CZECHY

Praga szlakiem... herbaty! Odwiedzamy najlepsze herbaciarnie w mieście

Anna i Piotr Mojżyszkowie, 12.10.2017

Jesień w Pradze

fot.: www.shutterstock.com

Jesień w Pradze
Czy wiecie, co to za uczucie – sczajować się? Jeśli nie, czym prędzej planujcie wyjazd do Pragi. Spotkacie tam herbaciarzy, którzy mówią, że czaj to woń wolności i podróży.

Wszyscy byli bardzo zmęczeni. Gęsta puszcza utrudniała marsz, a szli już dobrych kilka dni. Gdy wdrapali się przez bukowy las na wzniesienie, praojciec Czech nakazał postój. Widok był wspaniały. „Tu zostaniemy! Aż po horyzont będzie sięgać nasze państwo” – wskazał ręką na szeroką równinę, przeciętą wstęgą rzeki. No, tak to mniej więcej wyglądało! Takie były początki Republiki Czeskiej – opowiada nam Martin, siorbiąc z małej czarki. – I właśnie tam, na górze Rzip, założę pierwszą w tej części świata herbacianą plantację – dodaje. – Herbata na tej szerokości geograficznej? – uśmiechamy się z niedowierzaniem. Ale u Czechów wszystko jest możliwe. Wyobraźcie sobie, że w całym kraju działa kilkaset herbaciarni, a w każdej siedzi pełno sączących napar ludzi.

NA TEMAT:

Praga jest jednym z najbardziej popularnych miast świata. Chcemy poczuć jej atmosferę, przepychamy się więc przez tłumy na moście Karola. Potem próbujemy przejść przez rynek o pełnej godzinie, gdy wszyscy stoją wpatrzeni w słynny Orloj, ruchomy zegar astronomiczny. Siadamy w końcu w Cafe Louvre, gdzie zbierała się niegdyś śmietanka kulturalna Pragi. Widzimy, jak ustawiają się kolejki i każdy łakomym wzrokiem wypatruje wolnego miejsca, by spocząć, napić się cappuccino i delektować słodkim torcikiem wiedeńskim. Wydajemy majątek na następną kawę w Savoyu – jak przekonują nas czescy znajomi, tam po prostu trzeba pójść. W końcu mamy dosyć. Nie chcemy już słodkich trdelníków, sklepów z kryształami, złotych łańcuszków ani tajskich masaży.

Herbaciany klub Orijin Tea

Jak wybawienie w spokojnej uliczce odchodzącej od dworca kolejowego pojawia się szyld z zielonym listkiem. To znak herbacianego klubu pana Jin Wei. Wewnątrz cicho i przyjemnie. Na drewnianym stole stoi przepiękne „morze herbaty” – specjalna drewniana taca do zaparzania. Jin skrupulatnie przelewa wrzątkiem dzbanuszki i czarki, do wygrzanego naczynia wsypuje liście i daje nam powąchać. Potem zalewa schłodzoną wodą i podaje w zielonkawych miskach. Powoli popijamy.

Orijin Tea działa od 2002 r. Specjalizuje się w oryginalnych herbatach chińskich i tajwańskich. Jin zauważył, że Czesi lubią ten napój, postanowił więc sprowadzić najlepsze gatunki i nauczyć prażan właściwego zaparzania. Tak powstał klub. A która herbata jest najlepsza? – To zależy od pory roku i od tego, co się lubi – mówi Jin. – Zimą lepiej nie pić zielonej, bo wychładza. Bardziej smakują wtedy czerwone herbaty. A gdy robi się ciepło, dobre są zielone, białe i jasne oolongi.

Herbata Praga
Czesi przychodzą wyciszyć się do herbaciarni, fot. Piotr Mojżyszek

Herbaciarnia Tea Mountain

Pod placem Wacława jak zawsze tłumy. Na stacji Mustek krzyżują się dwie linie metra. Wsiadamy w linię B i dojeżdżamy do dzielnicy Karlin. Ocienione drzewami chodniki prowadzą nas wśród wysokich starych kamienic prosto do herbaciarni Tea Mountain na ulicy Krizíkovej. Wewnątrz przepiękne nowoczesne połączenie kamienia, drewna i miękkich linii. Delikatnie oświetlona ceramika kusi, by dotknąć. Za wielkim drewnianym blatem stoi Martin, śmiałek od plantacji herbaty na górze Rzip.

W herbaciarni ma około 200 rodzajów herbaty. Która jest dobra i niedroga? – Wszystkie! Nigdzie indziej takich herbat nie kupicie – odpowiada. Z każdą związana jest opowieść, bo Martin sam jeździ po nie po całym świecie. – Ta pochodzi z małej wioski pod chińską górą Fenghuang. W tym roku hitem był organiczny czaj ze starego kultywaru od pana Kajihariego z Japonii – wylicza. Próbujemy, cmokamy, siorbiemy. – Czuć w niej orzeszki, śmietanę, no taką nutellę! – przekonuje Martin. Ania czuje lekarstwo na gardło.

A jak się to wszystko zaczęło? Martin pojechał kiedyś do Nepalu. Nie wiedział, co zrobić ze swoim życiem. Myślał o sprowadzaniu nepalskich makatek, ozdób i suwenirów. Pewien lama uświadomił mu jednak, że cały czas pije herbatę i może lepiej właśnie jej się poświęcić. Po powrocie w swoim małym mieszkaniu na Żiżkowie urządził herbaciany magazyn i sklep. Z czasem, gdy rodzina się powiększyła, Martin znalazł inne miejsce na biznes. Tak powstała Tea Mountain. Gdy rozmawiamy i pijemy gęsty, oliwkowy oolong, herbaciarnia powoli się zapełnia. Martin opowiada o każdej herbacie tak, że chce się wszystkich spróbować i kupić. Nie wiemy, czy to asertywność, czy brak pieniędzy ogranicza nasze zakupy do pięciu rodzajów. Ale jak to Martin mówi: – Lepsze trzy dni bez jedzenia niż jeden bez herbaty.

Herbata Praga
herbata, fot. Shutterstock.com

Dobra Cajovnia

Wąskie zakamarki, piękne kamienice i zero ludzi. Do Cajovni Matki, czyli pierwszej w Czechach Dobrej Cajovni, przemykamy opłotkami. Plac Wacława to charakterystyczne miejsce, gdzie rozgrywały się najważniejsze dla kraju wydarzenia. Dziś to główna arteria Pragi, pełna sklepów, restauracji i klubów.

Z Alesem spotykamy się w jego królestwie. Emanuje spokojem. Zadbany, we wrzosowej azjatyckiej koszuli zaprasza na herbatę. Muzyka sączy się leniwie, szemrzą głosy, stuka szkło, woda bulgocze na ogniu. – Wiecie, że po pierwsze herbaty jeździliśmy do Polski? – zaczyna Ales. – To u was w latach 80. były relatywnie dobre oolongi i herbaty cejlońskie. Z Węgier szmuglowaliśmy te pochodzące z Chin. Teraz te same marki sprzedajemy Węgrom – ciągnie.

Pierwsza herbaciarnia w Czechach powstała na początku XX w., z okazji wystawy Izby Handlowej. Cajovnia została potem przeniesiona do Pałacu Lucerna, zbudowanego przez dziadka Vaclava Havla. Kompleks kulturalno-handlowy z kinem, salą widowiskową na 4000 osób i najnowszą atrakcją – rzeźbą Davida Cernego „Koń” – po dziś dzień przyciąga turystów.

Herbaciarnia natomiast z czasem zmieniła się w gospodę. Dopiero w latach 80. czajowe tradycje podjęła półlegalna grupa Tea Lovers. Przemycali herbatę, parzyli i pili ją w swoich mieszkaniach, marzyli o podróżach i prawdziwym lokalu. Nikt nie spodziewał się, że komunizm upadnie. Aż wreszcie przyszedł czas na spełnianie marzeń i 1 czerwca 1993 r. Ales z grupą znajomych otworzył mały sklepik z herbatą sprowadzaną z Londynu i Hamburga. – Pamiętam, że pierwszego dnia sprzedaliśmy tylko sitko do zaparzania za 25 koron – uśmiecha się. – Ludzie przychodzili, kupowali herbatę i prosili, żeby im wytłumaczyć, jak ją odpowiednio przyrządzić. W końcu postawiliśmy na środku skrzynię i zaparzaliśmy na miejscu sprzedawaną herbatę. Sklep powoli przekształcił się w herbaciarnię – ciągnie.

Dziś na całym świecie działają 34 Dobre Cajovnie, z czego dwie w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że w czeskich jest mnóstwo miłośników herbaty. W Polsce wygląda to niestety dużo słabiej. Dlaczego? – Mam dwie odpowiedzi – mówi Ales. – Herbaciarnia to coś między gospodą a kościołem. Czesi mają już dosyć knajpianej atmosfery i papierosowego dymu, a kościoły omijają szerokim łukiem. Przychodzą więc wyciszyć się do herbaciarni. – A druga odpowiedź? – dopytujemy. – To po prostu cud.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.