Na środku błękitnego płótna widnieje złoty rysunek słońca i szybującego pod nim orła. Z boku – ludowy kazachski ornament. Tak wygląda flaga, jeden z trzech, obok godła i hymnu, symboli niezależnego Kazachstanu. Na wszystkich przewija się motyw słońca i promieni, złoto i błękit zdobią flagę i herb. Każdy z kolorów i elementów ma swoje znaczenie, nawiązujące do historii lub przyszłości. Błękit w tradycji narodów tureckich oznacza wyższą siłę, bóstwo. Złoto, podobnie jak słońce – bogactwo i odrodzenie kraju. Pośrodku godła szanyrak (zwieńczenie jurty) symbolizuje pokojowe współistnienie wielu narodów w jednym państwie. A orzeł, szybujący nad kazachstańskimi stepami – wolność i niezależność każdego z nich.
Kazachstan wzdłuż i wszerz
Kiedyś, podczas prezentacji slajdów z Kazachstanu, usłyszałam, że „to kraj bezkresnych stepów i tysiąca jurt”. – Zaraz, zaraz – poderwałam się do odpowiedzi niepytana. – Istoty Kazachstanu nie da się zamknąć w dwóch wyrazach: step i jurta. Zbyt duży to kraj jak na taką trywialność. I zaczęłam wyjaśniać, o co mi chodzi. Aby przemierzyć Kazachstan pociągiem z południa na północ, potrzeba 30 godzin. Dużo większa odległość dzieli zachodnie rubieże od wschodnich. Jeśli znad Morza Kaspijskiego w stronę Mongolii polecimy samolotem, podróż zajmie mniej więcej tyle czasu, co lot z Warszawy do Londynu i z powrotem. Jeśli pojedziemy lądem, do celu dotrzemy po dwóch dobach. Dużo. Ale czy nudno? Nie, bo widoki za oknem potrafią zaskoczyć.
NA TEMAT:
Każdemu, kto jest ich ciekaw, Kazachowie najpierw opowiadają piękną legendę.
„Kiedy Allah tworzył świat, jeden naród otrzymał od niego bogate lasy, zielone pola i szerokie rzeki. Inny naród – piękne góry i błękitne jeziora. Kazach natomiast dostał sam step” – tymi słowami zaczyna się bajanie o powstaniu kazachstańskiej przyrody. „Obraził się Kazach, ale poszedł prosić Allaha, by okazał się łaskawym dla stepowego ludu. I oto zgarnął z torby Allah resztkę darów i rozproszył nad bezkresnym stepem malownicze góry, jeziora z krystalicznie czystą wodą i rwące potoki, rozrzucił szmaragdowe łąki, a góry przykrył pstrym dywanem różnych drzew i krzewów. Lasy wypełnił zwierzętami i ptakami, jeziora – rybami, a łąki – owadami i motylami, których nie ma nigdzie w świecie”.
Nie sposób nie uwierzyć legendzie, gdy dominujący stepowy pejzaż Kazachstanu co chwila urozmaicają nowe, zjawiskowe widoki. Zacznijmy naszą podróż na północy – to kraina soczystej zieleni lasów i błękitu jezior. Im dalej na południe Kazachstanu, tym szybciej zmienia się krajobraz: lasy przechodzą w step, step – w półpustynię. Na wschodnim krańcu leży Pogórze Kazachskie – strefa ubogich w roślinność pagórków. Znane są one za granicą z kręconych w tym miejscu filmów – to tutaj zobaczymy jurty i stada owiec. Dalej na południu wznoszą się wysokie góry Tien-szan. Gdyby zmienić kierunek wędrówki i udać się na północny zachód, dotrze się do rzeki Ural. Płynąca z gór o tej samej nazwie i wpadająca do Morza Kaspijskiego woda symbolicznie rozdziela Europę od Azji. Dzieli też Kazachstan: dziesiąta część jego powierzchni leży na Starym Kontynencie.
Perły Kazachstanu
Mieszkańcy Kazachstanu tak uwielbiają przyrodę swojego kraju, że opisują ją nie inaczej, jak za pomocą legend i opowiastek. Baśnie przekazują z pokolenia na pokolenie. Tak jak tę o młodej dziewczynie, co z miłości skoczyła do wody i przemieniła się w skałę, o tańczącym gaju brzozowym, który utrudnił przejście wrogim wojskom, o diabłach, raz do roku wychodzących z jaskiń i urządzających święto na stromej ścianie skały. Przyjezdnym i turystom podobne historie opowiadają przewodnicy albo „starożyły”, czyli ci, którzy z dziada pradziada mieszkają w jednym miejscu i w razie potrzeby służą za przewodnika po okolicy. Legendy przybyszom szepczą na ucho. Po cichu, by nie spłoszyć ducha natury.
Na szczycie skały znajduje się słoń z kamieni. Ma podniesioną trąbę, zwisające uszy, wielki tułów. Legenda mówi, że gdy podczas Wielkiego Potopu przepływała tędy Arka, wyszedł z niej słoń, na jedyny wynurzający się z wody skrawek. Nie chciał wracać, a Arka popłynęła dalej. Gdy zrozumiał, że pozostał sam, zasmucił się i skamieniał.
Mieszkańcy Burabai i okolicznych miejscowości wyciągają podobne historie jak z rękawa. Burabai jest przyrodniczą perłą północnego Kazachstanu. Rezerwat przyrody znajduje się zaledwie dwieście kilometrów od stolicy kraju, Astany, ale wydaje się być zupełnie innym światem. Nie brak tu wysokich gór, których zbocza spadają pionowo do jezior, ani gęstych sosnowych borów, a górskie potoki koją pragnienie w upalny dzień.
Legendarne pochodzenie przypisuje się również jezioru Bałchasz w południowo-wschodniej części Kazachstanu. Najpopularniejsza z baśni opowiada o bogatym kupcu Bałkaszu, który miał piękną córkę Ili. Pewnego dnia urządził on igrzyska, obiecując zwycięzcy rękę swej córki. Do zawodów stanął także ukochany Ili, biedny pasterz o imieniu Karatał. Mimo że wygrał zawody, zakochanym nie pozwolono się pobrać. Uciekli więc. Gdy kupiec się o tym dowiedział, wpadł w szał i zamienił kochanków w rzeki, a siebie – w jezioro. Odtąd Bałchasz rozdziela rzeki Ili i Karatał, nie pozwalając im się połączyć.
Po spacerze i wysłuchaniu opowiastek, przychodzi czas na wspólne picie herbaty. Mieszkańcy Kazachstanu mają gościnność we krwi, toteż częste zaproszenia na czaj nie powinny dziwić. Wraz z filiżankami, na stole z pewnością wylądują mięsne przystawki, sałatki i w końcu – gorące dania. Jedzenie posiłków to rytuał. A spożywanie z gościem – niemal święto, ze stołem zastawianym wedle zasady „czym chata bogata, tym rada”. Będziemy mieli okazję skosztować różnego rodzaju dań, w zależności od tego, pod czyim dachem akurat zagościmy.
Kraj stu nacji
– Dobrze, że jesteś. Chodź, herbata już stygnie. Wiem, że dla ciebie bez mleka, a z cukrem? Dzieciaków nie ma, nad jezioro poszły. A ja wczoraj ciasto upiekłam z kruszonką – abika, inaczej babcia, i pani domu w jednej osobie, ciąg niepowiązanych ze sobą informacji wypowiada jednym tchem. Zawsze bawiła mnie ta umiejętność przeskakiwania z tematu na temat. Ciekawe, że potrafią tak wszyscy mieszkający tutaj Tatarzy. Znajduję się w Imantau, tatarskiej wsi na północy Kazachstanu.
Na przestrzeni ośmiokrotnie większej od Polski mieszka zaledwie 17 mln osób. Przede wszystkim Kazachowie. Rdzenni mieszkańcy tych ziem to stepowy lud, pochodzący od plemion tureckich. Mieszkają tu również przedstawiciele około 150 różnych narodowości: m.in. Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Polacy, Niemcy, ale też Koreańczycy, Tatarzy, Czeczeni, Kurdowie czy Ujgurzy. Skąd taka różnorodność? Gdy w XIX wieku Kazachstan został podbity przez Rosję, na jego ziemiach osadzili się rosyjscy przybysze i Kozacy, którzy zajmowali się rolą. Później, już za czasów Związku Radzieckiego, do Kazachstanu zsyłano przesiedleńców z Europy. Polaków, Białorusinów, Ukraińców, Niemców i Estończyków kwalifikowano jako „kułaków” i potencjalnych szpiegów hitlerowskich Niemiec. Za hipotetyczne szpiegostwo, tym razem na rzecz Japonii, deportowano do Kazachstanu również Koreańczyków. Przesiedleniami próbowano łamać buntowniczego ducha ludów Kaukazu. Potomkowie tych, którzy przeżyli represje, utworzyli osobliwy miszmasz nacji, języków, kultur i religii.
Najbardziej różnorodny etnicznie jest północny Kazachstan. Niegdyś całe wsie zostały założone przez zesłaną na stepy ludność europejską i kaukaską. Jak Imantau – powstała jako osada dla oficerów carskiego wojska: ukraińskich Kozaków i Tatarów. Z czasem Ukraińców było w wiosce coraz mniej, migrowali oni do miast, po czym wyjeżdżali na Ukrainę. A Tatarzy zostawali. – Mamy tu parę rodzin Kazachów, ale to młodzi mieszkańcy, jeszcze niezżyci z resztą wspólnoty – stwierdza abika, dolewając mi tokmacz, czyli tatarski bulion z kury. Mieszkańcy etnicznych – polskich, tatarskich, czeczeńskich – siół tworzą małe ojczyzny, celebrując własny język i zwyczaje. Dla przykładu, w polskiej Wiszniowce dzieci podczas szkolnej akademii śpiewają „Jeszcze Polska nie zginęła”, a ich rodzice przygotowują kluski i bigos (zwany „bigusem”). Największą okazję do popisu kulinarnego mają 1 maja, w ustanowiony przez państwo Dzień Jedności Narodów.
Niektóre miasta obchodzą go z rozmachem. Na głównym placu ustawiają scenę – przedstawiciele każdego z kazachstańskich narodów mogą ją wykorzystać do prezentacji popisów ludowych. Obok sceny rozstawia się bogato zdobione jurty: w każdej można spróbować ludowych dań i kupić etniczne rękodzieła.
Etniczną różnorodność Kazachstanu najlepiej poznawać w prowincjonalnych miasteczkach i wsiach. Do większych z nich dojedzie się pociągami: przejażdżka plackartnym wagonem (przedziały są w nim otwarte i wyposażone w piętrowe kuszetki do leżenia) jest przygodą samą w sobie. Kiedyś zdarzyło mi się trafić na wagon „handlowy”. Pasażerowie przewozili dary południa: arbuzy, melony, torby z winogronami. Innym razem po pociągu biegała koza. Była tak przerażona stukotem kół, że za nic w świecie nie chciała przestać beczeć. Nawet w nocy.
To właśnie na południu i południowym wschodzie, blisko granic z Kirgizją i Uzbekistanem, należy szukać azjatyckiej duszy Kazachstanu. Obok dawnej, bogatej stolicy kraju – Ałmaty, mieszczą się tutaj ubogie osady stepowych pasterzy. O każdej porze gotowi są przyjąć zagubionego wędrowca i napoić go prawdziwą kazachską herbatą – czarnym czajem z dużą ilością mleka. I podsunąć talerz z baursakami – ciastem smażonym na głębokim tłuszczu. Zależnie od zamożności gospodarzy, możemy zostać poczęstowani także kazy, tradycyjną kiełbasą z koniny, która uchodzi za rarytas.
W ludności z zachodnich miast drzemie kupiecka mentalność – do położonych nad Morzem Kaspijskim naftowych miejscowości przyjeżdżają zagraniczni inwestorzy, by „ubijać interesy”. Na dłużej zatrzymują się tutaj jedynie prości robotnicy rafinerii, Kazachowie i często również zakaspijscy Azerowie. Ciężko będzie tu znaleźć etnicznego ducha narodu: region cechuje tymczasowość, przyjeżdża się, robi swoje i odjeżdża w siną dal.
Astana – nowoczesna stolica Kazachstanu
W samym centrum Kazachstanu znajduje się Astana – młoda stolica młodego państwa. Centrum biznesowe i rozrywkowe, ostatnio również coraz bardziej religijne. Oficjalnie w Kazachstanie dominuje islam, a co czwarta osoba jest chrześcijaninem. Jednak w rzeczywistości, wspólną, ponadnarodową cechą kazachstańskiej ludności jest mistycyzm – wiara w siłę wyższą. Wywodzi się ona z tradycji szamanizmu – co prawda po XVI wieku już go nie uprawiano, ale pozostawił po sobie ślady aż do dziś. Dla przykładu: wybierając się w góry, nie zapomnijcie skrawka materiału. Jeśli zawiąże się go na najwyższym drzewie, duch natury spełni życzenie.
Sama Astana przez kilkanaście ostatnich lat zmieniła się nie do poznania. Odwiedzając ją, ze smutkiem stwierdzam, że za każdym razem się w niej gubię – a wydawało mi się, że znam miasto jak własną kieszeń. Jak grzyby po deszczu wyrastają wieżowce ze szkła i „europejskie” osiedla. Wzdłuż rzeki ciągną się bulwary, przy chodnikach poustawiano nowoczesne rzeźby. Jak na stolicę przystało, miasto wita przyjezdnych szerokim gestem. „Astana – moja duma, twoja miłość” – głoszą billboardy.