Wiedeń tradycyjny i Wiedeń nowoczesny
Szczerze pani powiem” – zniża ton konfidencjonalnie elegancka dama spotkana na Albertinaplatz – „nie podoba mi się ten kikut”. Mowa o 64-metrowej bryle z tytanu autorstwa Hansa Holleina, wznoszącej się od 2004 r. nad gmachem Albertina Museum. Stoimy tam, przyglądając się fasadzie budynku, przed którym dorożki zaprzężone w konie tarasują przejazd futurystycznym modelom miejskich rowerów. „Ale co robić” – dodaje pani z westchnieniem – „taka jest sztuka nowoczesna”. Po czym z godnością oddala się w towarzystwie swojego chihuahuy, prawdopodobnie w kierunku ulubionej kawiarni na Milchkaffee und Strudel.
Dziś, podobnie jak przed stu laty, nie wszystkim mieszkańcom Wiednia pasują artystyczne eksperymenty w postaci „kikuta” czy choćby trójczłonowego, nadmuchiwanego biustu („Busenwunder” autorstwa Dorothee Golz), kołyszącego się przed wejściem do MuseumsQuartier, dawnych stajni cesarskich przerobionych na kompleks muzeów i galerii. I nie zdążyłam zapytać, co sądzi ta dystyngowana pani na temat określenia jednego z miejskich skwerów mianem Falcostiege, ku czci gwiazdora pop nurtu new romantic, który wsławił się przebojem „Rock Me Amadeus”. Ale wśród turystów takich jak my cały Wiedeń wzbudza entuzjazm. W Polsce jedynie plastikowa palma na rondzie de Gaulle’a była przedmiotem sporów i trudno doszukać się u nas takich aktów urbanistycznej odwagi.
NA TEMAT:
Hundertwasser i erotyczne uniesienia
„Osoby bardziej konserwatywne na pewno wciąż uważają Friedensreicha Hundertwassera za lewicowego fantastę, a Egona Schiele za zwyrodnialca (przecież malował prostytutki!). Ale nie można wszystkich usatysfakcjonować”, śmieje się Franka, rodowita wiedenka, która towarzyszy nam w wycieczce po mieście. Budynek autorstwa Hundertwassera, przyciągający rocznie tysiące turystów, zwiedziliśmy dziś rano. Rzeczywiście wyglądał osobliwie, jak sen Gaudiego o recyklingu, cały w krzywiznach i przyklejonych pod dziwnym kątem gipsowych rzeźbach. Pokaźne zbiory malarstwa Schielego, skarb wiedeńskiej kolekcji Leopolda, mamy zamiar obejrzeć po południu, jeśli tylko starczy nam czasu. Póki co, zwiedzamy jeszcze inną świetną wystawę w Wien Museum im Künstlerhaus, poświęconą XIX-wiecznemu malarzowi Hansowi Makartowi. Jak doskonale świadczy o tym ta wizyta, 200 lat temu wiedeńska sztuka też chętnie karmiła się kontrowersją. Spoglądając na festiwal jędrnych pośladków i erotycznych uniesień, zamaskowanych jako sceny mitologiczne, nie mam wątpliwości, że panie i panowie na wernisażu Makarta musieli dostawać zadyszki. I jak wyjaśnia przewodnik, była to część planu artysty obliczonego na wywołanie oburzenia – brzmi zupełnie jak współczesna strategia artystyczna. „Swego czasu nawet secesyjne zawijasy Otto Wagnera wzbudzały dąsy”, dodaje Franka. „Gdy w 1897 r. kilkunastu artystów porzuciło akademickie nurty sztuki i założyło Stowarzyszenie Artystów Austriackich, secesja była formą buntu wobec utartych konwenansów. Teraz jednak budynki zaprojektowane przez Wagnera są chlubą miasta”. Zatem w sporze między sztuką a panią z chihuahuą wynik pozostaje 1:0.