TAJLANDIA

Bez tłumów, na dziko – Ania Alboth o podróżowaniu z rodziną po bezdrożach Tajlandii

Anna Alboth, 28.06.2018

Tajlandia

fot.: shutterstock.com

Tajlandia
Nie spotkać tłumów w jednym z najchętniej odwiedzanych krajów świata? Też wydawało się nam to niemożliwe.

Patrzysz na mapę i wybierasz miejsca, o których nie ma ani słowa w przewodnikach. Jeziora, góry i wioski nieodwiedzane przez turystów. Taki był plan naszej wyprawy do Tajlandii. Wraz z mężem Tomem i córkami: 8-letnią Hanią i 6-letnią Milą, lecieliśmy przekonani, że trudno będzie ominąć wszystkie popularne atrakcje. W końcu co roku przyjeżdża tu ponad 32 miliony osób! Od razu po przybyciu wypożyczamy auto, by jak najszybciej uciec z Bangkoku. Miasto nie chce nas jednak wypuścić. Długie kwadranse spędzamy w korkach na sześciopasmowych autostradach. Spaliny, uliczni sprzedawcy pukający w szybę, upał i zmęczenie. „W Bangkoku poczuliśmy smród” – zapisała w swoich notatkach Hania.

Ze stolicy można wyruszyć w kilku kierunkach. Na północ, do Ajutthai, ośrodka 400 świątyń i miliona turystów. Na południe, ku rajskim plażom albo jeszcze dalej, na gorącą wyspę Phuket. Wybieramy zachód – ruszamy w stronę sąsiadującej z Tajlandią Mjanmy. Między krajami działają cztery przejścia graniczne, ale ponieważ na każdym wymagane są wizy i dodatkowe dokumenty, ruch jest tutaj niewielki. Potem chcemy dotrzeć na samiutką północ.

NA TEMAT:

Drogi donikąd...

Nasz pierwszy cel to sztuczne jezioro Si Nakharin i jego okolice, skupisko parków narodowych. Dzięki wspaniałym wodospadom najbardziej znany jest Erawan. Każda z sześciu kaskad leży na innej wysokości, do wszystkich da się dotrzeć z dziećmi. Parki w Tajlandii słyną z dzikiej natury oraz dobrej organizacji, jest w nich czysto i bezpiecznie. Przy wjazdach do większość bez trudu znajdujemy stragany z jedzeniem. Są też kempingi, gdzie można wypożyczyć namiot, śpiwór, a nawet kuchenkę. Żeby na terenie któregoś z parków odbyć kilkudniowy trekking, trzeba dostać pozwolenie i opłacić przewodnika. Podczas wyprawy jest duża szansa na zobaczenie słoni, tygrysów czy małp. My rezygnujemy z tego pomysłu, bo rozśpiewane dziewczynki momentalnie płoszą wszystkie zwierzęta. Postanawiamy od tej pory nocować we własnym namiocie, niekoniecznie na kempingu.

Na początek naszej przygody wybieramy regiony Chainat i Uttaradit. Studiujemy mapę i sprawdzamy, które drogi wydają się prowadzić donikąd albo okrążać jezioro. Podążając nimi, dostajemy na śniadanie – w komplecie z papają prosto z drzewa – widok na stado bantengów azjatyckich, małpek czy kolorowych zimorodków polujących na ryby.

O jedzenie się nie martwimy, nawet na pozornym odludziu. Zawsze w granicach kilkudziesięciu kilometrów jest jakaś wieś lub miasteczko, a w każdym z nich jadłodajnie. Zazwyczaj to po prostu przedsionek domu, którego gospodyni gotuje więcej zupy czy ryżowego makaronu, niż potrzeba jej rodzinie. Wieczorami we wszystkich osadach rozkładają się bazarki. Ludzie kupują porcje do torebek foliowych na wynos albo pałaszują na miejscu. Gotowanie na własnej kuchence w Tajlandii się nie opłaca; dania kuchni tajskiej są smaczne, różnorodne, tanie i ogólnodostępne. Szybko przybywa nam kilogramów.

Żywimy się soczystymi owocami: mango, marakujami, ananasami. Ostrymi sałatkami z papają, rybno-warzywnymi zupami, grillowanym mięsem w najróżniejszych sosach, prażonymi świerszczami i innymi robaczkami. I dziesiątkami rodzajów sushi na sztuki. Na deser wybieramy kokosowe naleśniki, placuszki, pistacjowe pyszności, owocowe lassi. Wystarczy zajrzeć sąsiadowi do talerza i na migi poprosić o to samo.

W mniejszych miejscowościach po angielsku nie mówi prawie nikt. Nasze córki sporo podróżowały po świecie, więc wiedzą, że jedzenie może wyglądać inaczej niż w domu, ale smakować pysznie. Jeśli wybieracie się na wyprawę z dziećmi, przed wyjazdem dobrze jest je przygotować, opowiedzieć o miejscowych zwyczajach kulinarnych, sprawdzić nazwy bezpiecznych, lubianych dań lub produktów, takich jak ryż lub ziemniaki, nauczyć się mówić „poproszę”, „dziękuję” czy „chcielibyśmy zapłacić”.

Cały artykuł Ani Alboth o Tajlandii przeczytasz w jubileuszowym numerze „Podróże Ekstra 20 lat”. W kioskach od 15 czerwca.

 

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.