Któż nie chciałby pojechać do Dubaju? Z jednego w wielu wieżowców obejrzeć wspaniałej panoramy miasta? Na Złotym Suku nacieszyć oczy biżuterią, drogimi kruszcami i kamieniami? Zwiedzić wyspę-palmę lub zobaczyć bajeczne akwarium w centrum handlowym? I w końcu kąpać się w falach Zatoki Perskiej i wygrzewać na bajecznej plaży? Każdy. Bo Dubaj to symbol luksusu, zbytku, przepychu i nadmiernej konsumpcji. Na piasku zbudowano tu miasto, które ma nas oszołomić. Najwyższe wieżowce, pięciogwiazdkowe hotele, baseny usytuowane setki metrów nad ziemią. Miasto powstało z kredytów – zadłużone jest u swoich wierzycieli na ponad 100 miliardów dolarów.
Podróż marzeń
Po co Pałkiewicz, odkrywca i podróżnik, eksploatator nieznanych zakątków Ziemi, w ogóle pojechał do Dubaju? Zabrał tam żonę Lindę w 38. rocznicę ślubu. Mieszkali w super luksusowych hotelach i jadali w świetnych drogich restauracjach. Nie oparli się urokowi tego miasta. „Dubaj robi wrażenie. Jeszcze do wczesnych lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku był to zapomniany przez Allacha miniaturowy skrawek pustyni, zamieszkany przez kilkadziesiąt tysięcy Beduinów, rybaków, pasterzy i poławiaczy pereł. A teraz to metropolia. Wsiadając do taksówki i jadąc przez to morze kolorów, labirynt drapaczy chmur i piekło zgiełku, mam wrażenie, że znalazłem się w galerii sztuki współczesnej, zawieszony pomiędzy estetyką i transgresją, dziełem kunsztu i nadętością, prowokacją i proroczą wizją. I nie ukrywam, że w jakimś sensie galeria ta mnie urzeka — mnie, weterana podróży do zakątków nieobjętych cywilizacją” – pisze Jacek Pałkiewicz w książce „Dubaj. Prawdziwe oblicze”.
Szejk spogląda łaskawym okiem
W 1966 r., po przewrocie pałacowym, w którym obalono jego starszego brata, władzę w Dubaju przejął szejk Zaid. To on zlecił pewnemu młodemu angielskiemu urbaniście zrealizowanie jego wizji nowoczesnej metropolii z „mieszkaniami państwowymi pośród piasków dla koczowniczych Beduinów”, których głównym zajęciem była hodowla wielbłądów. Zadbał, by poddani nie musieli przemieszczać się więcej niż kilometr, aby dotrzeć do miejsca modlitwy. Ogromne i luksusowe lub małe nowoczesne meczety są w każdym zakątku miasta. Po śmierci szejka władzę przejął w 1990 roku jego syn, szejk Muhammad. Postawił na usługi finansowe, handel i turystykę. Dla przedsiębiorców stworzył raj podatkowy, dla turystów — luksus i wyjątkowość. Żądał od swoich doradców rzeczy niemożliwych, chciał miasta porażającego rozmachem i okazałością, odwagą i perfekcją. I to właśnie udało mu się osiągnąć. Powstają wyspy na morzu (np. w kształcie palmy), luksusowe hotele, najwyższe wieżowce świata. Choć szejk mawia, że dzisiejszy Dubaj, to dopiero 10 proc. jego wizji. „Dubaj dokonał fenomenalnego wyczynu – pisze Pałkiewicz - zdołał się doskonale sprzedać na Zachodzie jako idealne miejsce dla turystyki, wypoczynku, pracy i inwestycji. Zdumiewające, że wszystko to uzyskał
prawie wyłącznie dzięki zaciągniętym kredytom”.
Szejk, podobnie jak jego ojciec spogląda z wszechobecnych billbordów. „Gdy przemierzam miasto niemal klinicznie czystymi chodnikami i alejami, surowe, świdrujące spojrzenie szejka śledzi mnie na każdym kroku. Miejscowi twierdzą, że jeśli jesteś w miejscu, gdzie w zasięgu wzroku nie ma zdjęcia szejka Mo, to pewnie już nie jesteś w Dubaju” – czytamy u Pałkiewicza.
Kobiety Dubaju
To jedna z bardziej fascynujących obserwacji bywalców Bliskiego Wschodu. Obok kobiet obranych na czarno, z całkowicie zasłoniętymi twarzami i rękawiczkami na dłoniach pojawiają się piękne kobiety w zarzuconym na głowę hidżabie, z kosmykami włosów zalotnie wyciągniętymi na zewnątrz. Są perfekcyjnie umalowane, ubrane w ciuchy od najdroższych projektantów, a ich pasją są zakupy. Na zabiegi pielęgnacyjne, kosmetyki i ubrania wydają tysiące dolarów. Mogą dziś się kształcić i pracować, ale i tak większość z nich po wyjściu za mąż rezygnuje z pracy. „Mamy już za sobą etap równouprawnienia kobiet. Teraz powinniśmy nimi wzmocnić społeczeństwo. Naszym zadaniem jest stworzenie sfery, która pozwoli im osiągnąć ich najwyższy potencjał. Jestem przekonany, że stać je na dokonanie autentycznych cudów – twierdzi Jego Wysokość Muhammad ibn Raszid al-Maktum.
Czyżby szejk był aż tak postępowy? Niestety, sytuacja kobiet jest tu daleka od ideału. Dubajczycy, którzy podziwiają pracujące i odnoszące sukcesy kobiety nie są w stanie zaakceptować w tej roli własnych żon czy córek. Jak pisze Pałkiewicz, z nowymi normami Beduini po prostu sobie nie radzą. I przypomina historię, która wydarzyła się w 1995 r., a którą opisał brytyjski „The Guardian”: „Na plaży w Dubaju zaczęła tonąć dwudziestoletnia dziewczyna. Na pomoc tonącej rzuciło się kilka osób, lecz ojciec dziewczyny je powstrzymał. Doszło do przepychanek. Rodzic tłumaczył, że dotknięcie córki przez obcego mężczyznę mogłoby ją zhańbić. Wolał, żeby jego córka zmarła, niż by dotknął jej obcy mężczyzna — relacjonowała policja. Ratownicy nie zdołali jej ocalić i dziewczyna utonęła. To tragiczna historia będąca dowodem na ślepe przywiązanie do tradycji”.
Miejscowi w białych szatach
Nieskazitelne białe szaty (czasem szare lub żółtawe). Super luksusowe samochody. Wieczorem europejskie drogie ubrania i szklanka whisky w ręku. Nierzadko korzystają z usług prostytutek. „W Marriott Marquis spotykają się ludzie wielkich interesów. Właśnie przed hotel podjeżdża błyszczące maserati — a za nim czerwony bentley. Wysiadają z nich panowie w nieskazitelnie białych szatach, porządnie wykrochmalonych i idealnie wyprasowanych. Wysocy, atletyczni, smagli, czarnoocy, z nakryciem głowy noszonym niczym królewska korona, poruszają się z drażniącą pewnością siebie, uwodząc powłóczystym spojrzeniem mijane kobiety. Mężczyźni witają się po europejsku, krótkim skinieniem głowy i uściskiem dłoni. Potem znikają w klimatyzowanym lobby. Nagle wyczuwam za sobą czyjąś obecność. — Jeszcze do połowy lat 60. ubiegłego wieku ich ojcowie przemierzali w karawanach pustynię — słyszę za sobą spokojny głos Izmira. Musiał dostrzec, że uważnie obserwuję przybyszów. — Żyli w klanach, nie znali elektryczności czy instytucji poczty i oczywiście nie umieli czytać ani pisać” – opisuje Pałkiewicz.
Obcokrajowcy w mieście luksusu
Jest ich wielu. Lekarze, inżynierowie, specjaliści. Zarabiają kilkakrotnie mniej od miejscowych. Żaden rdzenny mieszkaniec Dubaju nie wykonuje też robót fizycznych, wszyscy mają zapewnioną pracę w instytucjach publicznych, wojsku, policji czy bankach. Ich pensje są tak wysokie, że nie można ich porównać z żadnymi płacami w Europie. Z reguły jednak nie pracują w ogóle. Żyją z odsetek od wynajmu nieruchomości dla zagranicznych inwestorów czy po prostu z pośredniczenia w gigantycznej wymianie handlowo-biznesowej. „Poziom zamożności sprawia, że lokalsi, nawet wyluzowani i wykształceni na Zachodzie, żyją w bardzo hermetycznym świecie, do którego nie mamy wstępu” – opowiada Pałkiewiczowi jeden z pracujących w Dubaju Polaków. Pracuje się tu długo. Wolne są piątki, święte dni dla muzułmanów. To czas, gdy obcokrajowcy mogą się zrelaksować, pójść na plażę, do restauracji czy kościoła.
Prawa człowieka
Pałkiewicz zwraca uwagę, że w Dubaju – choć kobiety mogą chodzić swobodnie ubrane, można korzystać z plaży czy pić alkohol – panuje ustrój autorytarny, a wobec działaczy demokratycznych stosowane są drakońskie represje i okrutne tortury. Unia Europejska wystąpiła do Zjednoczonych Emiratów Arabskich z apelem o poszanowanie praw człowieka i wolności obywatelskich, jednak bez skutku, bo petrodolary zapewniły szejkom pobłażliwość. Mieszkańcy Dubaju cieszą się bogactwem i luksusem, a w zamian zrezygnowali ze swobód obywatelskich.
Wypadki drogowe
Lepiej nie wypożyczać tu samochodu. W Dubaju dochodzi do wypadku średnio co trzy minuty. „Swego czasu miasto zwróciło się do Wielkiego Mufty Dubaju, najwyższego sunnickiego muzułmańskiego duchownego, aby w swojej fatwie, czyli opinii prawnej, napiętnował piratów drogowych” – pisze Pałkiewicz.
Zabójczy klimat
Turyści jeżdżą tu opalać się i korzystać z uroków gorących wakacji. Jednak od czerwca, a nawet już od maja, do października w Dubaju panują obezwładniające upały, temperatury sięgają nawet 50 stopni przy wilgotności 90 procent. Żyje się w klimatyzowanych domach, jeździ klimatyzowanym samochodem i pracuje w klimatyzowanym biurze. „To nieustanny szok dla organizmu, bo chłodne pomieszczenie oznacza często temperaturę 16 stopni, zatem różnica jest ogromna. W centrach handlowych czy w metrze jest tak zimno, że zawsze trzeba zabierać ze sobą lekki sweterek i szal” – pisze Pałkiewicz.
Dokuczliwe bywają burze piaskowe, które potrafią nagle ograniczyć widoczność do kilku metrów. Wieją silne wiatry, wszędzie wdziera się drobny piach i kurz. Wiosną i jesienią mgły potrafią sparaliżować miasto.
Współcześni niewolnicy
Dubaj wybudowali emigranci żyjący w fatalnych warunkach i zarabiający grosze. Wyzyskiwani imigrantów pochodzą z biednych obszarów Azji: Indii, Nepalu, Sri Lanki, Bangladeszu, Indonezji, Filipin, a tak że z Somalii, Erytrei i — zwłaszcza — Etiopii. „Piszący o Dubaju widzą często wyłącznie jego dostatek, nie dostrzegają żyjącej w ubóstwie 300-tysięcznej armii anonimowych gastarbeiterów pracujących na budowach za mizerne wynagrodzenie w półniewolniczych warunkach” – pisze Pałkiewicz.
Znany podróżnik dociera do tych wykluczonych. Zarabiają grosze, żyją w klitkach po kilkunastu. Szefowie zabierają im paszporty. Rahman myślał, że wygrał los na loterii, gdy zaproponowano mu pracę Dubaju. By tu dotrzeć, sprzedał ziemię swojej rodziny i zapożyczył się u sąsiadów. Pracuje 10 godzin dziennie za 240 dolarów miesięcznie. Nie może wrócić do domu, bo nie ma nawet na bilet. Nosi cegły i 50-kilogramowe worki z cementem. „Najtrudniej jest w skwarne dni, kiedy słońce rozpuszcza asfalt. Oni wtedy w ogóle nie opuszczają swoich klimatyzowanych pomieszczeń” – opowiada Rahman Pałkiewiczowi. „Tu nie można chorować, bo potem odliczają te dni od wypłaty. Czy uwierzysz, że przez te lata nie widziałem Dubaju inaczej, jak tylko z okna autobusu na trasie dom–praca–dom? Z trudem wytrzymuję, ale muszę akceptować każde warunki, żeby móc utrzymać rodzinę” – dodaje.
Coraz częstsza krytyka społeczności międzynarodowej sprawia, że temat taniej siły roboczej staje się wysoce kłopotliwy dla emira. Nic dziwnego, że dla przykrycia takich problemów w lutym 2016 roku pojawił się groteskowy temat zastępczy: nowo powstałe Ministerstwo Szczęścia.
Nie tylko plaże
Warto zwiedzić Dubaj, jego nowoczesną i starszą część. Kilkukilometrowe koryto kanału Creek jest ruchliwą arterią, wokół której narodziło się i rozwinęło miasto rozrywki i parków rekreacyjno-wypoczynkowych.
W nisko zabudowanej Al-Satwie, po drugiej stronie głównej arterii miasta, jest jak w Kairze. „To miasto prawdziwe, a nie plastikowe, bastion starego Dubaju, zamieszkany w przeważającej części przez Azjatów. Nie ma tu eleganckich hoteli ani lśniących witryn sklepowych. Na ruchliwych ulicach pełno za to sklepów włókienniczych i z częściami samochodowymi, szewców i świetnych krawców, warsztatów remontowych i pralni szybkiej obsługi. Można też kupić wszystko, co oferują w centrach handlowych, z tą różnicą, że tu ceny są dwukrotnie niższe. Albo posilić się za niewielkie pieniądze wśród tubylców, którzy jedzą bez użycia sztućców, w jednym z licznych lokalików z azjatycką kuchnią, bo Al-Satwa to miejsce na każdą kieszeń” – poleca podróżnik.
Warto zobaczyć Al-Bastakiję, która jest współczesnym skansenem. „To najstarsza zamieszkana część miasta, największe skupisko tradycyjnych zabudowań w Dubaju. Została całkowicie odrestaurowana i to zbyt przesadnie, bo w tym odświeżeniu zatraciła cały swój dawny urok” – pisze Pałkiewicz.
Deira to dzielnica handlowo-mieszkaniowa, będąca niegdyś sercem Dubaju. „Od pierwszej chwili czuje się tu bliskowschodnią atmosferę. Na zacienionych, ale mimo wszystko gorących, ruchliwych ulicach, pełnych sklepików z rzemiosłem, tradycyjnych arabskich kawiarenek, fast foodów, pizzerii, indyjskich i irańskich jadłodajni, spotyka się sporo skromnych, nie najczystszych hotelików, gdzie cena noclegu w pokoju wieloosobowym zaczyna się od kilkunastu dolarów. Wbrew temu, co się powszechnie uważa, w Dubaju niekoniecznie trzeba wydać fortunę. W odróżnieniu od całej reszty miasta tu panuje typowy azjatycki chaos, intensywny ruch — riksze, auta transportowe, rowery i piesi, dużo pieszych. (..) Oto i historyczny Stary Suk z chroniącą od słońca interesującą konstrukcją drewnianego dachu. Gwar nigdy tu nie cichnie. Krzykliwy tłum Hindusów w tradycyjnych szatach kłębi się wśród kolorowych pięknych tkanin i intensywnych zapachów przypraw Orientu. Chwilami trudno jest się poruszać. Sprzedawcy dość nachalnie zachęcają do kupna telefonu, souveniru, chusty, dywanu, nakrycia głowy, zegarka, obszywanych butów, torby, walizki, sprzętu elektronicznego... Nie dają spokoju także naganiacze. O cokolwiek zapytasz, wszystko ci zdobędą. Często bez pytania proponują też usługi atrakcyjnych prostytutek. I to wcale niedrogo!” – pisze Pałkiewicz.
To co, następne wakacje w Dubaju?