Dzięki anonsom w mediach udało się rozwikłać zagadkę. Wyjaśnił ją mieszkaniec jednego z małych miast w Szkocji. W latach młodości, właśnie w 1986 roku, razem z kumplami wyznającymi zasadę: „Co, my nie damy rady?”, wnieśli pianino na szczyt. Użyli do tego dwóch drągów. Grupa liczyła ponad dwudziestu pełnych fantazji facetów, którzy zmieniali się w dźwiganiu. Na szczycie „wyczyn” opili whisky, zagryźli ciasteczkami, po czym stwierdzili, że są zbyt zmęczeni, by taszczyć pianino na dół. Chcieli znieść je we fragmentach, ale okazało się, że jego rozmontowanie grabiejącymi z zimna rękami wcale nie jest takie proste. Pozbawili instrument jedynie klawiatury, a klawisze rozdzielili między siebie na pamiątkę. Na końcu przysypali pianino kamieniami, a przy okazji również i papierki po ciasteczkach.
NA TEMAT:
Samochodem na Snowdon
Równie szalone przedsięwzięcie zanotował na swoim koncie w 2011 roku inny Brytyjczyk. Postanowił on wjechać terenówką na szczyt Snowdona, najwyższej góry Walii. Właściwie trudno powiedzieć, że to jego pomysł – podsunęła mu go przeczytana gdzieś „Lista 50 rzeczy, które powinieneś zrobić przed śmiercią”. Liczący 1085 m n.p.m. Snowdon na tzw. klasycznej drodze stromy nie jest, ale znajduje się na terenie parku narodowego, w którym nie ma dróg dla samochodów. Pomysłodawca miał do wyboru jazdę kamienistym szlakiem albo po wybudowanych w XIX wieku torach zabytkowej kolejki (zarzekał się, że torów unikał). Jakoś mu się udało dotrzeć na górę, choć – jak się chwalił – we mgle i deszczu łatwo nie było. Porzucony samochód zwieziono kolejką w dół w atmosferze sensacji. Oddano go właścicielowi, który pod ostrzałem krytyki wyraził nawet skruchę.
Dwa tygodnie później samochód... znowu znalazł się na szczycie! Tym razem z kartką za szybą, że jest do sprzedania na portalu aukcyjnym. Tu już poczucie humoru władz się skończyło. Wprawdzie kierowca zapewniał, że nie on to zrobił, że samochód mu skradziono, gdy biwakował w dolinie, ale nikt mu nie wierzył. Za zniszczenie torów, bo udowodniono, że trochę po nich jednak jechał, oraz złamanie parkowych przepisów postawiono go przed sądem. Jaki był wyrok, informacji nie znalazłam, ale sędzia nie krył, że „upór i głupota pozwanego są naprawdę niezwykłe”.
Wanna na Mont Blanc
Najgorsze jest to, że naśladowców czy chętnych do przebicia takich pomysłów nie brakuje. Pal sześć, jak ktoś coś wnosi, a potem znosi – tak było np. z wanną z jacuzzi wtaszczoną na szczyt Mont Blanc. Jeśli coś zostaje na górze, przestaje już być śmiesznie. Na wspomnianych Ben Nevisie i Snowdonie służby donosiły również o znalezieniu łóżka, taczki, wózka inwalidzkiego, drąga do tańca na rurze. Puste beczki piwa to niemal standard. Mam wrażenie, że coraz częściej zdobycie góry ot tak, dla samego siebie, widoków czy obcowania z naturą przestaje być dla niektórych wystarczająco motywujące.