Widok z łajby zachwyca. Beżowo-brązowe bądź dla odmiany niebiesko-popielate wzniesienia wyrastają z morza niczym monstrualne baby z piasku. Tak regularne, jakby ktoś postawił je „od formy”.
Przechylam się nad relingiem: pryskające na twarz krople słonej wody orzeźwiają mnie. – Zmiana wachty! – Paweł oznajmia, że schodzi ze swojego dwugodzinnego dyżuru. Kolej na mnie: siadam obok kapitana. Koło sterowe przesuwa się między palcami, a łajba z gracją ześlizguje po falach.
1. Szybenik
W dali majaczy Szybenik, a tuż obok nas wynurza się z fal półokrągła twierdza św. Mikołaja, z malutkimi oknami strzelniczymi. Podpływamy bliżej – mam wrażenie, że budowla została zbudowana bezpośrednio w wodzie. – Powstała w XVI w., podczas podbojów tureckich – Adam, nasz pokładowy przewodnik, chwyta za jedną ze swoich książek. Twierdzę zbudowali Wenecjanie, którzy przez kilka stuleci, od początków XIV do końca XVIII w., władali miastami Dalmacji. Wraz z twierdzą św. Jana, twierdzą Šubićevac oraz zamkiem św. Anny, wzniesionymi na lądzie, stanowiła skuteczny system zabezpieczeń. Mimo licznych prób Turcy nigdy nie zajęli miasta.
Widok z perspektywy jachtu hipnotyzuje. Czerwone kaskady dachów skierowane są równiutko w kierunku wody. Gdzieniegdzie wyłania się półokrągłe sklepienie katedry św. Jakuba. Dziś taki kształt wykonuje się z łatwością przy użyciu plastycznych materiałów, metalu i szkła, ale na przełomie średniowiecza i renesansu taka konstrukcja to wyczyn na skalę światową! Kopułę zbudowano z równiutkich bloków kamienia. Przylegały do siebie tak ściśle, że nie potrzebowały spoiwa. – Ludzie w średniowieczu budowali sprytniej niż specjaliści w XX w. – Adam jest wyraźnie rozbawiony, gdy czyta, że ci, którzy odbudowywali katedrę po zniszczeniach wojennych, naprawiali ją za pomocą cementu.
Szybenik zwiedzamy nocą. Chłoniemy przyjazną atmosferę otwartych do późna kafejek, ożywionych głośnymi rozmowami. Potem miarowy taniec fal i ich delikatny szum kołysze nas do snu.
Cumowanie w Szybeniku
Przy nabrzeżu miejskim, 100 m od stacji paliw, cumowanie (z dostępem do wody pitnej) ok. 40 EUR za dobę. Marina ACI – jedna z najnowocześniejszych w Chorwacji – jest położona dalej od centrum.
2. Park Narodowy Krka
Kolejny przystanek robimy w marinie w Skradinie, kilka kilometrów od Parku Narodowego Krka. Zgodnie z przepisami wpływamy do niej na silniku. Mimo to z dużym wysiłkiem omijamy ciasną plątaninę cum.
Droga do parku wiedzie przez malowniczy przełom górski. Nie żałujemy, że zamiast jazdy tramwajem wodnym wybraliśmy prawie godzinny spacer drogą prowadzącą w połowie zbocza. Jest co podziwiać! Rezerwat chroni aż 860 gatunków roślin i 211 gatunków ptaków, ale jego największą atrakcją jest siedem toczących się z hukiem wodospadów. Najdłuższy z nich, Skradinski Buk, składa się z 17 kaskad. Ich łączna długość to 800 m! Woda rozpryskuje się z impetem, a potem unosi delikatnie, pokrywając nasze twarze wilgotną mgiełką. Na wodospadzie działała jedna z najstarszych na świecie elektrowni wodnych. Uruchomiono ją w 1895 r., zaledwie dwa dni po otwarciu elektrowni na Niagarze. Obie zaprojektował ten sam twórca, Nikola Tesla. Elektrownia w Krku zapewniała pobliskiemu Szybenikowi energię elektryczną na długo przed innymi europejskimi miastami.
Jest późne popołudnie i mamy niewiele czasu. Wracamy więc – tunelem z zieleni, rozpoczynającym się u stóp wodospadu. Jego pomruk zanika w oddali.
Cumowanie w Skradinie
W czynnej cały rok marinie ACI są: kantor, restauracja, węzeł sanitarny. Najbliższa stacja paliw w Szybeniku.
3. Trogir
Ze Skradiny do Trogiru jest ok. 45 mil morskich. Ciągnący się wzdłuż nabrzeża bulwar ozdobiony jest rzędem wysokich palm. Pierwszych, jakie widzę od początku rejsu. Tuż przed nimi, przy brzegu, cumują drogie jachty i zwyczajne „łódki” turystyczne. Trogir nazywany jest często małym Dubrownikiem. Tyle w nim zabytków.
Stojąca na samym brzegu wyspy twierdza Kamerlengo dziś często służy za plan filmowy, a starówkę Trogiru w 1997 r. wpisano na listę UNESCO.
Tutejszy pałac należał do admirała Alviza Čipko, dowódcy trogirskiej eskadry w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto. W jego podcieniach znajduje się przywieziony z wojny drewniany kogut i rzeźba bogini Fortuny, która podczas bitwy zdobiła dziób okrętu admirała.
Rankiem, po zwiedzaniu miasta, drepczemy po wyjątkowo długim moście dla pieszych na pobliski targ rybny. W plastikowych skrzynkach widzę ośmiornice, małże, krewetki, a nawet przypominające czasy dinozaurów skorpeny. Zatrzymuję się chwilę nad ostrygami wyglądającymi z otwartych muszli. – Łatwo je przyrządzić, nawet na jachcie – przekonuje sprzedawca. Daję się przekonać. Wieczorem mamy niezłą zabawę, przygotowując popularne tutaj danie. Czyścimy małże w zimnej wodzie, dodajemy drobno pokrojony czosnek, pietruszkę i wszystko podsmażamy na oliwie z oliwek. Dodajemy wino. Tego wieczoru na naszym stole pojawia się dagnje na buzaru, czyli duszone ostrygi.
Cumowanie w Trogirze
Marina ACI również jest czynna cały rok. W weekendy zdarza się, że nie przyjmuje jachtów z zewnątrz. Na miejscu restauracja, węzeł sanitarny, stacja benzynowa, dostęp do energii elektrycznej i wody, wi-fi, pralnia.
4. Hvar
Żeglujemy pomiędzy stałym lądem a wyspami. Ziemię mamy więc zawsze w zasięgu wzroku. Dopiero z Trogiru wypływamy na pełne morze. Wokół nas 30 jachtów! Słyszę, jak białe żagle z łoskotem łopoczą na wietrze.
W Hvarze zarzucamy kotwicę na środku zatoki. Port jest otwarty na zachodnie wiatry, nie chcemy więc ryzykować niespodzianek. Jedna osoba zostaje na wachcie, a pozostali przedostają się na brzeg pontonem. Przechodzimy przez centralny plac miasta, który pod względem wielkości jest drugim, po placu św. Marka w Wenecji, rynkiem miejskim nad Adriatykiem. Podobnie jak wenecki, ten również otwiera się na zatokę.
Zachwycają nas fasady kamienic – z zadartymi głowami zaczynamy wspinać się po schodach, do znajdującej się na szczycie twierdzy. W wąskich przejściach mijamy pojedyncze stoliki. Czasem zamiast nich stoi drewniana beczka z malowaną ręcznie nazwą lokalu. Trzeba się o nią otrzeć, by przejść dalej przez wąski przesmyk pomiędzy budynkami.
Cumowanie w Hvar
Marina ACI Palmižana znajduje się naprzeciwko wyspy i miasta Hvar. Węzeł sanitarny, restauracja, wi-fi; możliwość rzucenia kotwicy w zatoce – gratis. Stacja benzynowa jest w pobliskim porcie Križna.
Widok zatoki, pobliskich wysp i okalających Hvar lasów jest niesamowity. W dole dostrzegamy naszą bavarię, lekko kołyszącą się na falach. W drodze powrotnej zahaczamy o arsenał, w którym w 1612 r. zorganizowano jeden z najstarszych stałych teatrów w Europie. Wejść do niego mógł każdy, bez względu na status społeczny.
Wsiadamy na jacht i tym razem nocą żeglujemy z powrotem do Splitu. – Cumy na keję – komenderuje kapitan. Młody marinero z obsługi sprawnie zawiązuje je na pachołkach. Łza w oku się kręci, bo to ostatnie „parkowanie” w tym roku. Czas się zbierać. Ahoj! Do następnego rejsu!
Cumowanie
Za miejsce postojowe bavarii 36 (to popularny, łatwy do wynajęcia jacht) w marinach ACI (kompleksie zrzeszonych marin w Chorwacji z określonym standardem: dostępem do wody pitnej, prądu, wi-fi, rezerwacją przez internet) zapłacimy ok. 70 EUR za dobę. Ostateczną cenę najlepiej ustalać z mariną.
www.rejsychorwacja.com, www.aci-marinas.com