszom rozszerzył władzę na całą ówczesną Japonię. To on w 1590 roku obsadził księcia Ishikawę na zamku w Matsumoto w Alpach Japońskich. Ishikawa przebudował warownię, tworząc jeden z najpiękniejszych zamków w całej Japonii. Odbijająca się w fosie budowla wygląda jak wielki tort. Biało-czarne ściany, piętrowe wieże, spadziste dachy ozdobione figurą shachihoko – karpia z głową tygrysa, który sprowadza deszcz, a więc chroni przed ogniem. Wygląda jak bajkowa siedziba, ale to dobrze zaprojektowana forteca. Niewielkie kwadratowe otwory umożliwiały strzelanie do atakujących. Wystające poza mury alkowy miały w podłodze otwory, przez które można było zrzucać gorący piasek albo wrzącą wodę. Pomiędzy drugim a trzecim piętrem ukryto sekretny poziom. Z ostatniego, szóstego piętra, dowodzono obroną zamku. Widok stąd rozciągał się na całe miasto i dolinę, otoczoną śnieżnymi szczytami. Kiedy po śmierci Hideyoshiego władzę przejęli Tokugawowie, rozpoczynając trwającą prawie trzysta lat epokę Edo – czas stabilizacji i pokoju – lordowie z Matsumoto dobudowali specjalne zadaszone rusztowanie, z rozsuwanymi ścianami od północy, południa i wschodu. Pomieszczenie to służyło do obserwowania jesiennego księżyca. Do dziś jesienią odbywają się tu przyjęcia. Przy delikatnych dźwiękach harfy i fletu zebrani patrzą na wielką bladą tarczę, zawieszoną tuż nad ziemią. Podobno jesienny księżyc można zobaczyć trzy razy: na niebie, w wodzie i w czarce sake, którą trzymasz w dłoni. A jeśli sake jest zbyt mocna, księżyc widzisz aż sześć razy.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże